Artykuły

Każdy ma swoje Westerplatte

Muzeum niezgody – jak upamiętnić II wojnę światową

Numer 06.2017
Obecny minister kultury chciał połączyć Muzeum II Wojny z Muzeum Westerplatte. Sprawa trafiła do sądu. Obecny minister kultury chciał połączyć Muzeum II Wojny z Muzeum Westerplatte. Sprawa trafiła do sądu. Karolina Misztal / Reporter
W Gdańsku otwiera swe podwoje Muzeum II Wojny Światowej, ostro zwalczane przez kręgi narodowo-konserwatywne.
Podkreślono wątek dwóch okupacji Polski. Jednak zdaniem prawicowych krytyków zbyt dużo miejsca poświęcono cywilom, zbyt mało – czynom zbrojnym.Przemek Świderski/EAST NEWS Podkreślono wątek dwóch okupacji Polski. Jednak zdaniem prawicowych krytyków zbyt dużo miejsca poświęcono cywilom, zbyt mało – czynom zbrojnym.

Fajka Stalina jest lekko osmalona, ma krótki ustnik i główkę przykrytą blaszanym wieczkiem. Dyktator podarował ją w 1941 roku kazachskiemu czerwonoarmiście, który zasłużył się przy obronie Moskwy. Zawiłą drogą przedmiot dotarł do Gdańska. Trwają jeszcze prace przy szklanej witrynie, ale po otwarciu Muzeum II Wojny Światowej fajeczkę będzie można obejrzeć na wystawie głównej. – Była znakiem firmowym Stalina, wyjmował ją z ust tylko po to, by zaznaczać nią przebieg granic w powojennej Europie – mówi Paweł Machcewicz.

Ten szczupły mężczyzna jest dyrektorem muzeum i wykazuje niejakie podenerwowanie, bo znajduje się pod ogromną presją. Projekt muzeum został zainicjowany za poprzedniego, liberalnego rządu. To niezwykle ambitne przedsięwzięcie. Chodzi ni mniej, ni więcej tylko o nową i obszerną opowieść o II wojnie światowej, przy czym nie ma to być panteon polskich bohaterów wojennych. Ekspozycja koncentruje się przede wszystkim na losach ludności cywilnej. Historycy, jak np. amerykański badacz Timothy Snyder (autor książki „Skrwawione ziemie. Europa między Hitlerem a Stalinem”) są tym projektem zachwyceni.

Zdaniem obecnej władzy muzea powinny wzmacniać narodową tożsamość, zagrożoną w zjednoczonej Europie

Jednak od jesieni 2015 roku władzę w Warszawie sprawuje narodowo-konserwatywna partia Prawo i Sprawiedliwość. Ocenia ekspozycję jako „za mało patriotyczną” i wykorzystując wszelkie triki prawne, próbuje rozciągnąć nad nią rządową kuratelę. Polacy o poglądach narodowych i konserwatywnych postrzegają dzieje swego kraju jako nieustającą walkę o przetrwanie, w której Niemcy i Rosjanie w kolejnych stuleciach najeżdżali ich ojczyznę, dzielili ją między siebie, a ludność zniewalali i mordowali. Polacy stawiali temu bohaterski opór, za co płacili straszliwą daninę krwi. Druga wojna światowa stanowi apogeum tej narodowej martyrologii. Muzea – według takiej interpretacji – powinny służyć przypominaniu tego stanu rzeczy, a zarazem wzmacniać narodową tożsamość, zwłaszcza że jest ona zagrożona w zjednoczonej Europie.

Zaczęło się w Chinach

Dyrektor Machcewicz zdołał na razie w sądzie administracyjnym odeprzeć rządowe zakusy na muzeum. Jego krytycy chcą ukazać wojnę i jej dalekosiężne skutki również w perspektywie europejskiej, ale pragną położyć większy nacisk na specyfikę polskiego losu. Chodzi o to, by eksponować takie fakty, jak pakt Mołotow-Ribbentrop, brutalną dla cywilów niemiecką okupację, bombardowania, Holocaust, który naziści przeprowadzili głównie na ziemiach polskich, działalność państwa podziemnego czy powstanie warszawskie w 1944 roku.

Na siedzibę wybrano Gdańsk, który jest niejako europejskim odpowiednikiem Ground Zero. Od ostrzału Westerplatte, które leży niedaleko muzeum, zaczęła się 1 września 1939 r. agresja III Rzeszy na Polskę. A w odległości 37 km od budynku znajdował się obóz koncentracyjny Stutthof – miejsce bestialskich zbrodni na Żydach, jeńcach rosyjskich i Polakach. Potem jednak ofiarami stali się też gdańscy Niemcy. Pod koniec wojny, gdy uchodźcy ratowali się ucieczką na zachód, radziecki okręt podwodny zatopił na Bałtyku statek Wilhelm Gustloff, na którego pokładzie było ponad 10 tys. ludzi.

Muzeum – zaprojektowane przez biuro architektoniczne Kwadrat – leży w pobliżu starego portu. Główna budowla ukośnie wyrasta z ziemi niczym potężny klin z czerwonego kamienia i szkła. Stała ekspozycja o powierzchni 5000 mkw. zajmuje podziemne kondygnacje. Wystawa uporządkowana jest po części chronologicznie, a po części tematycznie. Zaczyna się od zwycięskiego pochodu totalitaryzmu w wielu krajach Europy przed wybuchem konfliktu. Jedno pomieszczenie jest poświęcone kultowi Stalina i konfrontuje ówczesną propagandę z mało znanymi filmami przedstawiającymi egzekucje w imię komunizmu. Trzecią Rzeszę Machcewicz pokazuje poprzez popiersia Hitlera, portrety Führera, choinkowe bombki ze znakiem swastyki i napisami „Nie kupujcie u Żydów!”.

Do II wojny światowej należą też – wedle autorów ekspozycji – agresja Japonii na Chiny w 1937 roku i rzeź w Nankinie. Tamtą zbrodnię symbolizuje jedno tylko zdjęcie. Widzimy na nim japońskiego żołnierza, który przymierza się do ścięcia głowy jeńcowi. Jest to niesamowicie rzeczowe ujęcie, które właśnie dzięki temu robi wstrząsające wrażenie. Jak na obiekt o takiej tematyce jest tu raczej mało fotografii zwłok. Holocaust symbolizuje ściana wzniesiona z walizek, udostępnionych przez muzea różnych obozów koncentracyjnych. To walizki zamordowanych Żydów.

Machcewicz zakłada, że w świadomości europejskiej zakorzeniona jest pamięć o bezmiernym okrucieństwie. Dlatego gdańskie muzeum nie jest typowym miejscem pamięci; próbuje raczej wyjaśniać kontekst zdarzeń. Nade wszystko ukazuje, jak wojna stawała się coraz bardziej brutalna i zwyrodniała. Wiąże się z tym sprawa bombardowań. Niemcy zrzucali bomby na Warszawę już w pierwszych tygodniach konfliktu, nie bacząc na straty w ludności cywilnej. Terror z powietrza to metoda, którą później przejęli alianci. – Chcemy podkreślić, że to Niemcy zaczęli bombardowania miast. W RFN panuje teraz tendencja, by uznawać niemieckich cywilów za jedyne ofiary zmasowanych nalotów, np. w Dreźnie – mówi Machcewicz.

Gdzie Dywizjon 303?

Ekspozycja ujawnia też, że terror był od samego początku nieodłącznym elementem okupacji. Śladem Wehrmachtu na wschód podążyły grupy operacyjne wyposażone w listy z nazwiskami Polaków, których trzeba zgładzić. Mordowano przede wszystkim księży, absolwentów uczelni, intelektualistów, nauczycieli i generalnie elitę, bo Hitler zamierzał pozbawić Polaków tożsamości narodowej i zdegradować ich do roli narodu poddanych, którzy mieli służyć niemieckim panom. Nie zważano nawet na obowiązujące prawa wojenne. Niemieccy żołnierze rozstrzelali w Ciepielowie setki polskich jeńców wojennych, czyli ludzi chronionych konwencją genewską.

Pierwszy okres wojny to – obok eksterminacji ze strony Niemców – także terror pod okupacją Stalina. W porozumieniu z Berlinem Armia Czerwona zajęła 17 września 1939 roku wschodnie tereny Polski, a rok później zagarnęła państwa nadbałtyckie. Tajna policja natychmiast rozpoczęła polowania na domniemanych „wrogów klasowych”. To dlatego w zbiorowej pamięci Polaków, Estończyków, Litwinów i Łotyszy okupacja stalinowska niemal zrównała się z hitlerowską.

Z mordu w Katyniu, gdzie w 1940 roku radziecka tajna policja NKWD zastrzeliła ponad 22 tys. polskich oficerów, pozostały pamiątki z masowych grobów: spinki do mankietów, ostrogi, łuski po pociskach, znaczki pocztowe i listy internowanych. „Kochana Mamo, jestem cały i zdrów” – pisał jeden z nich. „Nie martwcie się o mnie” – upominał inny. Zostali potem zabici. Wiele eksponatów pochodzi z rodzinnych archiwów. Gdy muzeum powstawało, zwróciło się do społeczeństwa z apelem o przekazanie darów. Teraz wielu ludzi grozi, że odbiorą swe depozyty, jeśli PiS odwoła Machcewicza i zmieni charakter wystawy.

– Pokazujemy żołnierzy, ale skupiamy się głównie na ludności cywilnej – tłumaczy dyrektor. Ofiarami II wojny światowej – inaczej niż w przypadku wcześniejszych konfliktów zbrojnych – padali przede wszystkim cywile. Takie właśnie jest przesłanie ekspozycji. Chodzi o masowe mordy, przymusowe wysiedlenia i głód. Wszystko to zdarzało się już wcześniej, ale nie w takiej skali i raczej nie w Europie.

Z taką koncepcją nie może się pogodzić obóz narodowo-konserwatywny. – Sprawy militarne są stanowczo za mało uwzględnione. Co z bitwą o Monte Cassino, gdzie walczyli Polacy? Niedostateczne są też informacje o Dywizjonie 303. W oddziale tym walczyli polscy lotnicy na emigracji, którzy w brytyjskich myśliwcach bronili Londynu przed atakami niemieckich bombowców. W lotniczej bitwie o Anglię polski dywizjon odnotował, spośród alianckich jednostek, najwięcej zestrzeleń wrogich samolotów – przypomina Piotr Semka, publicysta zajmujący się problematyką niemiecką. Podejrzewa, że Machcewicz hołduje pacyfizmowi, zgodnie z którym każdy żołnierz to potencjalny morderca. – Ale walka Polaków z Niemcami i Sowietami była uzasadniona i zasługuje na uhonorowanie – twierdzi publicysta i domaga się uzupełnienia ekspozycji.

Jednak na wystawie nie brak militariów. Muzeum pokazuje różne rodzaje broni, mundury, a u sufitu jednej z sal zawieszono niemiecki bombowiec nurkujący. Osobliwą historię ma aliancki czołg, który Machcewicz wypatrzył na belgijskim poligonie, gdzie pojazd rdzewiał od kilkudziesięciu lat. Sprowadził go do Gdańska jako symbol triumfu nad nazistowskimi Niemcami. Z kolei radziecki czołg T-34 symbolizuje zarówno zwycięstwo, jak i ucisk. – Wraz z wejściem Armii Czerwonej zaczęła się nowa epoka niewoli – przypomina historyk.

Na początku działu, który przedstawia Holocaust, stoi wózek inwalidzki. Pochodzi z niemieckiego domu dla niepełnosprawnych. Właściciel wózka został prawdopodobnie zagazowany po 1939 roku w ramach eutanazji. Zdaniem historyków mordowanie osób upośledzonych było preludium do zagłady Żydów. Nazistowscy specjaliści, którzy uśmiercali gazem chorych rodaków, zostali z czasem przeniesieni do Auschwitz, by na jeńcach wojennych doskonalić sztukę gazowania ludzi.

Gdańska ekspozycja prowadzi od eutanazji – poprzez rozstrzeliwania dokonywane przez grupy operacyjne na wschodzie (np. w Babim Jarze pod Kijowem) – do Auschwitz i Treblinki. Autorzy nie przemilczają przypadków kolaboracji z nazistami. W roku 1941 litewscy nacjonaliści napadli w Kownie na żydowskich mieszkańców i tysiące z nich wymordowali. W tym samym roku Polacy z Jedwabnego zapędzili ponad 300 żydowskich sąsiadów do stodoły, którą podpalili.

Niemcy nie tylko akceptowali takie pogromy, ale do nich podżegali. – Fakt, że Jedwabne sąsiaduje u nas z Holocaustem, wywoła zapewne krytykę – podejrzewa dyrektor. Nie zamierza utożsamiać obu pogromów z mordowaniem na skalę przemysłową, ale pragnie ukazać pewien mechanizm. Niemcy wykorzystywali antysemickie nastroje wśród okupowanych narodów, by doprowadzić do zagłady europejskich Żydów.

Spływaj do Brukseli!

Słowo „OPÓR” – utworzone z wielkich betonowych liter stojących na podłodze – zaprasza do kolejnego kontrowersyjnego działu. Także opór wobec okupantów nie jest doświadczeniem wyłącznie polskim, lecz europejskim. Inaczej niż we francuskim państwie Vichy lub w Chorwacji Niemcy nie ustanowili w Polsce podporządkowanej sobie władzy lokalnej, lecz oddali dużą część kraju we władanie generalnego gubernatora Hansa Franka.

Wielu ludzi grozi, że odbiorą swe depozyty, jeśli PiS odwoła Machcewicza i zmieni charakter wystawy

Polska państwowość istniała jednak nadal w podziemiu, a w Londynie urzędowały władze emigracyjne. Działał kadłubowy parlament, procedowały sądy, wychodziła prasa, była armia partyzancka i tajne służby. To właśnie wysłannicy polskiego państwa podziemnego, jak Jan Karski, już w trakcie wojny informowali zachodnie rządy o skali prześladowania Żydów. Konspiracyjne państwo prowadziło tajne szkolnictwo, w tym nawet wyższe uczelnie. Stosowało sabotaż, organizowało zamachy na Niemców i zainicjowało powstanie warszawskie w sierpniu 1944 roku. Niemcy stłumili je z wielką brutalnością, a wojska Stalina, które stały po prawej stronie Wisły, nie przyszły z pomocą. Władca Kremla nie miał żadnego interesu, żeby posyłać oddziały na odsiecz polskiej stolicy, którą próbowała odzyskać Armia Krajowa.

Gdańskie muzeum opowiada też o Ruchu Oporu we Francji, docenia partyzantkę na terenie Związku Radzieckiego, wspomina o konspiracyjnej antynazistowskiej organizacji Weisse Rose (Biała Róża) i jej działaczce Sophie Scholl.

Profesor Machcewicz liczy się z rychłym odwołaniem ze stanowiska. Ministerstwo kultury zarzuca mu, że organizując wystawę, nie poczynił żadnych kompromisów. Na takie muzeum, jak jego, jest raczej miejsce w Brukseli, a nie w Polsce – wykrzyczał mu kiedyś jeden z posłów PiS. Dla Machcewicza nie jest to jednak obelga. – Polska należy do Unii, a gdańskie muzeum jest częścią europejskiej pamięci – mówi.

© Der Spiegel, distr. by NYT Synd.

17.03.2017 Numer 06.2017
Więcej na ten temat
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną