Oparty o balustradę śledziłem lot pelikanów, które od czasu do czasu w pogoni za rybą błyskawicznie nurkowały w falach Pacyfiku. Widok był zachwycający, zwłaszcza gdy się stoi tyłem do niezliczonych blaszanych dachów ubogiej dzielnicy w chilijskim Valparaiso. Mój błogostan przerwał odgłos jakby chlapnięcia. Jednego, potem drugiego. Coś wylądowało na moich plecach. – Cholerne ptaszyska! Ale pana trafiło jeszcze gorzej! Całe plecy! Co za pech!
21.08.2015
Numer 17.2015