Artykuły

Papież ateistów

Richard Dawkins: nauka kontra religia

Numer 22.2015
Richard Dawkins (ur. w 1941 r.), brytyjski zoolog i ewolucjonista, gorący orędownik ateizmu i wróg religii. Autor głośnych książek, takich jak „Samolubny gen” czy „Fenotyp rozszerzony”. Richard Dawkins (ur. w 1941 r.), brytyjski zoolog i ewolucjonista, gorący orędownik ateizmu i wróg religii. Autor głośnych książek, takich jak „Samolubny gen” czy „Fenotyp rozszerzony”. Writer Pictures / Forum
Richard Dawkins jest jednym z najbardziej znanych współczesnych naukowców, autorem przełomowego dzieła „Samolubny gen”. Ostatnio jednak częściej niż w naukowe dysputy angażuje się w krucjatę przeciwko religii.
„Cieszę się, że nie padłem na razie ofiarą prawdziwego polowania na czarownice, choć Twitter oraz cały internet są wprost stworzone do nagonek urządzanych przez motłoch”.caglecartoons.com „Cieszę się, że nie padłem na razie ofiarą prawdziwego polowania na czarownice, choć Twitter oraz cały internet są wprost stworzone do nagonek urządzanych przez motłoch”.

Na forum publicznym jest wojowniczy, wygadany i nieugięty – zupełnie inny niż w życiu prywatnym. To on wymyślił słowo „mem” na określenie wszystkiego, co się rozchodzi niczym wirus – na długo przed pojawieniem się internetu. Mem występuje w ostatnim rozdziale jego książki „Samolubny gen”, opublikowanej w 1976 r. To właśnie ona przyniosła 74-letniemu dziś naukowcowi sławę i wyniosła go na akademicki olimp. Stała się światowym bestselerem; przełożona na 25 języków, rozeszła się w ponad milionie egzemplarzy. Drugi bestseler to „Bóg urojony” z 2006 r. – pokazał zupełnie nowe oblicze autora, wojującego ateisty. Z czasem ów wizerunek przyćmił Dawkinsa naukowca. Akcja jego najnowszej książki „Brief Candle in the Dark” – drugiej części jego autobiografii (w Wielkiej Brytanii ukazała się pod koniec września br.) – rozpoczyna się wkrótce po publikacji poprzedniego dzieła.

„Brief Candle in the Dark” zaczyna się od 70 urodzin i refleksji, że czuje się pan jak 25-latek.
Richard Dawkins: Jestem jak młodzieniaszek, wciąż pełen radości życia. Nie czuję się zbyt odpowiedzialny ani bardzo dorosły.

W czym się to przejawia?
Myślę, że w braku zahamowań. Mam nadzieję, że generalnie jestem grzeczny, ale lubię walić prawdę prosto z mostu. Zależy mi na pewnych rzeczach i nie jest mi obojętne, co się wydarzy. Mam bardzo emocjonalny stosunek do tego, co się dzieje wokół.

Napisał pan „Samolubny gen” jako młody człowiek. Czy dalej podtrzymuje pan zawarte w książce tezy?
Nie wycofuję się z niczego, co napisałem. W pewnym sensie to godne pożałowania, bo naukowcy raczej szczycą się zmianą stanowiska – w przeciwieństwie do polityków. Ja jednak z całą mocą podpisuję się pod przesłaniem „Samolubnego genu”. Co więcej, uważam, że główna teza książki (przetrwają tylko te geny, które działają tak, by maksymalnie zwiększyć szanse na skuteczną replikację i przetrwanie; wszystkie organizmy, także człowiek, są jedynie „wehikułami przetrwania”, nośnikami genów – przyp. FORUM) wielokrotnie się od tamtego czasu potwierdziła.

To niesamowite, jak bardzo świat się zmienił od tamtej książki. Zwłaszcza genetyka poszła bardzo do przodu, prawda?
Wszystko, co jest związane z biologią, stało się niemal gałęzią technologii informatycznej, bo przecież DNA jest jak język komputerowy. Zakładali to już Watson i Crick w 1953 r., ale dopiero ostatnio stało się to oczywiste.

Wielu uważa, że biotechnologia wyznacza kolejne granice w nauce. Obszar poznania w tej dziedzinie poszerza się w postępie geometrycznym, jak moc procesorów. Pana to ekscytuje czy przeraża?
Raczej to pierwsze. Ostatnio uczestniczyłem w Los Alamos w pierwszej konferencji poświęconej sztucznemu życiu. Sądzę, że to niezwykle ekscytująca perspektywa, bo jako naturalista w sensie filozoficznym nie postrzegam życia jako czegoś magicznego czy nadprzyrodzonego. Dlatego powinno być możliwe stworzenie życia za pośrednictwem reakcji chemicznych lub sztucznej inteligencji, jaką obdarzony byłby komputer. Obie możliwości są niezwykle inspirujące i trochę niepokojące.

W jakim sensie niepokojące?
Chodzi mi o przejęcie pałeczki, zastąpienie życia zbudowanego na atomach węgla życiem krzemowym.

Jestem w stanie wyobrazić sobie taką oto scenę, gdy dwie krzemowe istoty siedzą naprzeciwko siebie i dyskutują o tym, jak to w odległej przeszłości, u zarania dziejów, istniała miękka, wodnista i zbudowana z atomów węgla forma życia, która dała początek ich cywilizacji.

Wielu ludzi uważa taką wizję za straszną – i ja to rozumiem. Ale myślę, że jest ona również niezwykle ekscytująca.

Niezbyt się pan przejmuje kruchością i słabościami, jakie dotykają większość ludzi. W trudnych czasach wielu z nich zwraca się ku religii w poszukiwaniu ukojenia i pocieszenia…
Tak, nawet jeśli to fałszywa pociecha. Kiedyś ładnie to ujął Steven Pinker: „Kiedy goni cię tygrys, czerpiesz pocieszenie z wyobrażania sobie, że goni cię królik”. Ale to naprawdę jest tygrys. Nie zamierzam rozwiewać iluzji ani wyprowadzać z błędu kogoś, kto jest w rozpaczy. Ale cenię prawdę. Myślę, że prawda o świecie niesie ze sobą wielką pozytywną wartość. Kto wie, może nawet pewne pocieszenie? To zdumiewające, że my, owoce ewolucji, mamy mózgi zdolne zrozumieć, dlaczego tu jesteśmy, skąd pochodzimy, a także skąd pochodzi i dokąd zmierza świat wokół nas. Jako biologa zachwyca mnie fakt, że z najbardziej podstawowej formy życia może powstać, bez łamania praw fizyki, niesłychanie skomplikowany organizm ludzki, który potrafi rachować, mówić tyloma językami i tworzyć poezję.

Sądzi pan, że nauka wygrywa starcie z wielkimi religiami, oferując przekonującą narrację? Czy też przyjdzie nam jeszcze poczekać na jej ostateczne zwycięstwo?
Patrząc na świat jako całość, stwierdzenie, że nauka wygrywa tę batalię, byłoby zbyt optymistyczne. Kiedy jednak się spojrzy na obszary, gdzie edukacja stoi na dobrym poziomie, gdzie państwo socjalne rozwinięte jest na tyle, że ludzie mają czas pomyśleć i robić rzeczy, na które naprawdę mają ochotę, a nie tylko walczą o przetrwanie, to tak, sądzę, że wygrywamy.

Czy nie dziwi pana to, że człowiek, który wymyślił termin „mem”, siedzi sobie na kanapie, wstukuje 140 znaków i patrzy, jak jego idee płyną w świat?
W 1976 r. nie mogłem o tym nawet pomarzyć. Myślę, że internet jest zadziwiającą emanacją współczesnego świata. Jestem nim zafascynowany. To niezwykle interesujący pomysł, na który sam bym nie wpadł.

Jest pan mistrzem Twittera…
Nie wiem, czy mistrz to dobre słowo. Ofiara brzmi już lepiej.

Czuje się pan bardzo nierozumiany czy też lubi pan, od czasu do czasu, wziąć udział w takiej wirtualnej młócce?
O nie, tylko nie młócka. Ona zawsze prowadzi do nieporozumień.

Jak się pan czuje w centrum wirtualnego zamieszania?
Cieszę się, że nie padłem na razie ofiarą prawdziwego polowania na czarownice, choć Twitter oraz cały internet są wprost stworzone do nagonek urządzanych przez motłoch. Przypomina to średniowiecze, gdy ludzie płonęli na stosach.

Mówi pan o prawdzie i pasji, ale czy nie sądzi pan, że niektóre pańskie wypowiedzi raczej szkodzą, niż pomagają? Weźmy choćby uwagę o tym, że 20 proc. laureatów Nagrody Nobla to Żydzi, a jedynie „śmiesznie mała” grupka to Arabowie?
Myślę, że różnica jest ogromna, zważywszy liczbę Żydów na świecie. Jest w tym coś frapującego, czego jestem ciekaw i co chętnie bym zgłębił.

W autobiografii nieraz docenia pan kobiety. Gdy na zakończenie jednego z wykładów koleżanka podeszła i pocałowała pana w czoło, miał pan to skomentować tak: „Kobieca czułość – jeden z powodów, dla których warto dalej żyć”.
Bo to prawda. To oczywiste, że doceniam kobiety, mało tego, ja je uwielbiam. Oczywiście nie wszystkie, ale…

Co takiego mają kobiety, czego brak mężczyznom?
O czułości już wspominaliśmy, choć mężczyźni też potrafią być czuli. Cóż mam powiedzieć? Jestem heteroseksualnym samcem. Łatwo mnie... zauroczyć.

Myśli pan o starości i śmierci?
Tak. Choć niespecjalnie podoba mi się proces umierania, bo lekarze to nie weterynarze, którzy mogą szybko zakończyć nasze cierpienie. A jeśli chodzi o bycie martwym, to podzielam stanowisko Marka Twaina, który powiedział kiedyś: „Nie boję się śmierci. Byłem martwy przez miliardy lat, zanim się urodziłem, i nie czułem z tego powodu żadnego dyskomfortu”. Jedyną rzeczą, która może budzić strach w związku ze śmiercią, jest wieczność. W istocie jest tak przerażająca, że lepiej ją przetrwać w stanie ogólnego znieczulenia.

Żałuje pan czegoś w życiu?
Ktoś zadał to samo pytanie poecie Johnowi Betjemanowi, a ten odparł: „Żałuję, że nie uprawiałem w życiu więcej seksu”.

© Guardian News & Media

***

Richard Dawkins (ur. w 1941 r.), brytyjski zoolog i ewolucjonista, gorący orędownik ateizmu i wróg religii. Autor głośnych książek, takich jak „Samolubny gen” czy „Fenotyp rozszerzony”. Przedstawił w nich teorię ewolucji, w której jednostką doboru naturalnego jest gen, a organizmy żywe są jedynie „maszynami przetrwania”. Krytycy twierdzili, że to zamach na wartości humanistyczne, czemu autor zdecydowanie zaprzecza. Dawkins uwielbia poezję, zwłaszcza Betjemana, Yeatsa i Housmana. Przyznaje, że często płacze nad szczególnie pięknymi wierszami. Jego naukowym idolem jest Karol Darwin. Uważa, że kontynuuje jego misję, walcząc z religijnymi zabobonami i obskurantyzmem. Ma też słabość do nowoczesnych technologii, zwłaszcza Twittera, na którym zamieszcza kontrowersyjne komentarze.

Żenił się trzykrotnie, ostatnio z aktorką Lallą Ward. Od 2006 r. stoi na czele Fundacji na rzecz Rozumu i Nauki promującej racjonalizm i humanizm oraz zachęca ateistów do publicznego ujawniania swojego światopoglądu.

30.10.2015 Numer 22.2015
Więcej na ten temat
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną