Chiny

Airpokalipsa

Chiński smog

Numer 02.2015
Miasto spowija szary dym. Nawet w południe słońce wygląda jak księżyc. Miasto spowija szary dym. Nawet w południe słońce wygląda jak księżyc. Maxppp / Forum
Pekin nie nadaje się do zamieszkania – alarmują naukowcy. Czy mieszkańcy powinni się spakować i poszukać nowej stolicy?
Rower do oddychania - idiotyczne rozwiązanie idiotycznego problemu.Reuters/Forum Rower do oddychania - idiotyczne rozwiązanie idiotycznego problemu.
Czyste niebo pojawiło się nad Pekinem tylko na chwilę, na czas szczytu APEC.AP/EAST NEWS Czyste niebo pojawiło się nad Pekinem tylko na chwilę, na czas szczytu APEC.
Pierścień smogu. W tej biżuterii uwięziono zanieczyszczenie mogące zatruć 1000 m3 świeżego powietrza.Studio Rosengarde/• Pierścień smogu. W tej biżuterii uwięziono zanieczyszczenie mogące zatruć 1000 m3 świeżego powietrza.

Takie sceny znamy głównie z filmów science fiction: niby wszystko wygląda normalnie, ale jedna rzucająca się w oczy różnica od razu wskazuje, że jesteśmy na innej planecie albo w odległej przyszłości. Wyobraźcie sobie zajęcia WF w szkole na przedmieściach Pekinu. W blasku reflektorów chmary dzieciaków latają za piłką po sztucznym boisku poprzecinanym różnokolorowymi liniami. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że ta cała znana nam scena podwórkowa rozgrywa się pod wielkim, szczelnym balonem.

– Przechodzenie przez śluzę w drodze na zajęcia jest może nowym doświadczeniem, ale uczniowie to uwielbiają, a rodzice mogą być spokojni, że ich dzieci grają w bezpiecznych warunkach – mówi Travis Washko, koordynator ds. wychowania fizycznego w szkole brytyjskiej w Pekinie. Powód rozpięcia balonu staje się jasny, gdy wyjdziemy na zewnątrz. Na niebie wisi ciężka kołdra chmur, wszechobecna mgła spowija otoczenie tak szczelnie, że znikają za nią budynki po drugiej stronie ulicy, a wszystkie kolory stają się rozmyte. Przed głównym wejściem do szkoły wisi czerwona flaga. To sygnał: jak najmniej wychodźcie dziś na dwór. Nadeszła katastrofa, która do niedawna nie miała jeszcze imienia. Teraz, od angielskiego słowa air (powietrze), nazywa się ją airpokalipsą.

Jakość powietrza w Pekinie od dawna była dużym problemem, ale teraz wpływ skrajnego zanieczyszczenia atmosfery na codzienne życie mieszkańców widać w miejskiej architekturze. Gmachy i przestrzenie publiczne przebudowano, a ludzie musieli zmienić tryb życia, by móc prowadzić w miarę normalną egzystencję pod toksycznym całunem.

Moda na azbest

Papierowe maseczki, które kiedyś weszły do powszechnego użycia, dziś już nie dają rady w walce ze smogiem. W modzie są teraz ciężkie aparaty oddechowe z pochłaniaczem, jakich normalnie używają specjaliści od usuwania azbestu. Gdy się robi bardzo źle, ścieżki rowerowe pustoszeją, a ludzie zostają w domu albo chowają się pod kloszem hermetycznie zamkniętych centrów handlowych, gdzie panuje ściśle kontrolowana atmosfera. Jakby 21-milionowa ludność stolicy brała udział w gigantycznych manewrach przygotowujących do życia na obcej, niegościnnej planecie. Tyle że to nie ćwiczenia. Trująca atmosfera już tu jest.

– Rodzice mówią cały czas tylko o zanieczyszczeniu. Coraz więcej obcokrajowców wraca do kraju ze względu na zdrowie dzieci. Skoro wszystkie inne szkoły kupiły balony, musieliśmy zrobić tak samo. Kiedy rodzice płacą czesne w wysokości 20 tys. funtów rocznie, oczekują, że ich dzieci będą się uczyć w nietoksycznej atmosferze – tłumaczy Nicole Washko, żona Travisa, która również uczy w szkole brytyjskiej. Na zajęcia w tej placówce chodzą też ich dwie córki.

Niedawno system filtrów w głównym budynku szkoły został całkowicie przebudowany i przypomina teraz instalację przygotowaną na wypadek atmosferycznego końca świata. Nad drzwiami umieszczono nowe kurtyny powietrzne, a w klasach założono prawie 200 pochłaniaczy sufitowych (bo same pochłaniacze wolnostojące nie zdały egzaminu). Okna muszą być szczelnie zamknięte, a uczniowie przestrzegają rygorystycznych zasad powietrznego BHP.

Życie szkoły zależy od oficjalnego wskaźnika jakości powietrza (AQI) mierzonego przez różne czujniki rozmieszczone w całym mieście. Gdy indeks osiąga 180 punktów na 500, to pierwszaki nie wychodzą na dwór. Dla dzieci z podstawówki limit wynosi 200, a najstarsi uczniowie stawiają czoło żywiołom aż do poziomu 250 punktów. Powyżej 300 punktów szkoła odwołuje wszystkie wycieczki. Tymczasem Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) podaje, że bezpieczny dla człowieka próg wynosi 25 punktów. – Musieliśmy odwoływać zajęcia sportowe tak często, że dzieci zamknięte w czterech ścianach zaczynały nam już chodzić po suficie. Ale teraz mamy balon i idealną pogodę przez 365 dni w roku – mówi Travis.

W korporacji jak w sztolni

W dniu, w którym przyjechałem do Pekinu, czujniki wskazywały 460 w skali AQI – zaledwie 40 punktów dzieliło mnie od maksymalnej airpokalipsy. Takie powietrze ma wyczuwalną gęstość, przypomina smolistą zawiesinę, która wypełnia kabinę dla palaczy na lotnisku. Masa wdziera się do ust i osiada gdzieś z tyłu gardła, a gdy człowiek pod koniec dnia wydmuchuje nos, chusteczka robi się czarna. Byłem jednym z niewielu szalonych cyklistów, którzy odważyli się wsiąść na rower. Nie zapomnę nigdy tego dziwnego, trochę strasznego doświadczenia. I nie chodzi o przytłaczającą samotność panującą na ścieżkach, tylko o dziwną neonową łunę bijącą od szczytów niewidzialnych budynków, która wówczas skojarzyła mi się z zorzą polarną – albo raczej z jej rakotwórczą, nienaturalną wersją. Słońce, prześwitujące przez mgłę w południe, wygląda jak księżyc.

AIQ to ulubiony temat rozmów zarówno ekspatów, jak i Chińczyków. W każdym smartfonie musi być aplikacja podająca aktualną jakość powietrza. Chińskie blogi i fora poświęcone wychowywaniu dzieci rozpisują się na temat najlepszych filtrów powietrza (w 2013 r. sprzedaż topowych marek wzrosła trzykrotnie) oraz wakacji tam, gdzie „powietrze jest czyste”, czyli np. w nadmorskiej prowincji Fujian, na wyspie Hajnan lub w Tybecie.

W 2014 r. pekiński maraton odbył się przy 400 punktach w skali AIQ. Już po pierwszych kilometrach filtry w maskach wielu uczestników zrobiły się szare i sportowcy zaczęli masowo rezygnować z udziału w imprezie. Niektórzy mówili, że czuli się tak, jakby biegli wokół dymiącego ogniska. Ponieważ takie dni powtarzają się coraz częściej, nic dziwnego, że zagraniczne firmy obiecują swoim pracownikom przyjeżdżającym do chińskiej stolicy dodatek za pracę w trudnych warunkach – 20–30 proc. pensji.

Mimo to wielu wciąż udaje, że problemu nie ma. Mówiąc o jakości powietrza, pekińczycy często używają słowa wumai (mgła) zamiast wuran (zanieczyszczenie) – i to nie tylko dlatego, że taki termin obowiązuje w oficjalnej nowomowie komunikatów pogodowych. – Chodzi trochę o to, że nie da się żyć z nieustającą świadomością tego, jak bardzo niszczymy własne organizmy i środowisko naturalne – powiedział mi jeden z mieszkańców Pekinu. Badacze z Szanghaju opublikowali ostatnio raport, który stwierdza, że atmosfera w stolicy „ledwo nadaje się do życia istot ludzkich”.

Bezkształtna epidemia

Po raz pierwszy przyjechałem do Pekinu w 2003 r. jako wolontariusz. Prowadziłem zajęcia z angielskiego, a uczniowie często mi powtarzali, że powietrze w mieście jest lepsze niż w brytyjskiej stolicy. – Wiemy wszystko o waszym londyńskim smogu – mówili i przytaczali dickensowskie opisy Anglii spowitej mroczną, gęstą jak zupa mgłą, radośnie ignorując kształty niewyraźnie majaczące za oknem (wówczas jeszcze smog w Pekinie wywoływały głównie burze piaskowe, a nie elektrociepłownie węglowe). Dziesięć lat później ci sami uczniowie świetnie zdają sobie sprawę ze skali problemu.

– Nigdy wcześniej nie było tak złych dni jak teraz. Kiedyś grałem w piłkę na zewnątrz i biegałem, ale teraz już się nie da. Mam wrażenie, że dzieci dużo częściej chorują i są bardziej otyłe, bo już nie bawią się na podwórku – mówi Li Yutong, który niedawno wrócił do Pekinu po kilkuletnich studiach w Australii i pracy w Hongkongu.

Naprzeciwko szkoły, w której byłem nauczycielem, znajduje się państwowy ośrodek zapobiegania i kontroli chorób. Dość niepokojące sąsiedztwo. Gdy wybuchła epidemia SARS, codziennie oglądaliśmy, jak podjeżdżają do nich sznury karetek. Dziś instytut skupia się na innym zagrożeniu przenoszonym drogą powietrzną. W czerwcu opublikował dane, z których wynika, że przeciętny 18-letni mieszkaniec Pekinu będzie chorować przez 40 proc. swojego dorosłego życia. Grożą mu nowotwory, choroby naczyniowe i schorzenia systemu oddechowego. W styczniu 2014 r. były minister zdrowia Chen Zhu złamał oficjalne milczenie władz i ujawnił, że każdego roku z powodu zanieczyszczenia powietrza umiera przedwcześnie od 350 do 500 tys. ludzi.

Władze wprowadziły nowe regulacje i przepisy, m.in. kary za zanieczyszczanie środowiska, i podjęły próbę zamknięcia fabryk emitujących najwięcej dwutlenku węgla. Na razie skuteczność tych środków wydaje się wątpliwa. – Żeby monitorować poziom zanieczyszczenia w fabrykach, urzędnicy mają odwiedzać je osobiście. Praktycznie nie ma takiej możliwości. Nie wprowadzono również dotkliwych kar dla zakładów zatruwających środowisko – mówi Zhang Kai z Greenpeace, kierujący kampanią na rzecz poprawy jakości powietrza.

Ogólnokrajowa airpokalipsa zainspirowała licznych pomysłowych obywateli do poszukiwania wyjścia z katastrofalnej sytuacji. Powstał cały szereg rozwiązań, od cudownych po obłąkane. We francuskich XVII-wiecznych ogrodach zaczęto stosować sprytne murki i ogrodzenia, które nie tyle wystają z ziemi, co raczej wtapiają się w grunt. Fachowo w sztuce ogrodniczej nazywa się je „aha”, ponoć dlatego, że taki okrzyk wywołują u odwiedzających po przypadkowym zetknięciu z niespodziewaną przeszkodą. Murki takie stosuje się do dziś, np. w wielkich angielskich posiadłościach ziemskich, gdzie oddzielają teren pałacowy od pastwisk, nie zasłaniając krajobrazu.

Chcą je też postawić władze miasta Lanzhou w zachodnich Chinach, gdzie według WHO powietrze jest najbardziej zanieczyszczone. Zaproponowano wyżłobienie wielkich rynien oraz budowę systemu murów w położonych za miastem górach, żeby zatrzymywać i odprowadzać miejski smog. Jednak problemy z jakością powietrza w Lanzhou są spowodowane nie tyle paleniem węgla i samochodowym ruchem ulicznym, co upodobaniem lokalnych władz do wysadzania gór dynamitem. Zrównano z ziemią już ponad 700 szczytów, żeby budować nowe osiedla, więc przeoranie krajobrazu w celu stworzenia monstrualnej doliny tylko pogorszyłoby sytuację.

Psikanie na zawołanie

Inne rozwiązania, proponowane w Pekinie, są bardziej futurystyczne. Naukowiec Yu Shaocai zaproponował zamontowanie na dachach wysokich budynków zraszaczy, które „zmyłyby” smog z nieba. Jego zdaniem projekt ma szanse powodzenia, ponieważ większość miejskich zanieczyszczeń powietrza unosi się do wysokości 100 metrów, więc sztuczny deszcz spuszczany z drapaczy chmur może je wyłapać. Sklecony naprędce w Photoshopie projekt przedstawiający ogrodowe zraszacze na szczytach biurowców nie budzi jednak wielkiego zaufania.

Jest całkiem możliwe, że do 2015 r. wszystkie lokalne władze będą w stanie wywoływać sztuczne opady deszczu w celu pozbycia się dużych zanieczyszczeń z powietrza. Ze względu na chroniczne niedobory wody Chiny od końca lat 50. XX w. inwestują w technologie sztucznego wywoływania deszczu. Dziś kraj chwali się baterią siedmiu tysięcy armat wywołujących chmury, taką samą liczbą rakiet z ładunkiem chemicznym, eskadrą ponad 50 samolotów i armią 50 tys. ludzi do obsługi tych urządzeń. A wszystko to jest gotowe w każdej chwili ruszyć na wojnę z pogodą.

Na drugim końcu skali znajdują się inicjatywy skierowane bezpośrednio do ludzi stąpających po ziemi. Powstało np. kilka projektów artystycznych mających na celu uświadomienie wagi problemu smogu i zmotywowanie władz do działania. Brytyjski artysta Matt Hope zbudował „rower do oddychania”, którzy przypomina XIX-wieczne szalone wynalazki – siła pedałów napędza system pomp i filtrów zasysających powietrze i wtłaczających je do maski tlenowej cyklisty. Autor na pewno przyciągnął kilka ciekawych spojrzeń, gdy się pokazał wśród tradycyjnych chińskich domów. Wyglądał jak lord Vader atakowany przez odkurzacz. – Urządzenie jest dość archaiczne, ale równie archaiczną techniką jest palenie węglem. To celowo idiotyczne rozwiązanie idiotycznego problemu – mówi Hope.

Daan Roosegaarde z Holandii spotkał się z burmistrzem Pekinu, żeby omówić plan zainstalowania w miejskich parkach „elektronicznych odkurzaczy” do wysysania smogu z powietrza. To brzmi nieprawdopodobnie, ale Roosegaarde się zarzeka, że działający prototyp powstanie pod koniec lata 2015 r. Jego propozycja, opracowana przy współpracy z politechniką w Delft, polega na zakopaniu w różnych punktach miasta zwojów miedzi, które tworzą pole elektrostatyczne przyciągające cząsteczki smogu. Dzięki temu nad nimi powstaje aureola czystego powietrza.

Pierścień ze smogiem

Zaprojektował też przenośną wersję urządzenia złożonego z pionowego pala i małej pagody przypominającej świątynie, jakie można znaleźć w chińskich parkach. Istna alchemia. – Zrobimy z pyłu diamenty. Skondensujemy tysiąc metrów sześciennych smogu do kryształu węglowego o boku jednego milimetra, a później wsadzimy kryształy w oprawki i zrobimy z nich pierścionki. Oczywiście to nie jest praktyczne rozwiązanie, ale mam nadzieję, że taka biżuteria wywoła dyskusje. Kiedy ludzie zobaczą małe kółka czystego, błękitnego nieba nad parkami, zaczną się domagać czystego powietrza w całym mieście – mówi Holender.

Podczas szczytu APEC władze zatrzymały wszystkie urządzenia emitujące smog

Poziom niezadowolenia mieszkańców Pekinu wzrósł, odkąd zobaczyli niebieskie niebo, gdy do stolicy zjechali się światowi przywódcy na szczyt Wspólnoty Gospodarczej Azji i Pacyfiku (APEC). Cały region został na tydzień unieruchomiony, a władze wprowadziły drakońskie zakazy dotyczące ruchu drogowego i pracy fabryk (nie widziano takich przepisów od czasu igrzysk olimpijskich w 2008 r.). Produkcja we wszystkich zakładach przemysłowych w promieniu 200 km od miasta została wstrzymana, połowa samochodów dostała zakaz wyjeżdżania na ulice, zamknięto szkoły, a pracowników sektora publicznego wysłano na przymusowe urlopy. Nie można było zawierać małżeństw, nie wydawano paszportów, nie pobierano podatków, do sklepów nie dochodziły dostawy świeżych produktów, banki zamknięto. Wstrzymano kremacje ciał i odłożono na później część pogrzebów.

Rezultat? Klimatyczna wioska potiomkinowska w postaci pięknego błękitnego nieba, które stało się przedmiotem internetowych żartów. Powrót do Pekinu w czasie szczytu APEC był jak wizyta w zupełnie obcym mieście. Świat zjaw i ulic niknących w mgle kilka przecznic dalej zmienił się w przestronną metropolię pełną dumnych alei. Po raz pierwszy można było zobaczyć w oddali góry. A w szkole brytyjskiej balon przeciwsmogowy był pusty.

© Guardian News & Media

22.01.2015 Numer 02.2015
Więcej na ten temat
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną