Artykuły

Kochanie, rozpuściłem dzieciaki!

Wychowanie: bez stresu, bez sukcesu

Numer 15/ 2013
„Istotą dobrego autorytetu jest kochać, stymulować, towarzyszyć dziecku i ochraniać je tak, aby wspierać rozwój jego osobowości”. „Istotą dobrego autorytetu jest kochać, stymulować, towarzyszyć dziecku i ochraniać je tak, aby wspierać rozwój jego osobowości”. Corbis
Po stuleciach twardej ojcowskiej ręki wahadło wychyliło się w drugą stronę – dzieci stają się tyranami dla rodziców. Jak nie wychować sobie despoty, radzi francuski psycholog Didier Pleux.
Didier PleuxArchiwum prywatne Didier Pleux

Zdezorientowani rodzice, umordowani nauczyciele i pedagodzy zalecający powrót do dawnej dyscypliny ostrzegają: stop, dość już schlebiania dziecięcemu ego! Bo oto na naszych oczach „dziecko tyran” staje się autentycznym zjawiskiem społecznym. Niejedno upragnione, uwielbiane, wychwalane, hołubione i rozpieszczane dziecko nie uznaje autorytetu, nie potrafi znieść żadnych przeciwności ani odmowy. Specjaliści ds. wychowania przyjmują w swoich gabinetach coraz więcej szkrabów, które jeszcze od ziemi nie odrosły, a już są uzależnione od natychmiastowej gratyfikacji. Nie tak dawno obowiązkową lekturą było „Summerhill” Alexandra S. Neilla, książka należąca do kanonu pedagogiki wolnościowej. Obecnie hitem stają się książki opisujące zniecierpliwienie rodziców. Za oceanem Adam Mansbach, ojciec wyczerpany kaprysami dwuletniej córeczki, sprzedał już pół miliona egzemplarzy książki „Śpij już, k***a, śpij”. Mnożą się blogi prowadzone przez zirytowane matki. Nawet prasa kobieca zajmuje się tym problemem, pisząc na przykład o „tabu bitych rodziców”. Jak współczesny młody człowiek zmienił się w despotę? Dlaczego rodzice pozwolili mu, aby poczuł się jak basza? Jak oprzeć się ciągłemu manifestowaniu swego „ja, ja, ja!”?

Niektórzy specjaliści są zaniepokojeni rosnącą wszechwładzą najmłodszych. Jak zdefiniowałby pan małego tyrana?
Didier Pleux: Jest to przede wszystkim rozpieszczone dziecko, oczko w głowie rodziców, któremu na niczym nie zbywa – oczywiście na miarę statusu społecznego rodziny. Dodatkowa cecha: mowa tu o dziecku, które przejęło władzę w domu. Rodzice czują się bezsilni, bezradni. Powtarzają, że już sami nie wiedzą, co robić. Takie dziecko generuje niepokój w swoim otoczeniu, a zarazem niszczy samo siebie poprzez swój rozbuchany egocentryzm. Można podać różne przykłady: od trzyletniego szkraba, który przestaje być posłuszny – jada i śpi, kiedy zechce, aż po nastolatka, który przestaje się odzywać do rodziców, wyzywa ich i staje się agresywny.

Jak wielu kolegów po fachu odnotowuje pan coraz większą liczbę takich pacjentów. Jaka jest skala tego zjawiska?
Trzydzieści lat temu rozpieszczone dzieci stanowiły dwa procent moich pacjentów. Zdecydowaną większość, ponad 90 proc., stanowili młodzi ludzie z problemami osobowościowymi albo tacy, którym doskwierał brak pewności siebie. Obecnie jest odwrotnie. Dziewięciu na dziesięciu małych pacjentów przewijających się przez mój gabinet wykazuje nietolerancję frustracji oraz autorytetu. Oczywiście nie można uogólniać tej statystyki na cały kraj, ale widać wyraźny trend.

Kiedy się to zaczęło?
Przed około 40 laty. Od końca XIX w. do pierwszej połowy XX w. obserwowano raczej patologie wynikające z Freudowskiej zasady przyjemności. Były to czasy ciężkich ograniczeń w życiu zawodowym, rodzinnym, społecznym, kiedy to było mało miejsca na hedonizm. Począwszy od lat 70. i 80., zaczęliśmy obserwować przechył w drugą stronę. Obowiązującym hasłem stało się: „Ciesz się życiem, bądź sobą, bądź tym, kim jesteś”. To był zbawienny trend, ale urósł do nadmiernych rozmiarów. Jednostka potrzebuje miłości, aby się rozwijać. Ale również frustracji, realnej oceny samej siebie (nie jestem cudownej urody) i innych (oni nie są „rzeczami” mającymi służyć mojej przyjemności), jak też realnej oceny życiowych perypetii i ograniczeń.

A zatem rozpieszczone dzieci nie są szczęśliwe?
Faktycznie. Nietolerancja frustracji jest cierpieniem. Gdy tylko dziecko nie dostaje tego, co chce, kiedy coś idzie nie po jego myśli, gdy inni nie zachowują się tak, jak ono chce, jest mu z tym źle. Często łatwiej jest „wyleczyć” dziecko będące ofiarą autorytaryzmu niż odrzucające autorytet, dziecko źle czujące się we własnej skórze niż zbyt pewne siebie, takie, które nigdy nie sprząta ze stołu, idzie się myć, kiedy ma na to ochotę, chce, żeby w szkole był „fun”, porzuca treningi sportowe, bo są żałosne, chciałoby grać na gitarze, ale nie ma ochoty uczyć się czytania nut.

Czyja to wina? Społeczeństwa konsumpcyjnego, współczesnego permisywizmu, wzrostu liczby rozwodów, bierności rodziców?
Stoi za tym szereg przyczyn. Społeczeństwo konsumpcyjne i jego kult natychmiastowej gratyfikacji; priorytet przypisywany indywidualnemu szczęściu; niemożność sformułowania przekazu lub sprzeczne sygnały płynące ze strony niektórych rozwiedzionych rodziców – to wszystko przyczynia się do pojawienia się takich rozpieszczonych dzieci. Ja jednak wolę mówić o pokoleniu Françoise Dolto. Ta psychoanalityk miała zwyczaj powtarzać, że „dzieci mają tylko prawa, a rodzice tylko obowiązki”. Widziała w swoim gabinecie przygnębionych młodych ludzi, złamanych przez surową edukację albo upośledzenia emocjonalne. Uznanie dziecka za pełnoprawny podmiot było koniecznością. Ale czasy się zmieniły. Françoise Dolto zmarła w 1988 roku. Założę się, że dzisiaj nie wypowiadałaby się tak samo. Weźmy Benjamina Spocka, słynnego amerykańskiego pediatrę. Pod koniec życia (zmarł w 1998 r. – przyp. FORUM) oświadczył, że jego permisywne zasady edukacyjne z lat 60. i 70. straciły na aktualności w obliczu nowych pokoleń. Były konieczne, aby przywrócić znaczenie jednostki, ale dziś już nie są uzasadnione. Nie należy oczywiście tego nurtu odrzucać, ale trzeba go poprawić. Nastąpiła zbyt duża „psychoanalizacja” wychowania: zapomina się o zdrowym rozsądku. Dziecko, które rozłącza wagoniki zabawkowego pociągu, niekoniecznie wyraża w ten sposób swój strach przed rozwodem rodziców, jak martwiła się o to jedna z matek w moim gabinecie. Chłopak, który wyzywa ojca od „palantów”, nie znalazł tym samym sposobu, aby „zabić ojca”. Według mnie dzieci tyrani są, ogólnie rzecz biorąc, wypadkową trzech czynników: klasycznej psychologii, która jest skłonna uznawać dziecko za ofiarę; społeczeństwa konsumpcyjnego, mającego interes w tym, aby dzieci miały taką przewagę; wreszcie braku zaangażowania ze strony rodziców.

Mówi pan o konieczności uświadomienia sobie tego problemu przez rodziców. A zatem niektórzy nie zdają sobie sprawy z sytuacji?
Wielu rodziców może uważać za normalne zachowanie swojego dziecka, gdy tymczasem będzie uwidaczniać się jego wszechwładza i to ono będzie decydować o wszystkim. Rodzice mogą nie zdawać sobie z tego sprawy, bo taka sytuacja zarysowuje się stopniowo, a oni czekają na jakieś jedno poważne zdarzenie, zanim uznają, że coś jest nie tak: to może być niepowodzenie szkolne czy ucieczka z domu. Ważne, by obserwowali swoje dziecko, aby się upewnić, że jest mu dobrze nie tylko z samym sobą, ale też w relacjach z innymi. Nie ma sensu „psychologizowanie” za wszelką cenę, jak to robią niektórzy rodzice: On ma charakter, jest bardzo inteligentny. Trzeba zdawać się raczej na zdrowy rozsądek!

Co mogą zrobić rodzice nieradzący sobie z despotycznym dzieckiem?
W moim pokoleniu osób urodzonych przed pojawieniem się pigułki i legalizacją aborcji, często się słyszało, że jesteśmy owocami wpadki. Dziś decyduje się o wszystkim: o liczbie dzieci, dacie ich przyjścia na świat, a wkrótce także o płci. Potomka oczekuje się jak księcia. Jest przedłużeniem rodziców, dowartościowuje ich, wypełnia im życie. I popadają w przesadę. Pierwszy błąd – nadmierna konsumpcja: dziecko jest zasypywane zabawkami. Drugi – nadmierne dowartościowanie: powtarzają mu, że jest ósmym cudem świata. Nadmiernie je też stymulują: jest to geniusz, który musi umieć liczyć już przed pójściem do przedszkola. Są nadopiekuńczy: w razie konfliktu zawsze nie ma racji ktoś inny, np. nauczyciel. I wreszcie przesadzają z nadmierną komunikacją: wszystko musi zostać wyjaśnione. Tymczasem nie ma sensu wyjaśniać przez trzy godziny, dlaczego dziecko ma wrócić do domu przed północą. Zasadniczo należy powiedzieć: tak, możesz cieszyć się życiem, ale są też ograniczenia.

Oczywiście nie chodzi o powrót do autorytaryzmu, ale o minimum umiaru. Trzeba ograniczyć listę prezentów, nie należy wyobrażać sobie, że spłodziliśmy geniusza, prowadzić targów w sprawie reguł życia codziennego, np. w kwestii robienia porządków czy sprzątania ze stołu. A przede wszystkim dobrze wbić sobie do głowy, że frustrujący rodzic nie unieszczęśliwia swego dziecka, wręcz przeciwnie.

W książce „De l’enfant roi ŕa l’enfant tyran” wspomina pan o „dobrym autorytecie”. Jak to rozumieć?
Istotą dobrego autorytetu jest kochać, stymulować, towarzyszyć dziecku i ochraniać je tak, aby wspierać rozwój jego osobowości. Ale polega on również na tym, aby stawiać wymagania, frustrować, kontrolować i karać! Bo potrzebna jest zarazem miłość i frustracja, aby dziecko się rozwijało. To prawda, że frustracja bez miłości doprowadzi do rozwoju nerwic, jak miało to miejsce do lat 60. czy 70. Ale w obecnych czasach miłość bez frustracji prowadzi do tyranii.

Co właściwie rozumie pan pod pojęciem karania?
Kiedy dziś mówi się o karaniu, ludzie myślą o czysto emocjonalnych reakcjach z dawnych czasów: odrzuceniu, przemocy. Tymczasem ja nie mówię o sankcjach emocjonalnych tego typu. Nie chodzi o przywrócenie klapsa do łask! Kara powinna być po prostu realistyczną konsekwencją: jeśli ty czegoś nie zrobisz, to nie widzę powodu, żeby ze swojej strony dać ci coś innego. Można tu uczynić analogię do świata pracy: jeżeli pracownik nie pojawia się w pracy przez tydzień, to w konsekwencji nie dostanie swojej tygodniówki! Kara powinna być zatem proporcjonalna. A przede wszystkim musi być natychmiastowa. Obecnie wielu rodziców toleruje wszystko przez jakiś czas, a potem wybucha. Tymczasem lepiej jest reagować na każdy sygnał.

Czy w obliczu dziecka tyrana należy koniecznie zasięgać porady specjalisty?
Po pierwsze przed podjęciem jakiejkolwiek psychoterapii należy spróbować wychowawczego podejścia w rodzinie! Czas na konsultacje u specjalisty przychodzi dopiero w drugiej kolejności, jeśli takie podejście okaże się nieskuteczne. Ale ważne jest, by na nowo przywrócić centralną rolę edukacji. Bo wielu rodziców uważa, że cokolwiek zrobią, dziecko będzie się rozwijać „samo”, a więc nie trzeba interweniować.

Jeżeli rodzice nie zareagują, rozpieszczone dziecko wyrośnie na despotę?
Niekoniecznie. Wystarczy, że spotka na swojej drodze jakiś wzór, nauczyciela czy sportowego trenera potrafiącego przywrócić w jego życiu niezbędną hierarchię, autorytet. Ale jeśli nie napotka żadnego sprzeciwu, będzie brnąć dalej w poczuciu wszechmocy. I wyrośnie być może z niego ktoś taki jak Nicolas Sarkozy, który mawiał: Patrzcie, jaką mam piękną żonę. Albo jak DSK, który brnął coraz dalej w swoim seksualnym uzależnieniu. Nie będzie mieć sumienia moralnego, poczucia winy, będzie łaknąć natychmiastowej gratyfikacji. Będzie żyć w sposób egocentryczny: „Robię to, co chcę, kiedy zechcę”, nie kłopocząc się o innych. Niektórzy pewnego dnia zderzą się z rzeczywistością i będą doznawać bolesnych porażek: w małżeństwie, w pracy będą bardzo źle znosić przeszkody i frustracje. Wszystko w ich otoczeniu będzie źródłem nieprzyjemności, irytacji: szef, czas, małżonek… Ponieważ zostali nauczeni dostawać „wszystko od razu”. Innym uda się aż do śmierci manipulować otoczeniem i realizować karierę tyrana. Mimo wszystko pozostaję optymistą. Społeczne wartości przesunęły się od jednej skrajności (ojczyzna, rodzina, praca) do drugiej (najpierw ja). Ale jak w przypadku każdego wychylenia następuje uświadomienie. Rodzice widzą, że ich potomstwo, bez względu na to, jak bardzo „rozpieszczane”, nie jest dzięki temu szczęśliwe. Zdają sobie sprawę, że muszą na nowo przyjąć rolę wychowawcy, że najmłodsi nie są wobec nich równi. Dziecko powinno móc marzyć o świecie dorosłych. Gdyby miało to wszystko od maleńkiego, to jakie marzenia pozostaną mu, kiedy dorośnie?

© Le Nouvel Observateur, 17.01.2013 (oraz na podstawie Doctissimo)

Didier Pleux (ur. w 1952 r.), francuski psycholog kliniczny, dyrektor Francuskiego Instytutu Terapii Kognitywnej. Jest autorem wielu książek, w tym m.in. „De l’enfant roi à l’enfant tyran”, „Manuel d’éducation à l’usage des parents d’aujourd’hui”, „Un enfant heureux”, „ De l’adulte roi à l’adulte tyran”.

15.04.2013 Numer 15/ 2013
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną