Studenci wyszli na ulice Hongkongu, by się domagać demokracji. Podpadli rządowi w Pekinie, a jeszcze bardziej – miejscowym władzom, gangom i… swoim rodzicom.
Dziesiątki tysięcy młodych ludzi opanowało ulice byłej brytyjskiej kolonii pod koniec września. Demonstranci domagali się od chińskich władz dotrzymania warunków, na jakich Brytyjczycy przekazali Hongkong w 1997 r. komunistycznym Chinom. Czyli m.in. utrzymania odrębności miasta, demokratycznych swobód i kapitalistycznej gospodarki. Jedną z tych gwarantowanych swobód miały być powszechne, wolne wybory szefa lokalnej administracji. Jednak ostatnio Pekin ogłosił, że wybory, owszem, będą – ale jedynie spośród kandydatów zatwierdzonych wcześniej przez Chiny.
10.10.2014
Numer 21/ 2014