Artykuły

Złap nas, jeśli potrafisz

Terroryści 50 plus. Weterani z RAF rabują markety

Numer 22.2016
30 listopada 1989 r. w zamachu w Bad Homburg zginął Alfred Herrhausen, prezes Deutsche Banku. Sprawców nie złapano. 30 listopada 1989 r. w zamachu w Bad Homburg zginął Alfred Herrhausen, prezes Deutsche Banku. Sprawców nie złapano. AP / EAST NEWS
Trójka terrorystów z niemieckiego RAF ukrywa się już od 25 lat. Kiedyś chcieli zmienić świat, teraz napadają na supermarkety.
Trio z „trzeciej generacji RAF”. Od lewej: Burkhard Garweg, Ernst-Volker Staub i Daniela Klette. Przez ten czas musieli się zestarzeć – podobnie jak ścigający ich policjanci.AFP/EAST NEWS Trio z „trzeciej generacji RAF”. Od lewej: Burkhard Garweg, Ernst-Volker Staub i Daniela Klette. Przez ten czas musieli się zestarzeć – podobnie jak ścigający ich policjanci.
Wybuch w pustym więzieniu w Weiterstadt (28 marca 1993 r.) był niejako pożegnaniem RAF z opinią publiczną. Pięć lat później organizacja ogłosiła samorozwiązanie.AFP/EAST NEWS Wybuch w pustym więzieniu w Weiterstadt (28 marca 1993 r.) był niejako pożegnaniem RAF z opinią publiczną. Pięć lat później organizacja ogłosiła samorozwiązanie.

Sobota, 25 czerwca, tuż po wpół do czwartej. Przed wejściem do sklepu z materacami w Cremlingen (Dolna Saksonia) niebieski opel corsa uderza w tył białego bankowozu. Dwaj konwojenci spoglądają w lusterka. Wtem pisk hamulców, przed nimi staje w poprzek srebrny ford kombi. Bankowóz jest zablokowany. Z opla i forda wysiadają kobieta i dwóch mężczyzn, na twarze zakładają chusty. Krzyki, a po nich cisza. Na ulicy pojawia się zamaskowana kobieta z bazooką na ramieniu.

Kasjer z Lidla biegnie do drzwi, zamyka je, klienci chowają się w panice. Wszyscy obserwują kobietę z bazooką oraz zamaskowanego mężczyznę, który strzela z kałasznikowa w drzwi bankowozu – a wszystko w sobotnie popołudnie pośrodku miasteczka. Drugi z zamaskowanych mężczyzn wbiega do sklepu z materacami, strzela w sufit. Wszystko trwa niespełna dwie minuty, po czym cała trójka odjeżdża z 600 tysiącami euro w bagażniku. W Niemczech od dawna nie poszukiwano nikogo tak intensywnie jak tej trójki.

Ten napad był jedynie zwieńczeniem poprzednich akcji. Od 2011 r. trio dokonało co najmniej dziewięciu skoków według tego samego schematu: 7 maja napadli na supermarket REWE w Hildesheim, wcześniej padło na Real w Celle, Marktkauf w Stade, Kaufland w Osnabrück oraz kilka innych. Dopiero niedawno śledczy ułożyli elementy układanki w całość i uświadomili sobie, że chodzi tu o serię napadów w wykonaniu tych samych sprawców. Po napadzie w Stuhr trafili bowiem na ślady DNA. Okazało się, że rabusiami są dawni członkowie Frakcji Czerwonej Armii (RAF), poszukiwani od wczesnych lat 90.: obecnie 61-letni Ernst-Volker Staub, 56-letnia Daniela Klette oraz 47-letni Burkhard Garweg.

Te trzy osoby były od 25 lat poszukiwane przez niemieckie organy ścigania. Dotychczas nikomu nie udało się ukrywać tak długo. – Nieźli zawodnicy – mówi jeden ze śledczych. Podejrzewano nawet, że ukrywają się w Ameryce Łacińskiej. Niektórzy policjanci osiwieli nad tą sprawą, inni zdążyli przejść na emeryturę. – Nigdy na nich nie wpadliśmy – wyznaje jeden z nich.

Po prostu zabijali

To najmłodsza i jednocześnie najbardziej tajemnicza grupa w historii niemieckiego lewicowego terroryzmu. Gdy rozpoczynali działalność, logo RAF z gwiazdą i karabinem Heckler & Koch MP 5 odchodziło w przeszłość, a stara załoga Andreasa Baadera i Gudrun Ensslin była już historią. Pierwszą akcję terrorystyczną, podpalenie we Frankfurcie nad Menem dwóch domów towarowych, organizacja przeprowadziła w 1968 r. Burkhard Garweg wtedy się dopiero urodził.

– Chłopcy wyciągnęli wnioski z błędów poprzedników – mówi jeden z prokuratorów. W latach 70. Baader, Ensslin i pozostali jeździli jednokierunkowymi uliczkami pod prąd ciemnofioletowym porsche z pistoletami na fotelach, a członkowie nowej, trzeciej generacji RAF, zakradali się po cichu. Nie organizowali porwań na potrzeby wieczornych wiadomości, nigdy nie robili niczego na pokaz. Po prostu mordowali.

Jeden strzał, oddany w ciemności z odległości 63 metrów. Tak 1 kwietnia 1991 r. zginął Detlev Karsten Rohwedder, szef berlińskiego Urzędu Powierniczego zajmującego się demontażem gospodarki NRD. Przed nim był Ernst Zimmermann, menadżer z Federalnego Związku Niemieckiego Przemysłu Lotniczego i Kosmicznego (BDLI), który zginął od strzału z bliskiej odległości rankiem 1 lutego 1985 r. I jeszcze Alfred Herrhausen, prezes Deutsche Banku, który zginął 30 listopada 1989 r. Podłożona przez sprawców bomba została aktywowana fotokomórką w chwili, gdy przejeżdżał obok niej wiozący go samochód.

Kto z RAF brał udział w którym zamachu – to pozostaje w zasadzie tajemnicą. Przedstawiciele trzeciej generacji nie pozostawili praktycznie żadnych odcisków palców, opuszki zabezpieczali plastrem w spreju. Państwo było bezsilne. Staub, Klette i Garweg nie byli czołowymi postaciami w RAF, tylko po prostu mieli pecha. Jako jedyni pozostawili ślady: tu włos, tam odcisk palca. Śledczy szacują, że trzecie pokolenie może się sprowadzać w sumie do około 20 osób, wśród których są konstruktorzy bomb i zamachowcy.

W latach 90. państwo podało rękę terrorystom. Powstały specjalne programy dla członków RAF, którzy chcieli wrócić do społeczeństwa. Mogli wykręcić numer Federalnego Urzędu Ochrony Konstytucji (kontrwywiad Republiki Federalnej Niemiec – przyp. FORUM), pod którym dyżurował negocjator. Niektórzy zgłosili się na świadków, inni odsiedzieli wyroki i udało im się powrócić do normalnego życia. Kiedy telefon przestał dzwonić, w 2000 r. został wyłączony. Dziś państwo nie ma nastroju do paktowania. Już jest za późno na to, żeby Klette, Staub i Garweg mogli oficjalnie zerwać z przeszłością.

Pycha czy kpina?

Trio to w rzeczywistości para – plus dużo młodszy przyjaciel, który był jeszcze nastolatkiem, gdy do niej dołączył. Staub i Klette zakochali się w sobie w latach 80. On studiował, kręcił się w lewackim światku, od 1984 r. odsiadywał cztery lata za pomaganie RAF. Klette znika w roku 1989, krótko po zamachu na prezesa Deutsche Banku. A Garweg? Porzucił liceum i zamieszkał w Hamburgu w squacie przy Hafenstrasse. W 1990  r. zamelinował się w kryjówce organizacji, gdzie prawdopodobnie czekali już na niego Klette i Staub.

Trzy postacie, które zaliczano już do zamierzchłej przeszłości z czarno-białych fotografii, po raz pierwszy można teraz obejrzeć w kolorze. Dostępne są ich aktualne zdjęcia, a po odnalezieniu samochodu, którym uciekali, dolnosaksońska policja podjęła trop. Śledczy odwiedzili cztery tysiące komisów, aż ustalili, gdzie kupowali auta Klette, Staub i Garweg. W niektórych sklepach były zainstalowane kamery. Wiadomo już, jak przygotowywali napady, odtworzono schemat przemieszczania się sprawców i podano go do publicznej wiadomości. Klett, Staub i Garweg muszą już wiedzieć, że wpadli. Mimo to nie zaprzestali działalności. Zaatakowali w sobotnie popołudnie, przed kilkudziesięcioma świadkami, jakby kusili los. Pycha? Kpina?

Przez tyle lat cała trójka miała okazję uciec i zacząć gdzieś od nowa, nawet bez legalnych dokumentów, kart kredytowych czy zarejestrowanych telefonów komórkowych. Za odpowiednią cenę przemytnicy pomogą się przedostać nie tylko do Europy, ale i w drugą stronę. A jednak trio ukryło się w pobliżu pogoni. Co ciekawe, pojawiają się nagle zupełnie otwarcie, z bazooką na ramieniu, w biały dzień, mimo że policja depcze im po piętach. – Może po tylu latach w ukryciu chcą już zostać złapani? – zastanawia się jeden ze śledczych, który zestarzał się razem z nimi.

Pojawiają się w biały dzień, z bazooką na ramieniu. Może chcą już zostać schwytani?

Kto nigdy nie był celem polowania, ten nie ma pojęcia, jakie to uczucie. Były kompan naszej trójki wspomina historię, która pomoże zrozumieć całą sytuację. „Wysadzić wszystkie więzienia” – brzmiało hasło RAF. 27 marca 1993 r. wyleciał w powietrze nieoddany jeszcze do użytku zakład karny w Weiterstadt w Hesji. Użyto w tym celu 200 kg materiałów wybuchowych. Po raz ostatni organizacja była z siebie dumna, po raz ostatni świętowała sukces, zanim przygnębiona i zdeprymowana ogłosiła samorozwiązanie w 1998 r. Pięć wybuchów, szkody warte 80–90 mln marek, największe w historii Niemiec. W ruinach śledczy zabezpieczyli włosy. Badania laboratoryjne wykazały, że należą do Staub, Klette i Garwega.

Od tamtej pory cała trójka pozostaje w ukryciu, poszukiwana listami gończymi. Ich były kolega mówi, że każdy dzień, którego nie muszą spędzać w więzieniu, jest dla nich małym zwycięstwem. A teraz ten lekkomyślny napad w Cremlingen. W niebieskim oplu corsie, porzuconym na miejscu przestępstwa, policja odnalazła skrawek gazety. Okazało się, że pochodzi z holenderskiej gazety. Potwierdziły się wcześniejsze podejrzenia. Sprawcy kupują auta w Niemczech, ale ukrywają się gdzie indziej. Raz byli nieostrożni i telefon, którym posługiwali się przy zakupie samochodu, wyłączyli dopiero na terytorium Holandii. Czy byli w drodze do kryjówki?

Śledczy mają również podejrzenia co do okolicy, w której ukrywa się trio: na siedzeniu pasażera samochodu, który pozostawili w 2015 r. w lesie w pobliżu Stuhr, zabezpieczono psią sierść, a w bagażniku – słomę.

Seniorzy na gigancie

– Człowiek się starzeje – powiedział kiedyś mężczyzna podejrzewany przez długi czas o przynależność do RAF. Był to Christoph Seidler, który w 1996 r. odpowiedział dziennikarzowi pisma „Konkret” na pytanie, dlaczego nie mógł dłużej znieść życia w ukryciu. – Trudno o źródło utrzymania, każda choroba staje się problemem. Jeśli się okaże, że konieczna jest operacja, to jako nielegalny, bez ubezpieczenia zdrowotnego, możesz być bez szans – mówił. Zbiedzy stosują przemoc nie po to, żeby zmieniać świat. Chodzi już tylko o przetrwanie. Spadli do roli zwykłych rabusiów. Dziennik „Die Tageszeitung”, który w dawnych, rewolucyjnych czasach domagał się amnestii dla RAF, swój artykuł o obławie na trio zatytułował: „Wzrost przestępczości wśród seniorów”. Tygodnik „Der Spiegel” szydził: „Frakcja Emeryckiej Armii”.

Nowy, bardzo pragmatyczny prokurator generalny w Karlsruhe odmówił udziału w poszukiwaniach. Po prostu – nie jest zainteresowany. Oczywiście stare rachunki są nadal otwarte, nic nie zostanie zapomniane, nic nie uległo przedawnieniu, na zbiegach ciąży zarzut o zabójstwo. Jednak polityczne przesłanie jest jasne: ci emeryci z RAF nie stanowią już poważnego zagrożenia dla państwa. Są pospolitymi przestępcami.

© Süddeutsche Zeitung

28.10.2016 Numer 22.2016
Więcej na ten temat
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną