Artykuły

Z dziennika turysty

Nie daj się zaprosić na chińską herbatę

Numer 17.2015
W chińskiej herbaciarni na turystów czekają różne pułapki. W chińskiej herbaciarni na turystów czekają różne pułapki. Getty Images

Postawisz mi colę?

Ledwie wyszedłem z hotelu na pekińską ulicę, gdy uśmiechnęła się do mnie drobna, milutka Chinka. – Ty zagraniczny? Jak dobrze, że ja znam angielski! A tu taki upał. Postawisz mi colę? – spytała. Już podchodziłem do ulicznego sprzedawcy, gdy powstrzymała mnie drobna rączka. – Nie, tu trzeba uważać, niektórzy moi rodacy czasem lubią naciągnąć cudzoziemca… Wiesz, chodźmy lepiej do prawdziwej chińskiej herbaciarni! – zaproponowała. Lokal mieścił się na zapleczu sklepu z pamiątkami. Na ścianie, zamiast chińskich dekoracji, widniał anglojęzyczny napis „Można płacić Mastercard”. Moja Chinka w skupieniu zaznaczyła liczne pozycje w karcie dań. Zaraz weszła kelnerka z tacą i imbrykiem. Skłoniła się głęboko i nalała mi naparstek naparu. Potem pojawiła się druga, trzecia, dwunasta…

Koniec? Gdzie tam. Kolejna (a może ta pierwsza?) przyniosła na małej tacce dwa kruche ciasteczka i plasterek melona. Znów się otworzyły drzwi, i znowu, i znowu… Wreszcie na skinienie mojej Chineczki przyniesiono rachunek. Zdębiałem. Zrozumiałem tylko cyfrę: 3500 juanów, czyli około 480 euro. Wygrzebałem z portfela wszystkie banknoty. Było tego jakieś 300 juanów, które wcisnąłem mojej Chince w rękę i rzuciłem się do ucieczki. Już w hotelu, sprawdzając, czy został mi choć jeden banknot, natknąłem się na karteluszek, wręczony w samolocie przez stewardesę. Ostrzegano tam turystów, by nie dali się zaprosić Chińczykom, mówiącym po angielsku i zapraszającym na chińską ceremonię parzenia herbaty…

 

21.08.2015 Numer 17.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną