Artykuły

Slums Pacyfiku

Ebeye: wyspa skażona promieniowaniem i biedą

Numer 06.2015
W marcu 1954 r. Amerykanie wypróbowali bombę wodorową (kryptonim Castle Bravo) na sąsiednim atolu Bikini. W marcu 1954 r. Amerykanie wypróbowali bombę wodorową (kryptonim Castle Bravo) na sąsiednim atolu Bikini. Vlad Sokhin / Panos / CZARNY KOT
Gdy na Wyspach Marshalla Amerykanie prowadzili próby jądrowe, mieszkańców wysiedlali na maleńki atol Ebeye. I tak na środku Oceanu Spokojnego raj zamienił się w piekło.
Dwutygodnik Forum
Ebeye jest najsilniej zurbanizowaną wyspą archipelagu. Ale na własny dom stać tylko nielicznych.Vlad Sokhin / Panos/CZARNY KOT Ebeye jest najsilniej zurbanizowaną wyspą archipelagu. Ale na własny dom stać tylko nielicznych.
Śmiertelność wśród mieszkańców Ebeye jest wyższa niż na innych Wyspach Marshalla.Vlad Sokhin / Panos/CZARNY KOT Śmiertelność wśród mieszkańców Ebeye jest wyższa niż na innych Wyspach Marshalla.
Grzebanie zmarłych inspiruje dziecięce zabawy.Vlad Sokhin / Panos/CZARNY KOT Grzebanie zmarłych inspiruje dziecięce zabawy.
Liczne śmietniska pełnią rolę „supermarketów” dla biedaków - i placów zabaw.Vlad Sokhin / Panos/CZARNY KOT Liczne śmietniska pełnią rolę „supermarketów” dla biedaków - i placów zabaw.

Zbliżamy się do obiektów wojskowych, obowiązuje całkowity zakaz fotografowania i filmowania – uprzedza pilot. Samolot podchodzi do lądowania na wojskowym lotnisku amerykańskiej bazy na malowniczym atolu Kwajalein. Mimo tego zakazu udaje mi się pstryknąć przez iluminator kilka fotek aparatem komórkowym. Po kontroli dokumentów i bagażu żołnierze odprowadzają mnie na prom. Celem mojej podróży jest Ebeye, najgęściej zaludniona wyspa atolu Kwajalein: na 80-akrowym spłachetku ziemi mieszka ponad 15 tys. ludzi. Chcę zobaczyć to miejsce, które od kilku dziesięcioleci nazywane jest nieoficjalnie „wyspą gettem” i „największym slumsem Mikronezji”.

Do połowy XX w. Ebeye niczym się nie różniło od pozostałych wysp Mikronezji: członkowie małych społeczności nie utrzymywali kontaktów ze światem zewnętrznym, czasem odwiedzali krewnych na sąsiednich wysepkach. Według oficjalnych danych w latach 40. XX w. na Ebeye mieszkało 19 osób.

Wszystko się zmieniło w czasie II wojny światowej, gdy atol zajęli Amerykanie. W 1946 r. amerykańskie dowództwo wojskowe postanowiło przesiedlić na Ebeye robotników, którzy mieli zbudować strategiczną bazę wojskową na Kwajalein. Liczba mieszkańców Ebeye wzrosła wówczas do 300 osób. W tym samym roku Wyspy Marshalla stały się miejscem, gdzie przeprowadzano próby jądrowe. Próbne eksplozje trwały tu do 1958 r. Wielu mieszkańców atolów Bikini, Enewetak i Rongelap, gdzie przeprowadzano wybuchy, również przeniesiono na Ebeye. Potem liczba ludności wyspy wzrosła jeszcze wskutek przymusowego wysiedlenia mieszkańców wysepek, na których zbudowano elementy systemu obrony przeciwrakietowej. A w połowie lat 60. na Ebeye przeniosło się – już dobrowolnie – wielu Mikronezyjczyków, którzy poszukiwali pracy na tej najbardziej zurbanizowanej wyspie Pacyfiku. Stała się ona magnesem przyciągającym ludzi z całej Mikronezji.

Tajne przez poufne

W czasie przeprawy promowej zawieram znajomość z Johnem. Ten Amerykanin jest konsultantem jakiejś organizacji pozarządowej i jedzie na wyspę po raz siódmy. Z pokładu kutra widać całą wyspę: wąski kawałek lądu zabudowany małymi domkami. Na południowym, bogatszym brzegu nad domami górują palmy, na północy prawie wcale nie ma drzew. Tu, po północnej stronie, znajduje się najgęściej zaludniony slums: Obóz Północny.

Ku mojemu zaskoczeniu, uliczki Ebeye nie toną w śmieciach. Mieszkańcy dbają o czystość. Przybiliśmy do brzegu w porze największego upału – wszyscy się pochowali w domach. Mieszkańcy wychodzą na ulice z nastaniem zmierzchu. Wszędzie widać bawiące się dzieci (jest ich na Ebeye bardzo dużo), kobiety siedzące przed domami i popijające kawę oraz mężczyzn raczących się mocniejszymi trunkami. Między snującymi się ulicami ludźmi jeżdżą pikapy, większość to taksówki. Choć całą wyspę można obejść na piechotę w ciągu najwyżej pół godziny, mieszkańcy lubią korzystać z tego środka komunikacji: przejazd do dowolnego punktu kosztuje 50 centów.

Wieczorem spotykam się z Johnem na kolacji w jednej z dwóch restauracji. John opowiada, że któregoś razu trafił do bazy na Kwajalein. Zostawiono go tam bez opieki wojskowych. Pochodził, pooglądał, obfotografował. Ku swemu zdziwieniu stwierdził potem, że wszystkie jego zdjęcia z bazy są zmniejszone lub zamazane. – Wojsko ma swoje technologie, może uzyskać dostęp do twojego telefonu i zmodyfikować dane, np. zdjęcia. Nie mam pojęcia, jak to robią, ale robią – opowiada. Wzruszyłem ramionami, ale po powrocie do hotelu sprawdziłem fotki zrobione komórką z samolotu. Rzeczywiście, zostały poddane tej tajemniczej obróbce, nic na nich nie było widać.

Radiacji nie widać

Przez kilka dni spacerowałem po Ebeye i rozmawiałem z miejscowymi. Ci, którzy mieszkają tu od dawna, z chęcią opowiadają o swoim życiu, zapraszają do domów. Connor – syn jednego z właścicieli ziemi na wyspie – zajmuje wielki kontener, jakim na statkach wozi się towary. – Mamy szczęście, bo Amerykanie wypłacają mojej rodzinie rekompensatę za to, że na naszej ziemi mieszkają przesiedleńcy. Mój ojciec ma tutaj ziemię, obecnie kupić tutaj choć skrawek gruntu to marzenie ściętej głowy. Budowa własnego domu to strasznie droga impreza. Dlatego mieszkam w tym kontenerze, a moja mama kupiła z demobilu przyczepę za jednego dolara. Amerykanie wyprzedają czasem trochę sprzętu z bazy. Najdrożej kosztuje transport, nawet cztery tysiące dolarów. Ale to i tak taniej niż budowa domu – mówi.

Inni nie mają tyle szczęścia. Większość mieszka w slumsach rozrzuconych po wyspie. W ruinach budynku zwanego Schronem gnieździ się 20 rodzin. Dawniej mieściła się tu administracja atolu. Teraz w każdym z byłych gabinetów mieszka po dziesięć osób. Większość stanowią dzieci. To rodziny „nowych imigrantów”, którzy przybyli po tajfunie Paka. W 1997 r. zniszczył on ponad 70 proc. domów na atolu Ailinglapalap i poczynił wiele szkód w innych regionach Wysp Marshalla. Ludzie mieszkają tu bez prądu, niektórzy śpią na korytarzu, bo brakuje miejsca w pokojach. Pytani, dlaczego się zgadzają na życie w takich warunkach, odpowiadają, że w Obozie Północnym jest jeszcze gorzej.

Przy wejściu do obozu mężczyźni witają mnie nieżyczliwymi spojrzeniami. Są półprzytomni, żują orzechy areka katechu, miejscowy narkotyk. Siedzą na ziemi przy wejściu do toalet, z których każda jest zamknięta na zamek i należy do innej rodziny. Domki są pozbawione wody i kanalizacji. Zawieram znajomość z jednym z mieszkańców Obozu Północnego. Ma na imię Cambie. Gdy się dowiaduje, że jestem dziennikarzem, bierze mnie pod rękę i prowadzi do swojej kwatery.

Wiedzie mnie wąskimi zaułkami. Pomiędzy umownymi ścianami siedzib ludzkich, zrobionych z dykty, biegają dzieci, dorośli grają w karty lub leżą na rozścielonych na ziemi wielkich palmowych liściach. Na widok aparatu fotograficznego dzieci zaczynają pozować, a mężczyźni zakrywają twarze. Na progu jednego z domostw wita nas Elita, żona Cambiego. Mają czworo dzieci, najmłodsza córeczka, siedmioletnia Printess, jest sparaliżowana. Leży na podłodze. Na widok obcego zaczyna płakać.

– Kiedy się urodziła, ważyła niecałe dwa kilo. Była słaba i chociaż chuchaliśmy na nią i dmuchaliśmy, zachorowała na polio. Tak nam powiedzieli lekarze. Sparaliżowało ją i od tamtej pory się nie rusza. A ja myślę, że to przez te próby atomowe. Jesteśmy napromieniowani. To wina Amerykanów – opowiada Elita. Jak wielu przymusowych przesiedleńców, o wszystkie niedomogi oskarża amerykański program jądrowy. Pochodzi z atolu Rongelap, rodziców przeniesiono na Ebeye po próbie z bombą wodorową, mieszkańcy atolu ulegli wówczas napromieniowaniu.

W marcu 1954 r. Amerykanie wypróbowali bombę wodorową (kryptonim Castle Bravo) na sąsiednim atolu Bikini. To najsilniejszy wybuch termojądrowy w historii amerykańskich testów nuklearnych. Mieszkańcy atolu Rongelap nie zostali uprzedzeni o próbie, przeniesiono ich na Kwajalein dopiero trzy dni po wybuchu. Wielu zmarło. Po trzech latach amerykańscy wojskowi zezwolili na powrót do domu, oznajmiając, że atol oczyszczono. Niemniej po powrocie wiele osób zachorowało na białaczkę i nowotwory tarczycy. W 1985 r. całą społeczność ewakuowano na Ebeye.

Trąd, cholera, gruźlica..

O rozwijające się dziś na wyspie choroby trudno winić system przeciwrakietowy, jaki Amerykanie zbudowali na Wyspach Marshalla. Z badań wynika, że to inny amerykańscy program – masowe przesiedlenia na Ebeye – doprowadził do wybuchu epidemii. W warunkach przeludnienia i braku higieny wszystkie choroby rozwijają się błyskawicznie.

W historii wyspy kilkakrotnie dochodziło do wzrostu liczby zachorowań na śmiertelne infekcje. Na początku lat 60. odnotowano wzmożoną zachorowalność na polio. Szpital znajdował się w opłakanym stanie, pracowało w nim tylko dwóch lekarzy i kilka pielęgniarek. Obserwatorzy, którzy przybyli na wyspę, by wyjaśnić, z jakiego powodu powstało ognisko tej groźnej choroby, oskarżyli amerykańską administrację o to, że ludność nie została zaszczepiona przeciw polio. W najnowszych dziejach wysepki szalały tu gruźlica, grypa, odra i cholera. Wśród mieszkańców do tej pory są ludzie chorzy na trąd.

Amerykanie kilkanaście lat temu odremontowali szpital. Warunki są tu teraz dużo lepsze. – Dostajemy pomoc od Amerykanów. Mamy nawet karetkę pogotowia. Chociaż wysepka jest maleńka i wszędzie można szybko dotrzeć na piechotę, ważne, żeby pacjenta, np. z zawałem, jak najszybciej przywieźć do szpitala. – mówi George, pracujący w zespole zajmującym się profilaktyką gruźlicy.

– Macie kardiologa? – pytam z niedowierzaniem.

– A skąd. Zwykle robimy reanimację i defibrylację. Jeżeli to nie pomaga, dostarczamy pacjenta drogą powietrzną na Hawaje. Ale zwykle do tego nie dochodzi, 80 proc. chorych i tak wcześniej umiera.

Obchodzimy kilka miejsc na Ebeye. George zaznajamia mnie z trędowatymi, sparaliżowanymi, gruźlikami i innymi cierpiącymi mieszkańcami wysepki. Jest wśród nich dużo dzieci. – Tutaj panuje takie przeludnienie, że niepodobna uniknąć zarażenia. Kiedy Amerykanie wystrzeliwują kolejną rakietę, a następnie pada deszcz, cała ludność Ebeye nazajutrz się przeziębia, kaszle, ma biegunkę i zapalenie spojówek. Od dzieci po starców, przez jakieś 10–15 dni – tłumaczy George.

– Na Kwajalein znajduje się świetnie wyposażony szpital wojskowy, w którym pracuje wielu specjalistów. Ale dostać się tam mogą tylko ci wyspiarze, którzy mają dostęp do bazy wojskowej. To jedynie 10 proc. mieszkańców. Gdy do naszego szpitala trafiają pacjenci, którym nie jesteśmy w stanie tu pomóc, musimy ich wysyłać aż na Hawaje lub na Filipiny. Jeśli złamał nogę ktoś; kto ma przepustkę do bazy, to zrobią mu tam prześwietlenie, zapakują go w gips. A ktoś, kto nie ma takich uprawnień, musi ze złamaną kończyną taszczyć się do Honolulu – Oling de Brum, lekarka z miejscowego szpitala, potwierdza słowa George’a.

Bez ziemi, pracy i praw

Taki stosunek do miejscowych niejednokrotnie był przyczyną krytyki pod adresem amerykańskiej administracji. Pomysł przesiedlenia na jedną wysepkę ludzi z innych części Wysp Marshalla nazywano „przerzucaniem ludzkich śmieci” lub „stworzeniem kolejnego rezerwatu”. Etnograf David Hanlon, autor książki o Mikronezji, napisał: „To nie przypadek, że prób jądrowych dokonywano w rejonie oddalonym od kontynentu amerykańskiego, wśród ludzi, którzy nie są biali”. Jego zdaniem Ebeye to najbardziej przeludniona wyspa, a jej mieszkańcy to najbardziej niezdrowe i zdemoralizowane społeczeństwo w Mikronezji. – Nic nie mamy: ani ziemi, ani pracy, ani praw. Ciężko się tu żyje, a kiedy umierasz, nawet nie ma miejsca, by cię pochować. To nie jest nasza ziemia. Tam, gdzie żyli nasi przodkowie, teraz stoją rakiety i radary – powiedział mi jeden z miejscowych, spotkany na cmentarzu.

Amerykańskie radary widać z Ebeye doskonale, nawet bez lornetki. Do Kwajalein jest około pięciu kilometrów. W bazie życie wygląda inaczej. Znajduje się tam przyzwoita szkoła, klimatyzowane luksusowe domy, baseny, pola golfowe i ścieżki rowerowe. Wpuszczają tam jednak tylko za przepustką. Tym, którym się nie powiodło, pozostają marzenia o lepszym życiu pod bezkresnym niebem Pacyfiku.

© Russkij Rieportior

***

Ebeye

Niewielka wysepka należąca do Wysp Marshalla. Powierzchnia 0,36 kmkw., 15 tys. mieszkańców, ponad połowa z nich nie ukończyła 18 roku życia. Z uwagi na ogromne przeludnienie, fatalne warunki bytowe, brak szkół i placówek medycznych uchodzi za „największy slums Pacyfiku”. Od lat 50. XX w. przesiedlano tu mieszkańców pobliskich atoli, na których Amerykanie przeprowadzali próby jądrowe. Na położonym w odległości kilku kilometrów od Ebeye atolu Kwajalein znajduje się amerykańska baza wojskowa.

***

Republika Wysp Marshalla

Państwo wyspiarskie na Oceanie Spokojnym, stowarzyszone z USA, członek ONZ, 1225 wysp (w tym 29 atoli)

Łączna powierzchnia: 181 km kw.

Ludność ogółem: 70 tys.

Ustrój polityczny: prezydent jest szefem rządu, parlament (Nitijela) liczy 33 posłów

Główna religia: protestantyzm (87 proc.)

Języki urzędowe: marszalski i angielski

Stolica: Majuro

20.03.2015 Numer 06.2015
Więcej na ten temat
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną