Polski fryzjer pracował dla włoskiej camorry. I co? Włos mu z głowy nie spadł!
Ostatni raz widziałem Schiavonego w 2015 roku, odwiedziłem go w szpitalu. Przed salą, w której leżał boss, stali smutni ochroniarze. 71-letni staruszek przeszedł operację kręgosłupa, powitał mnie uśmiechem, był w doskonałym nastroju. Nikt się nie spodziewał, że kilka dni później umrze na atak serca. Po jego niespodziewanej śmierci wszyscy naokoło szeptali, że został zgładzony przez konkurentów – tak zaczyna swoją opowieść człowiek, który był fryzjerem jednego z głównych bossów camorry.
Cichy don Carmine
Jestem Polakiem, urodziłem się pod Krakowem, ale zawsze chciałem mieszkać we Włoszech.
24.11.2017
Numer 24.2017