Do miasta Ganvié w Beninie można się dostać tylko pirogą. Przed trzystu laty ludzie uciekający przed wojną i handlarzami niewolników założyli osadę na jeziorze Noukoué. Dziś nosi ona dumne miasto „afrykańskiej Wenecji”.
Jest jeszcze noc, gdy Pierre, Agossou i Jonas Hlonfo opuszczają swój dom na palach, otoczony zewsząd czarną wodą. Właściwie ta budowla, mająca podłogę zbitą z desek, ściany splecione z bambusa i dach ułożony z kawałków blachy, przypomina bardziej prymitywny szałas. Jednak w tej chwili trzej bracia nie oglądają się za siebie. O czwartej nad ranem wsiadają spiesznie do rybackiej pirogi. Po chwili dołącza do nich zaspany Jacob, dziesięcioletni syn Pierre’a.
24.10.2014
Numer 22/ 2014