Artykuły

Przypływ rozpaczy

Ocean pożera wybrzeże Afryki

Numer 18.2016
Ocean, który pochłonął już wiele nadbrzeżnych wiosek, zagraża również niektórym miastom. Ocean, który pochłonął już wiele nadbrzeżnych wiosek, zagraża również niektórym miastom. Deghar Schwelle/Laif/Photo Media / •
Dzień w dzień morze podmywa wybrzeża Afryki Zachodniej. Ocean niszczy całe wioski, zagrażając dziesiątkom milionów ludzi. To dopiero początek wielkiego potopu.
MCT
Gdy nad ranem przychodzi odpływ, woda się cofa, odsłaniając dziury w ulicach wypełnione słoną wodą i gruzy podmytych domostw.Nyani Quarmyne/Panos/Photon Media/• Gdy nad ranem przychodzi odpływ, woda się cofa, odsłaniając dziury w ulicach wypełnione słoną wodą i gruzy podmytych domostw.
Gdy woda zabierze im wszystko, wsiądą na łodzie i przypłyną do nas...Nyani Quarmyne/Panos/Photon Media/• Gdy woda zabierze im wszystko, wsiądą na łodzie i przypłyną do nas...

Już od wczesnego popołudnia David Buabasah zaczyna krążyć nerwowo między swoim domem a wybrzeżem oceanu. Gdy zaczyna się przypływ, kilka razy dziennie sprawdza poziom wód, biegając tam i z powrotem. W Fuvemeh, rybackiej wiosce w Ghanie, wszyscy tak robią. W miarę jak się podnosi poziom Atlantyku, mieszkańcy są coraz bardziej niespokojni. –  Ocean zabrał część mojego domu, gdy cała rodzina spała – opowiada David, wskazując ścianę z cegieł. To jedyna pozostałość jego zrujnowanego domostwa. Parę minut później słychać groźny ryk fal. Młody rybak biegnie w stronę oceanu, a po chwili wraca pobladły ze strachu. – Morze wdarło się do szkoły! – krzyczy.

Wioskę zalewają coraz potężniejsze fale, rozbijając się o ściany budynków. Kolejna rodzina bezsilnie patrzy, jak morze porywa jej dobytek. Nieszczęśnicy będą nocować pod obcym dachem, czekając ze ściśniętym sercem na nadejście kolejnej fali.

Ryby odpłynęły

Gdy nad ranem przychodzi odpływ, woda się cofa, odsłaniając dziury w ulicach wypełnione słoną wodą i gruzy podmytych domostw. Plaża w Fuvemeh jest pokryta algami i pniami drzew wyrwanych z korzeniami przez fale. Palma kokosowa, która jeszcze wczoraj rosła na krańcu plaży w sporej odległości od morza, dziś sterczy już na samym brzegu. Wystające podmyte korzenie nie wróżą jej długiego życia.

Janeth Akorli chętnie opowiada o swoim dramacie. Ta handlarka ryb gotowała akurat obiad, gdy morze wdarło się do jej domu. – Wszystkie pokoje zostały zalane. Woda porwała wszystko, co tylko miałam cennego: moją komórkę, materac i mnóstwo innych rzeczy. Tak się boję oceanu, że od tamtej pory nie mogę zmrużyć oka – mówi.

Wzrost poziomu wód spowodowany globalnym ociepleniem pociąga za sobą erozję wybrzeży

W połowie lat 90. XX w. Fuvemeh liczyło 2,5 tys. mieszkańców, którzy utrzymywali się z rybołówstwa i uprawy palmy kokosowej. Bujne plantacje oddzielały wioskę od oceanu. – Z okien domu nie mogłem zobaczyć morza. Musiałbym przemierzyć gaje palmowe i wspiąć się na małe wzgórze – opowiada David Buabasah. Wystarczyło 20 lat, żeby krajobraz uległ zupełnej zmianie. Przyczyną jest wzrost temperatur i poziomu morza, a także erozja gruntów. Najpierw ocean zaczął pożerać najniżej położone obszary na wybrzeżu, potem gaje palmowe i wreszcie domy. Ci, którzy mieszkali najbliżej morza, próbowali rozbierać swoje domostwa i odbudowywać je trochę dalej. Ale dziś nie ma już żadnego „dalej”.

To, co od lat się dzieje w tej ghańskiej wiosce, jest tylko wierzchołkiem góry lodowej. To mikroskopijna cząstka ogromnego problemu, jaki dotyka 13 państw Afryki Zachodniej przyklejonych do wybrzeża na długości tysięcy kilometrów, od Mauretanii po Kamerun. Wzrost poziomu wód spowodowany globalnym ociepleniem pociąga za sobą ogromną erozję wybrzeży.

Zjawisko to jest potęgowane przez działalność człowieka. Przyczynia się do tego budowa zapór na rzekach, przez co osad nie dociera na wybrzeże, jak również rabunkowe wydobycie piasku i wyrąb lasów mangrowych, które dotychczas pozwalały złagodzić impet fal. W tym regionie świata, gdzie w strefie linii brzegowej żyje 31 proc. całej ludności i wytwarzane jest 56 proc. PKB tych krajów, to ogromny problem. – W Afryce Zachodniej infrastruktura i aktywność gospodarcza koncentrują się wzdłuż wybrzeża. Wzrost poziomu wód zagraża naszej egzystencji – mówi Kwasi Addo Appeaning z Uniwersytetu Ghany. Przewiduje się, że do końca obecnego stulecia poziom morza na świecie wzrośnie o 48 cm. W Afryce Zachodniej oznaczałoby to ludnościową i gospodarczą katastrofę. Ocean, który pochłonął już wiele nadbrzeżnych wiosek, zagraża również niektórym miastom.

Nigeryjskie Lagos, liczące 15 mln mieszkańców, doświadcza powodzi dużo częściej niż kiedyś. Nie inaczej jest w Akrze, stolicy Ghany. W południowych dzielnicach Nawakszut, stolicy Mauretanii, ubywa po 25 metrów plaży rocznie. Erozja wybrzeży zagraża też wielu hotelom w Gambii i Senegalu, gdzie turystyka stanowi 11 proc. lokalnej gospodarki. W Cotonou, ekonomicznej stolicy Beninu, zalane zostały urządzenia do uzdatniania wody. W Ghanie i na Wybrzeżu Kości Słoniowej zagrożone są również cenne zabytki wciągnięte na listę UNESCO. Nie mówiąc już o szkodach w ekosystemie: rybacy z Fuvemeh mówią, że liczba żółwi, delfinów, rekinów i wielorybów w ich rejonie ciągle spada.

W Togo, według lokalnych władz, morze pochłonęło w 2015 roku 36 metrów wybrzeża. To złowieszczy znak w tym regionie, gdzie silne są animistyczne wierzenia i wpływy wudu. – Za każdym razem, gdy morze odbiera nam jakiś fetysz, przynosi to bardzo złe skutki. Jeśli nie jesteśmy w stanie zadbać o nasze bóstwa, to one nas nie ochronią – zamartwia się Koffi Amegnekou, sędziwy kapłan wudu z miasta Baguida, gdzie morze wciąż pożera nowe skrawki wybrzeża.

Kilka kilometrów dalej, wzdłuż plaży w mieście Agbavi, wznosi się rząd zniszczonych budynków. – Kiedyś była tu gęsta zabudowa; sam miałem w tej okolicy dwa domy. A tutaj, gdzie teraz jest linia brzegowa, przebiegała droga krajowa. Niebawem woda pochłonie także mój trzeci dom. Chce mi się płakać, gdy o tym myślę, ale wstrzymuję łzy, bo wodzowi to nie przystoi – mówi lokalny wódz Togbe Agbavi Koffi.

Do końca XXI wieku poziom mórz wzrośnie o 48 cm. W Afryce Zachodniej oznacza to katastrofę

Zmiana klimatu niszczy nie tylko domy, pola i wybrzeża, ale także kultury, ustroje społeczne i całe społeczności. Wzrost temperatur przepłoszył ławice ryb, przez co rybacy cierpią głód. Erozja i zasolenie gleb prowadzą do zmniejszenia powierzchni gruntów ornych i zanieczyszczenia ujęć wody pitnej. Ma to bezpośredni wpływ na sposób życia ludzi: z jednej strony nasila się fala migracji, a z drugiej – plaga narkomanii i alkoholizmu. W niektórych miejscach jedynym sposobem na wyjście z ubóstwa jest dołączenie do lokalnego gangu. – Dla wielu młodych to jedyny sposób, aby zarobić trochę pieniędzy. Ludzie głodują, a dzieci są zmuszane do kradzieży – martwi się Agbavi Koffi.

To, co się dzieje w Afryce, nie jest bynajmniej problemem lokalnym. Bogate kraje obawiają się dziś masowego napływu imigrantów. A migracje są związane m.in. z problemem ubóstwa i zmian klimatycznych. – Dopóki te problemy nie zostaną rozwiązane, żadna granica, żadna broń i żadna policja nie powstrzymają ludzi od przyjeżdżania do was – przestrzega Fredua Agyeman, wysoki rangą urzędnik ghańskiego ministerstwa środowiska.

Wały i ostrogi

Na razie jednak walka ze skutkami zmiany klimatu jest prowadzona bardzo nieśmiało. Sprowadza się do budowy wałów i ostróg brzegowych mających powstrzymywać fale. To rozwiązanie skuteczne tylko na krótką metę i wcale nie idealne: ostrogi zbudowane w celu ochrony określonych obszarów mogą pogorszać sytuację gdzie indziej. To właśnie dzieje się w mieście Keta na wschodnim wybrzeżu Ghany.

Ten niegdyś prężny ośrodek handlowy w ciągu kilku lat zupełnie zmienił swoje oblicze. Połowa ludności wyjechała. Fort Prinzenstein, który znajdował się w centrum miasta, wznosi się obecnie na brzegu morza i został częściowo zniszczony przez fale. Spacer po pobliskich uliczkach, wzdłuż których wznoszą się eleganckie domy kolonialne, sprawia wrażenie, że chodzimy po wymarłym mieście. Budowa ciągu ostróg podjęta przez władze pozwoliła uratować część miasta, ale jednocześnie pogorszyła sytuację w Blekusu, wiosce położonej w dole rzeki.

– Od czasu podjęcia tych działań ocean zniszczył nasze linie energetyczne i zanieczyścił studnie – opowiada Alice Kwashi, 68-letnia wdowa mieszkająca w tej wiosce. Własnymi rękami zbudowała nasyp mający chronić jej dom, ale morze zmyło ogrodzenie i teraz podmywa fundamenty budynku. – Za każdym razem, gdy się kładę spać, myślę sobie, że to może być moja ostatnia noc – wyznaje.

Wyjechać? Ale dokąd?

Wały i ostrogi nie są najlepszym, ale za to najtańszym rozwiązaniem pozwalającym ustabilizować linię brzegową. Zamiast tego można by zastosować łagodniejsze i bardziej ekologiczne rozwiązania, np. uzupełniając podmyte plaże przez pompowanie ogromnych ilości piasku pobieranego bezpośrednio z dna morskiego. Koszty takich operacji są jednak bardzo wysokie, nie mówiąc o tym, że trzeba by je sukcesywnie powtarzać. Inną opcją jest odbudowa infrastruktury daleko od brzegu i przesiedlenie mieszkańców najbardziej zagrożonych obszarów. Wszyscy eksperci są jednak zgodni, że będą to doraźne rozwiązania.

W Fuvemeh wieśniacy są pewni jednego: jeśli nic nie zostanie zrobione, wioska w ciągu pół roku zniknie z mapy. David Buabasah się zastanawia, czy powinien się ewakuować, czy jeszcze trochę tu zostać, narażając się na zatopienie. Żona i dzieci już wyjechali. On wciąż się waha, bo tylko w Fuvemeh może łowić ryby. Gdyby wyjechał, straciłby pracę i nie byłby w stanie wyżywić rodziny. Ze smutkiem wpatruje się w horyzont: Boję się przyszłości. Wiem, że pewnego dnia będę musiał się stąd zabierać. Ale dokąd? Przecież nie mamy dokąd pójść.

na podst. Society

02.09.2016 Numer 18.2016
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną