Artykuły

Łowca despotów

W służbie sprawiedliwości

Numer 23.2015
Reed Brody Reed Brody AFP / EAST NEWS
Amerykański adwokat Reed Brody od 30 lat ściga obalonych dyktatorów. To dzięki niemu przed sądem stanął były prezydent Czadu Hissène Habré.
Idi Amin (z lewej) i Jean-Claude DuvalierARCHIVES NEW ZELAND / ABR/Dwutygodnik Forum Idi Amin (z lewej) i Jean-Claude Duvalier
Augusto Pinochet (z lewej) i Mengistu Hajle MarjamAN Augusto Pinochet (z lewej) i Mengistu Hajle Marjam
Po 25 latach bezkarności Hisenne Habré został siłą doprowadzony przed nadzwyczajny panafrykański sąd w Dakarze, którego nie uznaje.Maxppp/Forum Po 25 latach bezkarności Hisenne Habré został siłą doprowadzony przed nadzwyczajny panafrykański sąd w Dakarze, którego nie uznaje.

W asyście czadyjskich żołnierzy Reed Brody pokonuje wysokie schody prowadzące do starego zaniedbanego budynku w stylu kolonialnym. Po wejściu do środka przygląda się przez moment odrapanym, lepiącym się od brudu ścianom, a potem rusza naprzód, dosłownie brodząc w papierach. Schyla się i podnosi najpierw jedną, a potem drugą kartkę. Wreszcie, kiedy żołnierze nie patrzą, wpycha ukradkiem do teczki cały plik szpargałów.

To śmieszna zdobycz w zestawieniu ze zwałami dokumentów walających się wszędzie dokoła. Na podłogach leżą policyjne kartoteki, listy więźniów, oficjalne raporty sygnowane przez czadyjską bezpiekę. – Zapakujemy te papierzyska w kartony i oddamy to wszystko do pańskiej dyspozycji – proponuje usłużny oficjel. – Ach tak? – wytrzeszcza oczy ze zdziwienia amerykański adwokat. Ślepym trafem odkrył właśnie mroczną tajemnicę jednego z najbardziej ponurych gmachów w Ndżamenie.

Wypłynęło na pływalni

Działo się to w maju 2001 r., gdy Brody prowadził w czadyjskiej stolicy śledztwo z ramienia organizacji obrońców praw człowieka Human Rights Watch. Usiłował zebrać informacje na temat zbrodni popełnionych kilkanaście lat wcześniej przez reżim Hissène’a Habrégo. Ten bezwzględny despota sprawował rządy w Czadzie w latach 1982–1990, nim został obalony przez własnego szefa sztabu i zbiegł do Senegalu. Zrabowane miliony pozwoliły mu wygodnie urządzić się na wygnaniu.

Amerykański prawnik najbardziej pragnął zobaczyć „pływalnię”, jeden z najbardziej złowrogich symboli dyktatury. Chodzi o dawny basen pływacki osłonięty betonową kopułą, który służył jako miejsce tortur. Urządzono w nim maciupeńkie cele, w których maltretowani więźniowie padali jak muchy. Było to bardzo praktyczne rozwiązanie, bo krew i odchody ofiar ściekały po śliskiej pochyłej posadzce wprost do odpływu.

Budynek pływalni, usytuowany w pobliżu pałacu prezydenckiego, był jednak pilnie strzeżony przez wojsko. Aby się tam dostać, trzeba było użyć podstępu. Brody oświadczył jednemu z byłych więźniów reżimu, że ekipa telewizyjna, z którą współpracuje, chciałaby go sfilmować w dawnym miejscu kaźni. Kuzyn nowego prezydenta Idrissa Déby’ego dał się podejść. Załatwił amerykańskiemu adwokatowi przepustkę i z chęcią pokazał mu celę, w której sam kiedyś siedział. Wychodząc z pływalni, amerykański adwokat zauważył w sąsiedztwie inny opuszczony budynek. – Poprosiłem, żeby mi pozwolono go obejrzeć. Nie wiedziałem, że była to dawna siedziba DDS – wspomina Brody. Ta policja polityczna była jednym z głównych narzędzi w rękach reżimu oskarżanego o wymordowanie blisko 40 tys. obywateli.

Wszedłszy do środka, natychmiast pojął doniosłość swojego odkrycia. – To prawdziwa kopalnia złota! – wykrzyknął do podążającej za nim kamery. Archiwalne materiały walające się pod jego stopami mogły stanowić znakomitą podstawę oskarżenia zbrodniczego systemu. Mimo to musiał walczyć jeszcze przez 14 lat – zbierając zeznania, wnosząc pozwy, alarmując opinię publiczną, apelując do sędziów i polityków – zanim udało się doprowadzić do procesu Habrégo.

20 lipca br. były czadyjski przywódca stanął w Dakarze przed specjalnym trybunałem powołanym przez Unię Afrykańską, aby odpowiedzieć za zbrodnie wojenne, stosowanie tortur i zbrodnie przeciwko ludzkości. Był to historyczny dzień, bo nigdy wcześniej państwa Czarnego Lądu nie wytoczyły procesu jednemu ze swoich byłych przywódców. – Tak się składa, że 20 lipca obchodziłem 62 urodziny – dodaje adwokat. Czy mógł sobie wyobrazić piękniejszy prezent?

Po dobrej stronie

Jest namiętnym łowcą dyktatorów. W jego biurze na 34 piętrze nowojorskiego Empire State Building wisi mapa, do której poprzypinał zdjęcia swoich najsłynniejszych celów. Widnieją tam podobizny Augusta Pinocheta, Jean-Claude’a Duvaliera, Alfreda Stroessnera, Pol Pota, Suharto, Saddama Husajna, Omara al-Baszira... Despotów, którzy znaleźli się na celowniku Brody’ego, łączy jedno: mimo ideologicznych różnic wszyscy byli katami własnych rodaków i obywateli. Jednak Brody nie ogranicza się tylko do polowania na krwiożerczych generałów, watażków i tyranów wszelkiej maści. Jest też autorem czterech raportów piętnujących nadużycia popełniane przez Amerykanów w więzieniach w bazie Guantánamo i w Abu Ghraib oraz książki pod wymownym tytułem „Czy należy postawić przed sądem George’a Busha?”.

Jaki jest cel jego starań? Brody chce położyć kres bezkarności despotów. Unika jednak wielkich słów i pompatycznych zapowiedzi, zbywając to pytanie dowcipem. – Jeżeli kogoś zabijesz, to wsadzą cię do więzienia, ale jeżeli będziesz mieć na sumieniu 40 tysięcy ludzi, to zaproszą cię na konferencję pokojową – mówi. Zawsze chciał być po „dobrej” stronie – i to już w czasach, gdy w 1980 r. dopiero zaczynał zawodową karierę jako asystent nowojorskiego prokuratora stanowego. – Byłem wtedy odpowiedzialny za ochronę praw konsumentów. Zamykałem oszukańcze firmy nabijające klientów w butelkę – wspomina Brody.

Polityczny zwrot nastąpił cztery lata później, gdy pojechał do Nikaragui ogarniętej sandinistowską rewolucją. Odwiedził brata kolegi, misjonarza w jednej z wiosek. Od księży usłyszał, jak wyglądają ataki contras – kontrrewolucjonistów wspieranych przez CIA, którzy mieli bazy na terytorium sąsiedniego Hondurasu. – Aby podburzyć społeczność przeciwko rządowi, niszczyli zbiory i podrzynali ludziom gardła. Postanowiłem coś z tym zrobić – wspomina. Przez pięć miesięcy zbierał wstrząsające relacje mieszkańców tych przygranicznych obszarów. Jego raport trafił na pierwszą stronę „New York Timesa”. Wzburzony prezydent Ronald Reagan nazwał go „sandinistowskim agentem”, ale kilka miesięcy później Kongres obciął środki dla rebeliantów.

31-letni wówczas Brody postanowił poświęcić się obronie praw człowieka. Prowadził śledztwa w wielu krajach na całym świecie, od Haiti przez Sierra Leone i Kongo po Timor Wschodni. W 1998 r. związał się z Human Rights Watch i podjął próbę postawienia przed sądem Augusta Pinocheta. Byłego chilijskiego dyktatora, który w ojczyźnie miał zagwarantowaną nietykalność, aresztowano w 1998 r. w Londynie. Brody usilnie starał się doprowadzić do jego ekstradycji do Hiszpanii, gdzie Pinochet mógłby być sądzony za naruszenia praw człowieka. Izba Lordów dopuściła możliwość ekstradycji, ale rząd brytyjski nie zdecydował się na to ze względów humanitarnych. Sędziwego generała odesłano do Chile.

Dla Brody’ego było to połowiczne zwycięstwo. – Decyzja Izby Lordów była sygnałem alarmowym dla wszystkich dyktatorów. Okazało się, że mamy wreszcie instrument prawny pozwalający stawiać przed obliczem Temidy ludzi, którzy dotychczas wydawali się być poza jej zasięgiem – mówi. Podjął próby pociągnięcia do odpowiedzialności innych byłych despotów: Jean-Claude’a Duvaliera z Haiti, Idiego Amina z Ugandy czy Mengistu Hajle Marjama z Etiopii. Chilijski przypadek dowiódł, że ofiary mogą z powodzeniem ścigać każdego tyrana. – Czadyjczycy zgłosili się do nas właśnie ze względu na sprawę Pinocheta. Chcieli, żebyśmy im pomogli ścigać Habrégo – opowiada amerykański adwokat.

Nowe władze w Ndżamenie nie były zainteresowane ściganiem dyktatora, choć nowy prezydent Idriss Déby swego czasu obiecywał sprawiedliwość rodzinom ofiar. Co więcej, po obaleniu Habrégo wielu byłych oprawców nadal piastowało ważne państwowe stanowiska. Raport komisji śledczej, która przez jakiś czas badała zbrodnie obalonego reżimu, przepadł jak kamień w wodę. Jedyną nadzieją było to, że despota znalazł schronienie w Senegalu, jednym z nielicznych demokratycznych państw w tej części świata.

Po obaleniu Habrégo grupa byłych ofiar skrzyknęła się i założyła stowarzyszenie mające dokumentować zbrodnie reżimu. Spisali relacje setek świadków, które jeden z działaczy przezornie ukrył, zakopując je w swoim ogródku w Ndżamenie. W 1999 r. wydobył dokumenty i przekazał działaczom Human Rights Watch. – Potajemnie przerzuciliśmy te papiery do Nowego Jorku i w styczniu 2000 r. złożyliśmy pozew przed sądem w Dakarze – opowiada Brody.

Miesiąc później senegalski sędzia dopuścił pozew i umieścił byłego przywódcę w areszcie domowym. Wydawało się, że szybko dojdzie do procesu, ale dzięki zrabowanej fortunie Habré zjednał sobie w Senegalu wielu popleczników, zwłaszcza w otoczeniu nowego prezydenta Abdoulaye Wadego. Dwaj adwokaci Habrégo weszli nawet do rządu. Przez 12 lat senegalski prezydent blokował wszelkie próby osądzenia swojego „gościa”.

Drzwi się otworzą

Ofiary próbowały doprowadzić do procesu w Belgii, a Brody wspomógł ich starania, przekazując śledczym tysiące dokumentów znalezionych w siedzibie DDS. Wiele z tych obciążających kwitów było opatrzonych własnoręcznymi adnotacjami dyktatora. Na marginesie wniosku o przeniesienie do szpitala umierających więźniów Habré napisał: „Nie ma mowy. Nikt nie wyjdzie stąd żywy”. – Nadzorował każdy szczegół. Chciał mieć wszystko pod kontrolą – opowiada Brody.

W 2005 r. Belgia wystąpiła z wnioskiem o ekstradycję czadyjskiego despoty, ale jego senegalski protektor przeciągał sprawę. Dopiero po jego porażce w wyborach prezydenckich w 2012 r. pojawiła się szansa na osądzenie Habrégo. Reed Brody, jego współpracownicy i czadyjskie stowarzyszenia ofiar od lat prowadzili usilny lobbing w Senegalu, próbując urabiać opinię publiczną, zjednywać sobie media i opozycję. Gdy tylko jej kandydat Macky Sall objął najwyższy urząd, natychmiast ogłosił, że były dyktator zostanie osądzony w Dakarze. Proces już ruszył – w stolicy Senegalu trwają przesłuchania świadków. Brody ma nadzieję, że proces stanie się zachętą dla innych afrykańskich krajów, aby się zmierzyły ze swoją krwawą przeszłością. – Ofiary nie powinny nigdy załamywać rąk. Trzeba pchać i napierać co sił, aż pewnego dnia zamknięte drzwi się otworzą.

na podst. L’Obs

***

Reed Brody (ur. w 1953 r.), amerykański prawnik, adwokat, obrońca praw człowieka. Pochodzi z rodziny węgierskich Żydów. Po magisterium z nauk politycznych ukończył prawo na Uniwersytecie Columbia. Przez pewien czas był asystentem na Uniwersytecie Panthéon-Sorbonne w Paryżu. W latach 1980–1984 jako asystent nowojorskiego prokuratora stanowego bronił praw konsumentów, następnie zajął się ściganiem masowych zbrodni politycznych na całym świecie. Od 1998 r. jest współpracownikiem Human Rights Watch. Autor wielu głośnych książek i raportów o łamaniu praw człowieka (pisze po angielsku i francusku).

13.11.2015 Numer 23.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną