Europa

Getto Sztokholm

Awantura przy szwedzkim stole

Numer 19/ 2013
Zdarzenie, które wywołało zamieszki – zastrzelenie przez policję 69-letniego Portugalczyka Lenine Relvas-Martinsa – jest traktowane jako pretekst. Zdarzenie, które wywołało zamieszki – zastrzelenie przez policję 69-letniego Portugalczyka Lenine Relvas-Martinsa – jest traktowane jako pretekst. Reuters/Forum / Reuters
Tam, gdzie socjal przegrywa z islamem, czyli podróż do „Szwecji B” szlakiem płonących przedmieść.
Pół roku temu premier Reifeldt rozdawał iPady uczniom z Husby.AFP Pół roku temu premier Reifeldt rozdawał iPady uczniom z Husby.
Uchodźcy z Iraku protestują: „Nie jesteśmy terrorystami”.Reuters/Forum/Reuters Uchodźcy z Iraku protestują: „Nie jesteśmy terrorystami”.
AFP

Irakijczyk Samiy, wraz z dziesiątkami innych aktywistów z miejscowych organizacji społecznych i islamskich, spędza noc na patrolowaniu ulic Husby, przedmieścia Sztokholmu, na którym 19 maja br. zaczęły się zamieszki. Wkrótce w nozdrza uderza gryzący swąd palonego plastiku. Pod kładką dla pieszych płonie wywrotka, otacza ją tłumek młodych gapiów. Większość twierdzi, że należą do społecznych patroli straży sąsiedzkiej, ale na widok strażaków kilku wbiega na kładkę i zaczyna rzucać kamieniami. – Dość, dość! – krzyczy Jamil Hakim z organizacji Bezpieczne Husby. – Przez dwie noce to było zabawne, ale teraz wystarczy. To już nie jest śmieszne.

Nadciąga falanga policjantów. Wyposażeni w sprzęt do tłumienia zamieszek, chowają się za murem przezroczystych plastikowych tarcz. Rzucający kamieniami – w większości podrostki – natychmiast rozpływają się w ciemnościach. Hakim staje naprzeciw policji. – Zabierajcie się stąd! Proszę, po prostu znikajcie! – woła. Spokojną zwykle szwedzką stolicą przez tydzień wstrząsały nocne zamieszki – podpalono kilkaset samochodów, w ogniu stanęły szkoły, posterunki policji i restauracje. Policja szacuje, że w zajściach bezpośrednio brało udział ponad 300 młodych ludzi, 30 z nich aresztowano. Zajścia rozszerzyły się najpierw na inne przedmieścia Sztokholmu, potem dotarły do Uppsali, Södertälje, a także do Linköping i Örebro w środkowej części kraju.

Wyraźna segregacja

Rano, po kolejnej nocy starć i podpaleń, Husby wygląda sielankowo. Na głównym placu panuje ruch wokół straganu z warzywami, a grupa starszych mężczyzn popija na słońcu piwo. Rzędy siedmiopiętrowych bloków, zbudowanych w latach 60. i 70. XX w. w ramach socjaldemokratycznego projektu „miliona mieszkań”, są świeżo pomalowane, a ogródki i place zabaw zadbane. W miejscowej szkole trwa już wstawianie szyb wybitych ubiegłej nocy. – Jeśli zobaczą wybite szyby, stłuką kolejne, więc musimy to naprawić od razu – mówi szklarz Christer Svensson. – Mnie zamieszki nie obchodzą, ja na tym zarabiam.

Przed nową biblioteką, dopiero co otwartą w kwietniu, kolejny fachowiec zajmuje się malowaniem. – Ten budynek kosztował 40 mln koron (20 mln złotych) – narzeka. – Ale o tym już w telewizji nie powiedzą. Będą mówić o problemach imigrantów, a nie o wszystkim, co ludzie dla nich robią. Ci tutaj powinni integrować się ze społeczeństwem i choć trochę spróbować być bardziej Szwedami. To odczucia podzielane przez wielu w państwie o chyba najhojniejszej polityce azylowej na świecie. Szwecja przyjęła od 2012 r. ponad 11 tys. uchodźców z Syrii, w przeliczeniu na mieszkańca to więcej niż w jakikolwiek innym kraju Unii Europejskiej. W ciągu 20 ostatnich lat dom znalazło tu również ponad 100 tys. Irakijczyków i 40 tys. Somalijczyków. Około 1,8 mln spośród 9,5 mln mieszkańców to imigranci w pierwszym albo drugim pokoleniu.

To jeden z krajów, które najlepiej traktują imigrantów – potwierdza Mohammed Hassan z Bangladeszu, korzystający z nowej biblioteki w Husby. Wcześniej mieszkał w Brick Lane na wschodzie Londynu. – Tu jest znacznie lepiej niż w jakimkolwiek innym europejskim kraju, w którym byłem. Nic więc dziwnego, że dla wielu Szwedów skala niezadowolenia była szokiem. Niezadowolonych nietrudno znaleźć. Aleks, którego rodzice przyjechali z Kosowa, mówi: Nienawidzę policji. Powinno się skończyć z podpalaniem samochodów w dzielnicy, ale nie z rzucaniem kamieniami w gliniarzy.

Zdarzenie, które wywołało zamieszki – zastrzelenie przez policję 69-letniego Portugalczyka Lenine Relvas-Martinsa – jest traktowane jako pretekst. Sąsiedzi zabitego wciąż jednak są rozsierdzeni. – Zaroiło się od policjantów. Można by pomyśleć, że przyjechali do bandy terrorystów, a nie do faceta z nożykiem w ręku – skarży się 73-letni Milos, sąsiad Portugalczyka od 1984 r. – Gdyby był Szwedem, nigdy by go nie zastrzelili. Tego jestem pewien.

Martins wymachiwał nożem na balkonie, wściekły po scysji z grupką miejscowych wyrostków. Policja wdarła się do jego mieszkania i zastrzeliła go na oczach jego fińskiej żony (zaprzecza ona twierdzeniom mundurowych, jakoby była zagrożona). Policjanci zaognili potem sytuację, nazywając młodych ludzi wywołujących zajścia „małpami” i „czarnuchami”. – Łapią człowieka, przeszukują i rozbierają, a wszystko na oczach znajomych. To upokarzające – skarży się Yusuf, młody Somalijczyk. Mieszkał wcześniej w Birmingham, ale woli Husby. Bez wątpienia ma tu lepsze warunki niż w ubogich dzielnicach w Wielkiej Brytanii. Ale segregacja też jest wyraźniejsza. Około 85 proc. mieszkańców Husby ma korzenie poza Szwecją.

Miejsce do życia

Politycy źle myślą. Chcą ludziom pomóc, ale nigdy nie pomożesz, jeśli umieszczasz ich 30 czy 50 tysięcy w jednym miejscu – narzeka mężczyzna malujący ścianę biblioteki. Camila Salazar, pracująca w Sztokholmie dla młodzieżowej organizacji Fryshuset, nie może się nadziwić: Dla wielu ludzi żyjących w dzielnicach takich jak Husby jedyni Szwedzi, jakich znają, to pracownicy społeczni i policjanci. Niewiarygodne, ilu z nich nigdy nie miało żadnego Szweda wśród znajomych. Husby opuściła jedna trzecia spośród 2,5 tys. białych, rodowitych Szwedów, mieszkających tu jeszcze 10 lat temu. – Dzieci mówią mi: „Czemu się nie wyprowadzisz? Wszyscy Szwedzi się wynieśli” – przyznaje jeden z tych, którzy pozostali. – W moim bloku są już tylko trzy szwedzkie rodziny.

Według Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju nierówności w Szwecji rosły w minionym dziesięcioleciu szybciej niż w jakimkolwiek innym rozwiniętym kraju. Podczas trwających od sześciu lat rządów centroprawicowej koalicji cięcia podatków przeprowadzono kosztem obniżenia wydatków na pomoc społeczną. Kwoty przeznaczane na zdrowie, opiekę nad dziećmi, zasiłki dla bezrobotnych, dodatki mieszkaniowe itp. są teraz w Szwecji niższe niż we Francji i w Danii. Czy jednak spadek z pierwszego na trzecie miejsce w OECD pod względem rozmiarów państwa opiekuńczego to wystarczający powód, by podpalać samochody?

Ponad 10 proc. mieszkańców Husby w wieku od 25 do 55 lat jest bez pracy (średnia dla całego Sztokholmu to 3,5 proc.). Ci, którzy pracują, zarabiają 40 procent poniżej przeciętnej. Aleksandar-Pal Sakala, konsultant w branży informatycznej i polityk centroprawicowej Umiarkowanej Partii Koalicyjnej, nie ma jednak dla nich wiele współczucia. – Cała ta lewicowa propaganda, że szkoły są złe i nie ma pracy, to nonsens. Niektórzy ludzie są po prostu zbyt leniwi. Uważają, że są mniej szanowani, gdy wykonują pracę o niskim prestiżu. Kiedy przyjechałem tu z Belgradu, byłem sprzątaczem. Pracowałem po 12 godzin przez siedem dni w tygodniu.

Zaledwie 20 minut spacerem z Husby znajduje się dzielnica Kista, szwedzka Dolina Krzemowa. W branży komputerowej pracuje tu ponad 20 tys. ludzi, ale Sakala mówi, że większość mieszkańców Husby może znaleźć zatrudnienie w Kista tylko w centrum handlowym. – Nie mają odpowiednich kwalifikacji. Ponad jedna czwarta dorosłych mieszkańców Husby skończyła naukę na poziomie gimnazjum (w całym Sztokholmie to tylko 10 procent). Zaledwie co trzeci imigrant kształcił się dalej.

Esmail Jamshidi, 23-letni student medycyny urodzony w Husby, mówi jednak, że młodym nie brakuje możliwości. – Ta mentalność getta to bardzo świeża sprawa. Większość imigrantów wyprowadza się po 10 albo 20 latach. Bardzo mały odsetek zostaje i ci są przegrani. Potem wybucha jakaś kolejna wojna, przyjeżdża kolejna grupa ludzi, i znów zdecydowana większość radzi sobie w życiu. To, co tu widzimy, to młodsi bracia tych, którzy utknęli. Jest ich teraz tak dużo, że zaczyna się z tego robić problem.

***

System gnije



Zamieszki w drugiej połowie maja obnażyły nieskuteczność szwedzkiego modelu integracji.


WSPARCIE FINANSOWE Przybyszów z Azji i z Afryki obejmuje się w Szwecji specjalnymi programami, które mają doprowadzić do integracji z rdzennymi mieszkańcami. I tak np. na początku 2012 r. uczniowie szkoły podstawowej w sztokholmskiej dzielnicy Husby otrzymali 280 iPadów. Co roku szkoła w Husby otrzymuje dofinansowanie w wysokości ponad 33 tys. koron na ucznia (17 tys. złotych). Na taką dotację nie mogą liczyć inne szwedzkie szkoły. To dodatkowe stypendium ma przeciwdziałać społeczno-ekonomicznemu „upośledzeniu” uczniów z Husby.

Zarówno Husby, jak i sąsiednie osiedla Akalla czy Kista są też objęte wieloma innymi programami, finansowanymi z publicznych pieniędzy. Nie dotknęły ich żadne programy oszczędnościowe. To bogate dzielnice Sztokholmu mają „zrzucać się” na te biedniejsze.

PROWOKOWANIE KONFLIKTÓW Niedostateczny poziom szkolnictwa w tych dzielnicach w wielu wypadkach nie daje podstaw do skutecznej rywalizacji na rynku pracy. W dużej mierze ostatnie wydarzenia były jednak nie tyle przejawem irytacji imigrantów na sposób traktowania przez szwedzkie władze, ile raczej kompletnego braku szacunku dla instytucji publicznych. W 2011 r. rządowa Agencja Zarządzania Kryzysowego opublikowała raport, który wykazuje, że wśród imigrantów poziom zaufania wobec wszelkich służb (nie tylko policji, ale też straży pożarnej czy służb medycznych) jest bardzo niski. W rezultacie na porządku dziennym jest prowokowanie konfliktów, m.in. poprzez wszczynanie fałszywych alarmów. W 2009 r. zamieszki na tym tle wybuchły w Malmö w dzielnicy Rosengard, gdzie blisko 90 proc. ludności to imigranci. Rok później w Husby bandy nastolatków demolowały stację metra, atakowały patrole policji, a w końcu przypuściły szturm na komisariat.

KORUPCJA URZĘDNICZA Gdy Sztokholm zaczął liczyć straty po ostatnich zajściach (ich wysokość szacowana jest na kilkadziesiąt milionów koron), z Malmö nadeszła wiadomość o kolejnej odsłonie afery korupcyjnej w miejscowym urzędzie imigracyjnym. W styczniu aresztowano dwoje pracowników, a w maju wszczęto wewnętrzne postępowanie w sprawie kilkorga kolejnych – wszystkim zarzuca się przyjmowanie łapówek w zamian za korzystne załatwianie spraw. Najbardziej spektakularny jest przypadek urzędnika, który – łamiąc wszelkie zasady – prowadził sprawę własnej matki.

Wielu imigrantów popada w uzależnienie od pomocy społecznej. Według części socjologów przyjeżdżający do Szwecji to ludzie skorzy do pracy, którzy liczą się z tym, że zapewnienie utrzymania będzie wiązać się nawet ze sporym trudem. Na miejscu okazuje się, że mogą nieźle żyć bez większego wysiłku.

Svenska Dagbladet, The Local

07.06.2013 Numer 19/ 2013
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną