Artykuły

Słodkie nieróbstwo

Rewolucja obiboków

Numer 26.2014
Francuskie słowo „travail” (praca) pochodzi od łacińskiego „tripaliare” (torturować). Francuskie słowo „travail” (praca) pochodzi od łacińskiego „tripaliare” (torturować). Getty Images
Włosi dumni są ze swojego dolce far niente, ale lenistwo nie jest wyłącznie włoską specjalnością. Coraz częściej od pracy migają się sumienni Niemcy, Singapurczycy czy Amerykanie.
Rysownik Scott Adams i jego Dilbert dali przykład, „jak udawać wytwarzanie wartości dodanej”.AP/EAST NEWS Rysownik Scott Adams i jego Dilbert dali przykład, „jak udawać wytwarzanie wartości dodanej”.

Wydajność, wydajność i jeszcze raz wydajność – ta współczesna mantra nie schodzi z ust menedżerów, ale i zwykłych ludzi, którzy sięgają po popularne poradniki, by się nauczyć, jak lepiej zarządzać swoim czasem, robić więcej, taniej i szybciej. Pęd do przeistoczenia się w bezdusznego robota, wykonującego bezkrytycznie polecenia szefów, zdaje się powszechny.

Jakież więc było zdziwienie pracowników administracji publicznej niemieckiego miasta Menden, gdy pewnego dnia dotarł do nich pożegnalny e-mail kolegi. List był krótki, ale miał siłę rażenia pocisku. Odchodząc na emeryturę, ich kumpel napisał: „Przez ostatnich 14 lat byłem z wami ciałem, ale nie duchem, tak więc jestem świetnie przygotowany do emerytury – Adieu”.

Jak to zwykle bywa, wiadomość wyciekła do lokalnej prasy i wybuchł wielki skandal. Niemiecka etyka pracy otrzymała bolesny cios, a burmistrz Menden przyznał, że poczuł się wściekły. Włodarze miasta rozesłali nawet list otwarty do mediów, w którym ubolewali, że były pracownik przez tyle lat nie zgłosił przełożonym swojej bezczynności. Sęk w tym, że winowajca wcale nie unikał pracy. Jego wydział z roku na rok się rozrastał, przychodzili nowi pracownicy, którzy przejmowali jego obowiązki. – Nikt się mną nie interesował, więc uznałem, że to nie mój problem. A takiego samego e-maila napisałbym choćby dziś – mówił potem emerytowany Niemiec w rozmowie z dziennikiem „Bild”.

Sprawa zwróciła uwagę na wstydliwie pomijaną dotąd kwestię obijania się w pracy. Większość socjologów jest zdania, że to zjawisko marginalne. Statystyki pokazują jasno, że obciążenia stale rosną, ludzie wypalają się coraz szybciej, a stres rujnuje im zdrowie. A jednak z bardziej szczegółowych badań Rolanda Paulsena ze szwedzkiego uniwersytetu w Lund wynika, że statystyczny pracownik spędza w pracy średnio od 1,5 do nawet trzech godzin na czynnościach niezwiązanych z zawodowymi obowiązkami.

Mało tego, z danych dotyczących natężenia ruchu w sieci wynika, że np. w USA 70 proc. wejść na strony pornograficzne odbywa się w godzinach pracy, podobnie jak 60 proc. transakcji zawieranych w internecie. Cyberloafing, czyli wykorzystywanie komputerów i dostępu do sieci do celów prywatnych, jest plagą dotykającą nie tylko USA, ale również słynące dotychczas z nienagannej etyki pracy Niemcy, Singapur czy Finlandię.

Nawet jeśli rośnie liczba osób twierdzących, że harują na maksimum swoich możliwości, to w porównaniu z rzeszą kolegów i koleżanek wyznających bez ogródek, że w życiu nigdy ciężko nie pracowali, stanowią oni mało istotny margines. A jednak to o pracoholizmie i wypaleniu zawodowym napisano tysiące książek i artykułów, podczas gdy wyczyny zawodowych obiboków na ogół spowija zasłona milczenia.

Praca czy tortura

Autorzy nielicznych publikacji na ten temat, tacy jak Corinne Maier, francuska autorka książki „Witaj, lenistwo”, podkreślają, jak znikoma jest nasza wiedza o tym zjawisku. „Miliony ludzi pracują w biznesie, ale nie jest to świat transparentny. Przede wszystkim dlatego, że opisują go profesorowie uniwersytetów, którzy nigdy się z nim nie zetknęli osobiście, a co za tym idzie, nie mają o tym bladego pojęcia” – tłumaczy Maier. Sama pracowała wiele lat we francuskim koncernie energetycznym EdF. Wie zatem doskonale, że w biurze często bardziej liczy się wizerunek, ale nie efekt, uwodzenie, a nie wytwarzanie czegokolwiek. Stąd właśnie biorą się udawana pilność i zaangażowanie. Każde odstępstwo od tej normy zasługuje na surową karę.

Maier wspomina, jak pewnego dnia podczas zebrania motywacyjnego ośmieliła się stwierdzić, że „pracuje tylko po to, by wyżywić rodzinę”. – Na 15 sekund zapadła krępująca cisza. Wszyscy poczuli się niezręcznie i niekomfortowo. A przecież francuskie słowo „travail” (praca) pochodzi od łacińskiego „tripaliare” (torturować). Tymczasem powszechne oczekiwanie jest takie, że pracujemy, bo jesteśmy zainteresowani naszą pracą – mówi francuska pisarka.

Przepaść dzieląca realną pracę od wrażenia, jakie chce się sprawić w biurze, od lat była kanwą popularnych komiksów o Dilbercie, postaci stworzonej przez rysownika Scotta Adamsa. Dilbert tropi z wytrwałością godną Sherlocka Holmesa wszelkie absurdy biurowego życia. „Praca to wszystko, czego nie chciałbyś robić. Wydajność to zupełnie inna sprawa” – złote myśli Dilberta nie tylko bawią, ale odkrywają prawdę o słabym związku między naszymi codziennymi obowiązkami a racjonalnością i wydajnością. Adams przez 16 lat pracował dla wielkich amerykańskich korporacji (Crocker National Bank i Pacific Bell), miał więc świetne pole do obserwacji. Zapytany o swoje doświadczenia przyznaje, że przez cały ten czas „udawał, że wytwarza wartość dodaną”.

Jak uniknąć poniedziałku

Markowaniu pracy służą symulowanie, niezrozumiały żargon, biurowe gierki, kryzysy... Efekt jest jeden – całkowite zobojętnienie na to, co dzieje się przy sąsiednim biurku. Wspaniałym przykładem jest ostatnia powieść Davida Fostera Wallace’a „The Pale King” (Blady król). Jeden z bohaterów umiera w pracy przy swoim biurku, ale jego śmierć zostaje zauważona dopiero po kilku dniach. W 2004 r. w Finlandii zmarł pracownik tamtejszego urzędu podatkowego. Odszedł, sprawdzając zeznania obywateli. Mimo że na tym samym piętrze pracowało sto osób, przez dwa dni nikt się nie zorientował, co się wydarzyło. Alarm podniósł dopiero kolega, który chciał zaprosić nieboszczyka na lunch.

Kiedy większość zatrudnionych poświęca ponad połowę czasu w pracy na załatwianie prywatnych spraw, o podobne sytuacje nietrudno. Większość z nas uznaje pracę za dopust boży, a poniedziałki za najbardziej znienawidzone dni tygodnia.

Z ubiegłorocznego sondażu Gallupa wynika, że zaledwie 13 proc. pracowników w 142 krajach, gdzie przeprowadzono badanie, jest zaangażowanych w wykonywaną pracę. Technologia, komputery i roboty zastępują ludzi. Od lat 70. wydajność w krajach OECD podwoiła się, ale dzień roboczy nigdzie nie został znacząco skrócony. W 1911 r. Frederick W. Taylor, ojciec „naukowej teorii zarządzania”, uznał unikanie pracy za najgorsze zło, jakie dotyka angielski i amerykański lud pracujący. Jak widać od tamtego czasu niewiele się zmieniło.

na podstawie The Atlantic

19.12.2014 Numer 26.2014
Więcej na ten temat
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną