Artykuły

Skok przez barykadę

Życie w okopach pod Donieckiem

Numer 18.2015
Separatysta w okopie. W tym chaosie można oberwać także od swoich. Separatysta w okopie. W tym chaosie można oberwać także od swoich. Tass / Forum
Większą część miasta Marjinka kontrolują siły ukraińskie, mniejszą – separatyści z Donbasu. Jak żyją ludzie, którzy się stali zakładnikami krwawego konfliktu?
MCT
Ukraińskie MSW zapewnia, że w Marjince nie ma już cywilów.AP/EAST NEWS Ukraińskie MSW zapewnia, że w Marjince nie ma już cywilów.
Cywile z Marjinki są innego zdania.Anadolu/Getty Images Cywile z Marjinki są innego zdania.
Okładka najnowszego wydania dwutygodnika FORUMDwutygodnik Forum Okładka najnowszego wydania dwutygodnika FORUM

Osiedla położone na zachód od regularnie ostrzeliwanej dzielnicy Petrowskiej Doniecka określane są wspólną nazwą Trudowskie. Znajdują się w bezpośrednim sąsiedztwie Marjinki. Z centrum Doniecka do Trudowskich można dotrzeć autobusem linii 42. Na moje pytanie, gdzie znajduje się przystanek, łysawy taksówkarz odpowiada z uśmiechem: Przystanek? To z tamtej strony – macha ręką w stronę pobliskich straganów. – Brachu, walnij sobie setę, zanim się tam wybierzesz.

Na pętli nowiutki chiński autobus oczekuje na pasażerów. Opłata za przejazd – trzy hrywny (50 groszy – przyp. FORUM), wszystkie miejsca siedzące są już zajęte. Jedziemy przez ulice południowo-wschodnich dzielnic Doniecka. Poobdzierane bilbordy, których nikt od dawna nie obklejał, gdzieniegdzie otwarte kioski z papierosami, zamknięte od zimy pawilony sklepowe, stacje benzynowe wyglądające jak barykady – obłożone workami z piaskiem. Trasa kończy się na placu Zwycięstwa, dalej autobus nie jedzie z powodu ostrzałów. Żeby dotrzeć do Trudowskich, muszę się przesiąść do „bohdana” – starego autobusu produkcji ukraińskiej. Pasażerów niewielu, przede wszystkim starsze kobiety z torbami na zakupy.

Wyjeżdżamy za miasto, na przejeździe kolejowym – punkt kontrolny sił Donieckiej Republiki Ludowej. Worki z piaskiem i zapory przeciwczołgowe. Do autobusu wchodzi nieogolony czterdziestoletni bojownik w brudnym podkoszulku i zielonej bandanie. Sprawdza dokumenty i rozdaje papierowe ikonki z wizerunkiem Zbawiciela, nie wiedzieć czemu w zielonej szacie zamiast w kanonicznym błękicie. Na odwrocie psalm: „Kto przebywa w pieczy Najwyższego”. Babcie pobożnie się żegnają. Artyleria wali tu co noc, od linii rozejmowej dzieli nas nie więcej niż dwa kilometry. Mijamy posterunek, po pięciu minutach dojeżdżamy do stacji. Koniec jazdy.

– Widzisz? Tam pod lasem stoi ukraińskie wojsko – Oksana, sprzedawczyni ze sklepu spożywczego, macha ręką w stronę pobliskich hałd.

– Pociski tu dolatują? – pytam.

– Jeszcze jak! – dziewczyna zadziera brodę, by wskazać wielką dziurę w dachu nieczynnej stacji. Zadaszenie nad peronem przypomina rzeszoto. – Dosłownie parę dni temu walnęło.

Brat na brata

Za stacją – pusty plac targowy. Artyleria zmiotła tu wszystko. Sklep spożywczy, w którym pracuje Oksana, to jedyny punkt, który ocalał. Trzy czwarte domów wokół jest puste, ludzie się wynieśli, ale dla tych, którzy zostali, sklep nadal działa. Na prawo od peronu barykada sił Donieckiej Republiki Ludowej, dziarscy chłopcy gadają z dziewczynami. – Dokumenty! – od grupy rozmawiających odrywa się jeden z chłopaków. Na linii frontu wymagana jest specjalna akredytacja. – Wasi mnie przepuścili. Nawet ikonkę od nich dostałem – tłumaczę się gęsto, bo nie mam specjalnego pozwolenia. Na widok Chrystusa w zielonej szacie chłopak kiwa głową, przepuszcza.

– Najmłodszy ma niecałe dwa latka. Ze wszystkich słów zna tylko „czołg”, „babach”, „mama” i „tata” – Ludmiła wygląda na czterdzieści lat, rude włosy zaczesała w koński ogon. Żeby jakoś wykarmić pięcioro dzieci, wozi przez linię frontu na zdezelowanym rowerze 50-kilowe worki z cukrem. Po tamtej stronie cukier jest dwa razy tańszy, można zarobić, gdy się go sprzeda tutaj. Oficjalnie przejście jest zamknięte, ale działa tzw. droga życia. Przed wojną tą drogą przez las mieszkańcy Marjinki chodzili na stację. Większość pracowała w kopalniach w mieście, a to była najkrótsza droga. Teraz znajduje się tu posterunek, ale miejscowych przepuszczają do Doniecka i z powrotem.

Krótko ostrzyżony rudy chłopak z posterunku spluwa na ziemię. – Trzeba było w zeszłym roku docisnąć albo nawet w tym, a Wowa zamiast tego zaczął się bawić w politykę. Bez sensu – mówi. Wowa to oczywiście Putin. Rudzielec pochodzi z Żytomierza, z zachodniej Ukrainy, ale zaciągnął się do separatystów. A jego rodzony brat poszedł na ochotnika do ukraińskiej Gwardii Narodowej. Rodzice zostali w domu.

– Czy twój brat zdaje sobie sprawę, że być może przyjdzie mu strzelać do ciebie? – dopytuję.

– No tak, on to rozumie. I ja też to rozumiem. Nie utrzymujemy kontaktów. Przecież nie ja go prosiłem, żeby szedł ludzi zabijać. Życie mamy od Boga i tylko Bóg może nam je odebrać. Ja przyjechałem walczyć tutaj, bo jestem człowiekiem rosyjskim, nie chcę do Europy, do tej pederastii. Tu walczę o swoje. Na wojnie otworzyły mi się oczy na wiele rzeczy. Nasi ludzie swoich nie porzucają na pastwę losu, kule świszczą, a oni reperują wodociąg albo prąd.

– Ale i ty zabijasz…

– Nie zabijam, występuję w obronie narodu. Przedtem w armii nie służyłem, byłem budowlańcem. Tutaj nauczyłem się wojaczki. Będę walczyć do ostatka.

Szara strefa

Żeby się dostać na drugą stronę Marjinki, która znajduje się pod kontrolą ATO (ukraińskie siły prowadzące operację antyterrorystyczną – przyp. FORUM), trzeba się nieźle nakombinować. Do zajętego przez Ukraińców Artiomowska – mikrobusem za 200 hrywien. Stamtąd autobusem do Kramatorska, a potem przez Słowiańsk do Krasnoarmiejska, leżącego 68 km od Doniecka. Potem znów przesiadka do mikrobusu do Kurachowa i wreszcie dojazd taksówką do Marjinki. Taksówkarze dowożą tylko do posterunku sił ukraińskich, dalej – rób, co chcesz. – Tam strzelają, a mnie jeszcze życie miłe – usprawiedliwia się prywaciarz, który zgodził się podwieźć mnie do punktu kontrolnego.

Deputowany Rady Najwyższej, doradca ministra spraw wewnętrznych Anton Heraszczenko, niedawno zapewniał, że w Marjince nie ma już cywilów. A ci, którzy zostali, „sami wzięli na siebie odpowiedzialność za swoje życie i gotowi są funkcjonować w warunkach, w których każdego dnia mogą zginąć”. Według przedstawiciela miejscowej administracji Andrija Hawrysza, w mieście pozostało co najmniej pięć i pół tysiąca ludzi (w maju br. było sześć tysięcy). Co najmniej tysiąc to dzieci.

Na ogół ostrzał zaczyna się od serii z automatu na peryferiach w godzinach popołudniowych. To swego rodzaju uwertura. Zaraz potem dołącza się artyleria. Początkowo z niewielką częstotliwością, a potem coraz częściej i głośniej. Na lokalnym blogu użytkownicy zamieszczają doniesienia: „21.47 – wznowiono ostrzał od strony sowchozu, 22.18 – od czasu do czasu grzmocą z dział, 22.30 – słychać głuche wybuchy w pobliżu posterunku drogówki”.

Od ratusza, rozwalonego przez artylerię separatystów, miejskiego domu kultury, komendy milicji i muzeum regionalnego do nieczynnego bazaru w Trudowskim, który odwiedziłem poprzedniego dnia, jest nie więcej niż trzy kilometry. Na lewo od pomnika Lenina (nadal stoi, w przeciwieństwie do większości powalonych Leninów w innych regionach Ukrainy) – aleja Lenina. Wiele domów nosi ślady ostrzałów: wybite okna, zaklejone prowizorycznie folią, dziury w dachach, tymczasowo zabite deskami, podziurawione ściany.

85-letnia Wiera Aleksiejewna w kwiecistym fartuchu prowadzi mnie za rękę do ogrodzenia: w płocie widać ślady po odłamkach. Od linii rozejmowej jej dom dzieli nie więcej niż 300 metrów. Na podwórku panuje idealny porządek, kwitną róże, rozłożysta czereśnia rzuca przyjemny cień. Taki sam domek mógłby stać pod Połtawą czy Żytomierzem. Tylko okna zabite są sklejką.

– Bacz, szczo robitsa – Wiera Aleksiejewna urodziła się i całe życie spędziła w Marjince, ale mówi po ukraińsku, tylko od czasu do czasu wtrąca rosyjskie słowa (większość mieszkańców Donbasu używa rosyjskiego jako języka ojczystego lub posługuje się surżykiem, specyficzną mieszaniną rosyjskiego i ukraińskiego). Kobieta ociera łzy chustą. – Kiedy ta wojna nareszcie się skończy?

Miasto poważnie ucierpiało na skutek działań wojennych. To tu, to tam natykam się na całkiem rozwalone chaty, zniszczone pociskami artyleryjskimi siedziby urzędów i uszkodzone dziesięciopiętrowe bloki, z których mieszkańcy wynieśli się jakiś czas temu. W połowie dzielnic nie ma wody pitnej. Wolontariusze roznoszą ją w kanistrach. Nie ma gazu. Dostawy produktów żywnościowych do sklepu są sporadyczne. Od 16 czerwca, gdy wprowadzono nowe zasady wjazdu do strefy ATO, przewóz towarów na terytorium wroga jest surowo zabroniony. Większą część Marjinki kontrolują wojska ukraińskie, ale posterunek celny, oddzielający miasto od reszty Ukrainy, znajduje się przed wjazdem do miasta. Zgodnie z przepisami, nie ma prawa przepuszczać ładunków.

– Każdy samochód dostawczy musi mieć osobny glejt od miejscowej administracji, znaleźliśmy się w szarej strefie, wzięci w dwa ognie – skarży się Hawrysz.

Symfonia z automatu

Wszystkie zakłady produkcyjne w Marjince stoją. Szyb wentylacyjny kopalni Trudowska widoczny jest z centrum miasta. Główny szyb znajduje się już na terytorium kontrolowanym przez separatystów. Dwa kilometry podziemnych korytarzy oddzielają oba obiekty. – Przed wojną większość ludzi pracowała w Doniecku. Marjinka to w zasadzie przedmieścia Doniecka. Górnicy z Marjinki schodzili pod ziemię właśnie tu, żeby nie nadkładać drogi przez pół Doniecka – taksówkarz podjeżdża do mostu przez rzekę Osynową, żeby pokazać mi kopalnię.

Wzdłuż hałdy porośniętej drzewami i krzewami Iryna Semenczenko wraca ze sklepu z czteroletnim synkiem Nikitą. O referendum w sprawie niepodległości Donieckiej Republiki Ludowej, które odbyło się tu rok temu, nie chce ze mną rozmawiać. – Wie pan, już w ogóle nikt tu o tym nie pamięta. Przez ten rok tyle się zmieniło. Już nikt tu nie ma żadnych poglądów ani preferencji. Wszyscy chcą tylko jednego: żeby nareszcie przestali strzelać – mówi zmęczonym głosem. Do naszej rozmowy włączają się koleżanki Iryny: A kto strzela? Swoi strzelają!

– Ja wszystko widzę, wszystko wiem, mieszkam najbliżej. Zaczynają separatyści, a Ukraińcy zaraz im odpowiadają.

Na sąsiedniej ulicy komendant sektora spotyka się z mieszkańcami. Czarny dżip z ukraińskimi żołnierzami zatrzymuje się na środku ulicy. Kobiety otaczają go ciasnym pierścieniem. Komendant trzyma listę z adresami. – Skarżycie się, że wasze domy zostały zajęte bezprawnie? – pyta. – Trzy zamki założyłam, nie mieli prawa wchodzić! – krzyczy otyła kobieta w białej bluzce. – Powtarzam, zajmujemy wszystkie domy na linii frontu. Jeżeli ich nie zajmiemy, to wejdą oni i zajmą – komendant stara się zachować spokój i taktownie wyjaśnić sytuację. – A kiedy skończy się wojna? – pyta ktoś płaczliwym głosem. – A skąd ja mogę wiedzieć? – wzrusza ramionami wojskowy.

W odległości 300 metrów słychać serie z broni automatycznej. Głośno. Całkiem blisko. Wojskowi wskakują do dżipa, kobiety przywołują dzieci i rozbiegają się po domach. Mają przygotowane schrony w piwnicach. – Całe szczęście, że lekcje w szkołach zakończyły się, zanim zaczęły się te regularne ostrzały. Nawet nowe szyby wstawili w szkole, trzeba jakoś żyć – taksówkarz zatrzaskuje drzwiczki. Serie z automatów cichną. Po krótkiej przerwie odzywa się jednak artyleria. Ruszamy z kopyta. – Nie mamy chwili do stracenia – mówi taksówkarz. Zaraz się zacznie.

Wieczorem czytam doniesienia na blogu: „Godz. 16.30 – słychać automaty i granatniki. 17.25 – na razie cisza. 21.30 – znowu strzały, obudzili się, pieprzone wampiry”.

© The New Times

***

Marjinka

Miasto w obwodzie donieckim, położone na obrzeżach Doniecka. Przed wojną liczyło 10 tys. mieszkańców, większość pracowała w kopalniach. W 2014 r. o miasto toczyły się zacięte walki, które pociągnęły za sobą liczne ofiary, także wśród ludności cywilnej. Na początku czerwca br. doszło do walk na linii rozejmu między siłami ukraińskimi i separatystycznymi. Obserwatorzy OBWE odnotowali zmasowane natarcie separatystów na Marjinkę, z użyciem ciężkiego sprzętu i czołgów. Doszło do wymiany ognia, było to największe starcie od podpisania porozumień mińskich w lutym. Według strony ukraińskiej w walkach zginęło czterech Ukraińców i 200 separatystów, według źródeł Donieckiej Republiki Ludowej poległo 35 separatystów i 60–100 żołnierzy ukraińskich. Separatystów zmuszono do wycofania się na poprzednio zajmowane pozycje.

W ostatnich tygodniach porozumienia były codziennie łamane przez obie strony. Marjinkę wciąż ostrzeliwuje artyleria. W mieście, znajdującym się częściowo pod kontrolą sił ukraińskich, częściowo – separatystycznych, pozostaje około 5,5 tys. cywilów.

*

Więcej artykułów z gazet światowych w najnowszym wydaniu Dwutygodnika FORUM.

03.09.2015 Numer 18.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną