Artykuły

Więzień Ferguson

Rasista czy służbista

Numer 18.2015
W pierwszą rocznicę wydarzeń w Ferguson na ulicach znów wybuchły zamieszki. W pierwszą rocznicę wydarzeń w Ferguson na ulicach znów wybuchły zamieszki. Reuters / Forum
Rok temu biały policjant zastrzelił podejrzanego o kradzież czarnoskórego. I choć został uniewinniony, stał się wrogiem publicznym numer jeden. Czy słusznie?
Darren Wilson nie ujawnia swojego adresu. Czasami wychodzi do restauracji, gdzie ludzie „myślą tak samo jak on”.Reuters/Forum Darren Wilson nie ujawnia swojego adresu. Czasami wychodzi do restauracji, gdzie ludzie „myślą tak samo jak on”.
Wielu ludzi broni Wilsona, podkreślając, że w trudnych dzielnicach policjanci często ryzykują życie.Reuters/Forum Wielu ludzi broni Wilsona, podkreślając, że w trudnych dzielnicach policjanci często ryzykują życie.
Wilson ma teraz wielu nowych przyjaciół i wrogów w całej Ameryce.Reuters/Forum Wilson ma teraz wielu nowych przyjaciół i wrogów w całej Ameryce.
Dziewięcioletnia Jamyla Bolden, przypadkowa ofiara strzelaniny w St. LouisAN Dziewięcioletnia Jamyla Bolden, przypadkowa ofiara strzelaniny w St. Louis

Prawie od razu po śmierci Michaela Browna Darren Wilson zaczął otrzymywać pogróżki. Od kilkunastu miesięcy ten 29-letni policjant mieszka w niczym niewyróżniającym się domku w ślepym zaułku na przedmieściach St. Louis. Kupując dom, upewnił się, że na umowie nie ma jego nazwiska. Gdzie się zaszył, wie tylko kilku przyjaciół. Ani on, ani żona – 37-letnia była policjantka – nie wychodzą zbyt często na otoczoną kamerami działkę. Prowadzą bardzo ciche życie. Kiedy ich synek gra w bejsbol, ojciec ogląda mecz z samochodu zaparkowanego w pobliżu. Gdy w marcu br. urodziło mu się kolejne dziecko, do szpitala przychodził anonimowo. Wie, że nie zatrudni go żaden komisariat, bo nikt nie chce kłopotów. Wilson, choć uniewinniony, stał się symbolem „białej rasistowskiej policji”. Stara się więc nie włączać wiadomości, nie czyta publikacji na swój temat.

Tymczasem w marcu Departament Sprawiedliwości opublikował dwa raporty dotyczące Ferguson. Jeden był drobiazgową analizą zeznań świadków, wyników badań balistycznych, sekcji zwłok i wszystkich innych dostępnych danych na temat incydentu z Michaelem Brownem. Stwierdzono, że Wilson miał pełne prawo użyć broni. Co więcej, obalono wiele szczegółów medialnej narracji, m.in. napisano, że Brown nie podnosił rąk i żadna kula nie trafiła go w plecy. 18-latek zbliżał się do policjanta, gdy ten zaczął strzelać. Drugi raport przedstawiał ogólną ocenę wymiaru sprawiedliwości w Ferguson i zawierał druzgoczące wnioski. Władze dyskryminowały czarnych obywateli, którzy częściej niż biali trafiali do aresztu i dostawali wyższe kary. Wilson nie złamał przepisów, ale był częścią zepsutego i skażonego rasizmem systemu.

Kariera antybohatera

Wielu ludzi broni Wilsona, podkreślając, że w trudnych dzielnicach policjanci często ryzykują życie. Przeprowadzono na jego rzecz zbiórkę publiczną i zgromadzono prawie pół miliona dolarów, dzięki czemu mógł się przeprowadzić i zapłacić za adwokata. Jednak publikacja oczyszczającego raportu nie uspokoiła burzy, która rozpętała się w Ameryce. Wielu komentatorów, zwłaszcza czarnoskórych, uważa, że policjant nie musiał strzelać. I że gdyby Brown był biały, to Wilson użyłby np. gazu pieprzowego. Ferguson symbolizuje dla czarnych Amerykanów, którzy na co dzień doświadczają policyjnej dyskryminacji, wszystko, co najgorsze. A Wilson stał się symbolem – wrogiem publicznym numer jeden.

Urodził się w Teksasie, w rodzinie, w której notorycznie łamano prawo. Jego matka Tonya Dean wypisywała czeki bez pokrycia. Po maturze wyszła za swojego nauczyciela angielskiego i urodziła mu syna Darrena oraz córkę Karę. Przez swoje nieopanowane wydatki wpadła w kłopoty finansowe. Porzuciła więc biednego nauczyciela, zabrała dzieci i zamieszkała z szefem ośrodka YMCA. Urodziła kolejnego syna. Po roku życia z nowym partnerem narobiła długów na prawie 20 tys. dolarów. Znów zabrała dzieci i się przeprowadziła – tym razem do St. Peters pod St. Louis.

Matka była kochająca, ale w wieku 13 lat Darren stracił do niej resztki zaufania, gdy ukradła mu pieniądze, które zbierał na obóz skautowy. Gdy poszedł do wakacyjnej pracy, założył sobie tajne konto. Ostrzegł nawet rodziców znajomych, żeby nie wpuszczali jej do domu, bo na pewno znajdzie sposób, żeby ukraść im dane i wyczyścić karty kredytowe. Psychiatra zdiagnozował u niej chorobę dwubiegunową. Mimo kłopotów z prawem nie trafiła do więzienia, a w 2002 r. nagle zmarła. Wilson przypuszcza, że popełniła samobójstwo.

Skończył szkołę, chociaż wagarował i zadawał się z niewłaściwymi ludźmi. Nie wiedział, co robić w życiu, i był nieszczęśliwy. Zaczął pracować na budowie, ale po kryzysie w 2008 r. nie było dla niego pracy. Zgłosił się więc do akademii policyjnej, bo „tam nigdy nie ma recesji”. Zajęcia pochłonęły go całkowicie, zwłaszcza gdy z innymi kadetami odgrywał postępowanie w stresujących sytuacjach. Jeśli ktoś się pomylił, instruktorzy rzucali się na niego: „Bam! Dostałeś!”, „Błąd!”, „To koniec.”, „Ten człowiek właśnie zginął”. Lubił być pod taką presją.

Jestem prosty facet

Po zakończeniu nauki złożył podanie o przyjęcie do pracy w ubogim rejonie hrabstwa St. Louis, gdzie mieszka więcej czarnych obywateli i jest wyższa przestępczość. Chciał od razu zdobyć dużo doświadczeń. W 2009 r. dostał pracę w Jennings, gdzie 90 proc. mieszkańców jest czarnych, a 25 proc. żyje poniżej granicy ubóstwa. Nie umiał się odnaleźć, w przeciwieństwie do starszego kolegi, doświadczonego białego policjanta. – Nie wiem, co robić. To inna kultura. Jak mam się z nimi dogadać? Jesteś biały, a i tak cię szanują. Dlaczego mi nie wychodzi? – pytał go. Kolega nie był zdziwiony, że Wilson nie umiał rozmawiać z mieszkańcami. W akademii trenuje się przede wszystkim strzelanie (58 godzin) i samoobronę (49), a nie umiejętności komunikacji (10) czy rozwiązywanie konfliktów (8).

Komisariat, gdzie zaczął pracę Wilson, słynął z rasizmu. Czarna burmistrz Jennings mówi, że Afroamerykanie z sąsiednich osiedli boją się przejeżdżać przez jej miasteczko. – W latach 70. i 80. policjanci się nie cackali. Po prostu bili – mówi doświadczony kolega Wilsona. W tym okresie do Jennings, Ferguson i innych miast przeniosło się wielu czarnych. W wielu miejscowościach odwróciły się proporcje rasowe, ale policjanci nadal byli prawie wyłącznie biali. Przeglądając policyjne archiwa, można znaleźć dopiski: „Schowajcie portfele. Jadą nas okraść czarnuchy” (aresztowano dwóch Murzynów) albo „Zabić skurwiela” (zatrzymano czarnego, podejrzanego o strzelanie do policjantów).

Wilson odcina się od rasizmu. – Mam proste spojrzenie na życie. To, co spotkało mojego pradziadka, nie spotkało mnie. Nie mogę podejmować decyzji na podstawie tego, co mu się przydarzyło. Nie możemy jako policjanci naprawić w pół godziny tego, co wydarzyło się 30 lat temu. Naprawiamy to, co jest teraz. Wszyscy mówią o rasizmie, a to nie jest kwestia rasy – mówi. W styczniu 2011 r. biały policjant zatrzymał samochód na nieważnych tablicach rejestracyjnych. Kierowca wysiadł, a czarna kobieta, która siedziała na fotelu pasażera, wsiadła za kierownicę i zaczęła uciekać. Na tylnym siedzeniu było dziecko. Policjant strzelił w oponę, samochód się nie rozbił, ale dziecko mogło zostać poważnie ranne. W śledztwie wykryto przy okazji, że szef komisariatu w Jennings zdefraudował fundusze federalne. Komisariat zamknięto, a Wilson znalazł się bez pracy. Dopiero co się ożenił, musiał szukać czegoś nowego.

– Nie chciałem pracować w białej dzielnicy. W czarnej były wyzwania. Nie chciałem też siedzieć z założonymi rękami – wspomina. Zatrudnił się w Ferguson. Przydzielono mu partnerkę, Barb Spradling. Zwierzył się jej, że w jego małżeństwie źle się dzieje, i opowiedział o swoim życiu. Wkrótce się rozwiódł i ponownie ożenił, tym razem ze Spradling. Czasami Wilson uderza w tony, które w amerykańskim życiu publicznym kojarzone są z rasizmem. Uważa np., że głównym problemem czarnych ubogich dzielnic jest lenistwo. – Pracy brakuje wszędzie. Ale tu brakuje również inicjatywy, żeby ją znaleźć. Nie można nikogo uszczęśliwiać na siłę. W Ferguson jest tylko słabo płatna robota, ja też tak zaczynałem. Trzeba gdzieś zacząć – mówi. Czasem wychodzi do restauracji, starannie wybrawszy lokal. – Staramy się szukać miejsc, gdzie – jakby to ująć? – ludzie myślą jak my.

Przed południem 9 sierpnia 2014 r. Darren szedł na lunch z Barb, kiedy dostał wezwanie do rabunku w pobliskim sklepie alkoholowym. Kilka chwil później zobaczył Michaela Browna i jego znajomego, Doriana Johnsona, idących środkiem drogi w pobliżu sklepu monopolowego. Na zarejestrowanym chwilę wcześniej nagraniu z kamery w sklepie widać, jak potężny Brown (195 cm wzrostu, prawie 135 kg wagi) bierze kilka paczek cygaretek i wychodzi bez płacenia. Sprzedawca próbuje go powstrzymać, ale ten z łatwością go odpycha. Świadkowie powiedzieli później śledczym, że Brown miał „szaleństwo w oczach”, przeklinał i zapytał groźnie sprzedawcę: No i co mi zrobisz?

Chyba kogoś zabiłem

W sądzie Wilson zeznał, że gdy zatrzymał radiowóz i doszło do konfrontacji z Brownem, 18-latek próbował mu wyrwać broń. Funkcjonariusz strzelił wówczas po raz pierwszy i w tym momencie „twarz Browna przybrała wyraz intensywnej agresji, wyglądał jak demon”. Chłopak rzucił się do ucieczki, ale nagle zawrócił i ruszył w stronę policjanta. Wtedy Wilson strzelił dziesięć razy. – Wyglądał jakby chciał wziąć na siebie kule, jakby moje strzały tylko go rozjuszały – zeznał. Kilka minut później przyjechała karetka, a Brown już nie żył. Ciało leżało na środku ulicy przez cztery godziny. W tym czasie zebrał się rozgniewany tłum. Niektórzy krzyczeli „śmierć policji”. Tak zaczęły się pierwsze protesty.

Tymczasem na komisariacie żona Wilsona zastanawiała się, dlaczego nie przyszedł na lunch. Nagle się pojawił. – Zabiłem kogoś – powiedział. Był czerwony na twarzy i wyglądał „inaczej niż zwykle”. Uznała, że potrzebuje chwili spokoju, więc się zajęła papierkową robotą. W tym czasie Wilson poszedł z przełożonymi na badanie do szpitala, a później wrócił na komisariat i razem z Barb pojechał do domu. – Nikt nie spodziewał się takiej reakcji następnego dnia – wspomina Darren. – Zwykle po strzelaninie bierze się półtora tygodnia wolnego, idzie do psychologa, a potem na rozmowę z wydziałem wewnętrznym. Później się wraca do pracy. Wiemy, w co się pakujemy, idąc do akademii policyjnej – mówi Barb.

Jeszcze tego samego wieczoru siedzieli przerażeni na kanapie, śledząc transmisję na żywo z zamieszek w Ferguson. Do rana nie zmrużyli oka. Młodszy, sześcioletni synek Barb zapytał, dlaczego telewizja pokazuje płonące miasto. – No cóż, musiałem kogoś zastrzelić – odparł Wilson. – Dlaczego? Czy był zły? – Tak. To był zły człowiek – odpowiedział. Później zadzwonił do kolegi, który go wprowadzał w tajniki zawodu w Jennings. Starszy policjant rozumiał gniew protestujących, ale od razu stanął po stronie Darrena. Zwłaszcza że niedawno jego nowy partner został ranny w strzelaninie z czarnym gangsterem.

Kilka dni później, w obawie, że ich adres wycieknie do sieci, Wilsonowie spakowali wszystkie rzeczy, broń i wyjechali do krewnych. Potem zmienili dzielnicę. Czy Darren myśli czasem o Brownie? – Jego rodzice mnie pozwali, więc muszę o nim myśleć. Z pewnością nie miał szczęśliwego dzieciństwa – zauważa chłodno, chociaż sam w młodości przeżywał równie ciężkie chwile, co 18-letni Afroamerykanin. – Znałem go tylko przez 42 sekundy, kiedy próbował mnie zabić, więc co mogę o nim myśleć? – pyta. A gdyby dostał szansę, czy wróciłby do pracy w Ferguson? Wydaje się zaskoczony. – Nie pozwoliłabym na to – wtrąca się Barb. – Chciałbym wrócić na jeden dzień. Żeby pokazać ludziom, że nie jestem pokonany.

Po zeszłorocznej strzelaninie sprzedaż broni w Ferguson zdecydowanie wrosła i słychać tylko nieśmiałe zapowiedzi pojednania. Jeden z czarnych członków miejskiej komisji, która pracuje nad reformą lokalnych przepisów, w zeszłym roku uważał, że Wilson powinien dostać karę śmierci. Dziś złagodniał. – Nie mogę tak długo dusić w sobie nienawiści. Dziś uważam, że powinien pójść do więzienia. Ale po części mogę go zrozumieć. W pewnym sensie już i tak jest w więzieniu.

na podst. The New Yorker

***

Czarna seria

• W lipcu ub.r. w Nowym Jorku podczas zatrzymania został uduszony Eric Garner.

• W grudniu ub.r. w New Jersey funkcjonariusze zabili Jeramego Reida, kiedy wyszedł z auta z uniesionymi rękami.

• W marcu br., również w New Jersey, pobili Phillipa White’a i poszczuli go psami – umarł w szpitalu.

• W kwietniu w Karolinie Południowej zastrzelili 50-letniego Waltera Scotta, zatrzymanego za jazdę z zepsutym światłem stopu. A w Baltimore 25-letni Afroamerykanin Freddie Gray zmarł w policyjnej furgonetce od uderzeń w głowę.

• W lipcu Sandra Bland, zatrzymana za zmianę pasa bez sygnalizacji, popełniła samobójstwo w areszcie – śledczy sprawdzają, czy rzeczywiście sama targnęła się na swoje życie.

Przez pierwsze pół roku naliczono już prawie pół tysiąca przypadków śmierci podczas zatrzymania bądź w areszcie.

***

Sierpień w hrabstwie St. Louis

Ferguson stało się symbolem wszystkich problemów Ameryki z bronią, przestępczością, rasizmem, a przede wszystkim brutalnością policji. Rocznica śmierci 18-letniego Michaela Browna w Ferguson na przedmieściach St. Louis w Missouri przyniosła kolejne ofiary. W czasie demonstracji dwie grupy ludzi próbujących rabować sklepy zaczęły do siebie strzelać, policjanci w cywilu rozdzielili walczących, a jeden z agresywnych mężczyzn trafił do szpitala w stanie krytycznym. Władze ogłosiły trzydniowy stan wyjątkowy. Do miasta przyjechało kilku członków paramilitarnej organizacji strzeleckiej Oath Keepers, którzy w pełnym rynsztunku, z długą bronią, zajęli pozycje na dachach sklepów, by nie dopuścić do rabunków. Doszło do starć z policją, demonstranci zablokowali autostradę, zatrzymano ponad 150 osób.

Kilka dni później w samym St. Louis podczas przeszukania podejrzanego domu policjanci zastrzelili czarnoskórego 18-latka, który uciekał przed aresztowaniem. Chłopak mógł mieć broń i podobno celował do funkcjonariuszy, ale zginął od strzału w plecy. Kilkadziesiąt godzin później – historia jak ze strefy wojny. Kilka ulic od miejsca, gdzie padł Brown, zginęła od kul dziewięcioletnia Jamyla Bolden. Około wpół do dziesiątej w nocy ktoś strzelił do jej domu. Akurat odrabiała lekcje w łóżku mamy. Obie zostały ranne, dziewczynka nie przeżyła.

The New Yorker

03.09.2015 Numer 18.2015
Więcej na ten temat
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną