Artykuły

Podano z kubła

Rozkosze freeganizmu

Numer 20/ 2013
Tony obitych owoców i warzyw z supermarketów i bankiet na Trafalgar Square gotowy. Tony obitych owoców i warzyw z supermarketów i bankiet na Trafalgar Square gotowy. Forum
Jak długo koledzy z biura wytrzymają z facetem, który żywi się na śmietniku? Zobaczymy, na razie Tristram Stuart dzięki swojemu jadłospisowi został gwiazdą.
Pięć tysięcy darmowych posiłków rozdał w Paryżu.Reuters/Forum Pięć tysięcy darmowych posiłków rozdał w Paryżu.
Polityka

Tristram Stuart jest zapalonym ekologiem – to na pewno. Takim, który wszędzie jeździ na rowerze, stołuje się w śmietnikach przy supermarketach, pracuje w biurze, gdzie stoją kosze kompostowe i kanapy z odzysku. Wszystko to prawda, tyle że ten radykalizm ma swoje granice. Stuart nie zaczaja się, żeby wyrywać genetycznie modyfikowane rośliny na polach uprawnych, nie napycha się samym tofu i pozwala swoim kolegom w biurze chrupać niezdrowe przekąski. Obiecuje też, że przestanie grzebać w śmieciach, żeby znaleźć coś na ząb, gdy jego współcześni przestaną wyrzucać jedzenie.

Gudrun na rożen

Stuart święcie wierzy, że taki dzień kiedyś nadejdzie. Aby przyspieszyć ten moment, negocjuje z gigantami z branży rolno-spożywczej i prowadzi rozmowy z zarządami brytyjskich sieci hipermarketów, chcąc wymóc na nich, żeby zaprzestali marnotrawstwa. A zatem radykalny ekolog, aktywista – i owszem. Ale taki, który nie jest na bakier z gospodarką rynkową i nie brzydzi się wielkimi markami.

W zielonym życiu Stuarta jest też pewien zadziwiający dysonans: to piękna różowiutka Gudrun. Czy można ją nazwać jego najlepszą przyjaciółką? – Jeśli uważacie, że można zjadać dzieci swojej najlepszej przyjaciółki, to tak, w takim razie Gudrun jest moją najlepszą przyjaciółką – odpowiada ekolog. Gudrun to dorodna maciora, którą dostał w prezencie na 15 urodziny i której prosięta nadziewał na rożen. Ten Anglik lubi bowiem smaczne mięsko, ale walczy też o to, abyśmy z powrotem nauczyli się zjadać podroby.

35-letni dziś Stuart kieruje ruchem No Waste. Wierzy, że ma misję. Jej sednem jest walka z marnotrawstwem i nieustanne upominanie Ziemian, aby przestali wyrzucać do śmieci jedną trzecią tego, co wyhodują. W tym celu wygłasza odczyty na forum Narodów Zjednoczonych, bierze udział w dyskusjach w łonie instytucji Unii Europejskiej (która zobowiązała się do zmniejszenia ilości odpadów spożywczych o połowę do 2025 r.) i spotyka się z politykami z różnych krajów.

Zabiega też o rozgłos. W 2009 r. przekonał dwa supermarkety, żeby pozwoliły mu zabrać brzydkie, obite warzywa i zorganizował imprezę pod hasłem Feeding the 5000 – darmowy bankiet na Trafalgar Square, podczas którego częstował jadłem pięć tysięcy zdumionych londyńczyków. Potem przyszły podobne imprezy w Oslo, Dublinie, Turynie, Manchesterze, Bristolu, jeszcze raz w Londynie i w Paryżu.

Klient McDonalda

Do swego posłannictwa dojrzewał stopniowo. Dorastał w Sussex, gdzie jego ojciec jest nauczycielem. Jako mały chłopiec był wiernym klientem miejscowego McDonalda, zanim odkrył, że opakowania hamburgerów zawierają chlorofluorowęglowodór (CFC), związek chemiczny przyczyniający się do niszczenia warstwy ozonowej. Miał wówczas dziesięć lat i napisał do szefa restauracji szybkiej obsługi, że nie będzie więcej odwiedzał jego lokalu, dopóki skład chemiczny opakowań nie zostanie zmieniony. Dwa miesiące później McDonald’s zrezygnował ze stosowania CFC. – Uwierzyłem, że to dzięki mojemu listowi.

Od tamtej pory początkujący ekologiczny aktywista nabrał przekonania, że zaangażowanie popłaca. Drugi etap jego nawrócenia na „zielone” wartości wiązał się z chlebem dla świń. – Podczas gdy moi rodzice kupowali chleb przemysłowy, świnie karmiono resztkami pieczywa od piekarza z naszej wsi. Pewnego razu spróbowałem tego swojskiego chleba i od tej pory zawsze jadałem śniadania ze świniami. Nastolatek objechał na rowerze okolicznych sklepikarzy i restauratorów. Chciał odbierać od nich niesprzedane resztki i karmić nimi swoją trzodę.

Gdy już studiował filologię angielską w Cambridge, został freeganinem. Zaczął żywić się odpadkami znalezionymi w śmietnikach przy supermarketach. Nie miał z tego powodu żadnych chorób i ani jednego pryszcza. – Pieniądze to nie problem. Moim celem jest sprawić, aby w przyszłości już nic, co nadaje się do zjedzenia, nie lądowało w naszych śmietnikach. Politycznym wzorem dla niego jest marsz solny zorganizowany w 1930 r. przez Mahatmę Gandhiego. – Aby uniknąć podatku od soli nałożonego przez brytyjskich kolonizatorów, Gandhi nie zdecydował się na konfrontację, lecz zaproponował alternatywne rozwiązanie, zachęcając tłumy ludzi, aby poszli z nim nad morze, gdzie pozyskają własną sól. Stuart stara się iść tą drogą, szukać raczej rozwiązań, niż eskalować problem.

W 2009 r. wydał książkę „Waste: Uncovering the Global Food Scandal”, gdzie na 450 stronach zawarł wiele porażających informacji popartych danymi liczbowymi. Podczas gdy miliard ludzi cierpi z powodu niedożywienia, rolnicy wyrzucają 30 proc. swoich płodów rolnych nienadających się do sprzedaży, bo nie spełniają one „kosmetycznych” standardów sieci handlowych. Krzywe marchewki, niezbyt dorodne ogórki, ziemniaki z plamami… Stuart analizuje też terminy przydatności do spożycia – jego zdaniem zbyt restrykcyjne, bo skłaniające do pozbywania się tego, co moglibyśmy jeszcze zjeść. Opisuje, w jaki sposób połowa wyprodukowanej żywności ulega zniszczeniu, zanim trafi na stół.

W 2008 r. zauważył np. takie oto zaskakujące zjawisko. Podczas gdy cztery procent rodzimych ziemniaków trzeba było zniszczyć, bo uprawy ucierpiały z powodu nadmiernych opadów, to import pozostał na niezmienionym poziomie. – Zapytałem sieci handlowe, w jaki sposób zapewniają podaż. Okazało się, że obniżyły kryteria estetyczne, oferując do sprzedaży inne, trochę nieforemne ziemniaki. I ludzie je kupowali. A więc to nie jest niemożliwe…

Marzeniem Stuarta jest, abyśmy my, mieszkańcy bogatych i przejedzonych krajów, odważyli się wybierać niesortowane warzywa i owoce, zjadać nawet mniej apetyczne resztki, dodawać przejrzałe owoce do kompotu, a warzywa do zupy… – W ten sposób zmalałby światowy popyt, spadłyby ceny płodów rolnych, biedne kraje mogłyby zapewnić sobie zaopatrzenie i głód zostałby zlikwidowany. A Ziemia nie byłaby już eksploatowana do granic możliwości przez intensywne rolnictwo.

Świnie do Hyde Parku

Poprzedniego wieczoru Mr. No Waste wraz ze swoją towarzyszką życia Alice gościł na kolacji 15 przyjaciół. Menu: Skórki sera zapiekane na chlebie, przygotowane na drewnie z recyklingu, a do tego przejrzałe pomidory. Pychota! Stuart ma trzy ule na swoim tarasie, a dach budynku, w którym pracuje, na wschodnim krańcu brytyjskiej stolicy, jest zastawiony drewnianymi skrzynkami, w których uprawia warzywa. Ubolewa, że władze miejskie Londynu nie zezwoliły mu na hodowlę świń w Hyde Parku: Zmarnowane grunty rolne.

Wraz ze swoimi zwolennikami z Gleaning Network myszkuje u hodowców warzyw, których uprawy ucierpiały wskutek złej pogody, a potem ofiarowują zgromadzone zbiory organizacjom charytatywnym. Walczy też o realizację swojego własnego pomysłu, Pig Idea, domagając się od władz sanitarnych, aby przyznały rolnikom prawo karmienia świń resztkami. Dziś muszą oni wydawać krocie na zakup soi uprawianej na drugim końcu świata. – Nowoczesna herezja – ocenia przyjaciel Gudrun.

Wykarmiony w śmietnikach Stuart żyje z nagród, które otrzymuje od różnych organizacji, i z praw autorskich. Odmówił prowadzenia cotygodniowego programu telewizyjnego o sztuce zagospodarowania resztek. Wydało mu się to zbyt błahe. Śmietnikowy ekolog ma nadzieję, że uda mu się znaleźć czas, aby napisać książkę o zaginionym słowniku poety Johna Miltona. W tym celu zamknąłby się w szałasie gdzieś we Francji, w sezonie na grzyby, którymi przez ten czas by się żywił. Świeżymi leśnymi grzybami, nie wyciągniętymi z kosza.

Le Point

 

 

12 tysięcy piętrowych autobusów potrzeba, aby pomieścić żywność marnowaną każdego roku w Londynie.

230 mln ton to ilość żywności produkowana rocznie w Afryce subsaharyjskiej. Niemal tyle samo jedzenia (222 mln ton) wyrzuca się w tym samym okresie w krajach uprzemysłowionych.

2 miliardy - taką liczbę ludzi można by wykarmić przez rok, wykorzystując żywność wyrzucaną w tym samym okresie w Stanach Zjednoczonych.

15 mln ton CO2 to ilość gazu cieplarnianego emitowanego w związku z marnotrawstwem żywności w Wielkiej Brytanii. Jest to równowartość jednej czwartej poziomu emisji z samochodów.

9 mln ton to ilość żywności, jaką rocznie wyrzucają Polacy.

21.06.2013 Numer 20/ 2013
Reklama