Artykuły

Grzmoty w dżungli

Nie żyje Muhammad Ali, największy pięściarz w historii

Numer 25/ 2014
Kinszasa 30 października 1974 r. Przed walką Foreman modlił się, by nie zabić Muhammada Alego. W ósmej rundzie już leżał na deskach. Kinszasa 30 października 1974 r. Przed walką Foreman modlił się, by nie zabić Muhammada Alego. W ósmej rundzie już leżał na deskach. Neil Leifer / Getty Images
Jako jedyny bokser w historii trzy razy zdobył tytuł mistrza świata wszechwag. Zmarł w piątek w wieku 74 lat, po ciężkiej chorobie, z którą walczył przez trzy dekady.
Prawy prosty. Przez całą walkę Foreman miał przeciwnika na linach i walił w niego jak w bęben. Na kilkanaście sekund przed końcem 8 rundy Ali skontrował.AP/EAST NEWS Prawy prosty. Przez całą walkę Foreman miał przeciwnika na linach i walił w niego jak w bęben. Na kilkanaście sekund przed końcem 8 rundy Ali skontrował.
Muhammad Ali (ur. w 1942 r.). Wzrost 192 cm, waga 107 kg. 61 stoczonych walk, 56 wygranych (37 przez KO), 5 przegranych.Eyevine/EAST NEWS Muhammad Ali (ur. w 1942 r.). Wzrost 192 cm, waga 107 kg. 61 stoczonych walk, 56 wygranych (37 przez KO), 5 przegranych.
George Foreman (ur. w 1949 r.). Wzrost 191 cm, waga 118 kg. 81 stoczonych walk, 76 wygranych (w tym 68 przez KO), 5 przegranych.Rex/EAST NEWS George Foreman (ur. w 1949 r.). Wzrost 191 cm, waga 118 kg. 81 stoczonych walk, 76 wygranych (w tym 68 przez KO), 5 przegranych.
„Kiedyś byliśmy królami”, dokument o walce w Kinszasie zdobył Oscara. Obaj bokserzy wciąż żyją, choć Ali cierpi na chorobę Parkinsona.Getty Images „Kiedyś byliśmy królami”, dokument o walce w Kinszasie zdobył Oscara. Obaj bokserzy wciąż żyją, choć Ali cierpi na chorobę Parkinsona.

 „Bóg dał mi chorobę, żeby mi przypomnieć, że nie jestem numerem jeden. On jest” – mówił Muhammad Al. 74-letni Ali trafił w czwartek do szpitala w Phoenix w Arizonie, bo miał problemy z oddychaniem.

Cassius Marcellus Clay Jr., znany powszechnie jako Muhammad Ali, urodził się 17 stycznia 1942 roku. Karierę zaczął na olimpijskim ringu w Rzymie (1960 r.), pokonując w finale wagi półciężkiej Zbigniewa Pietrzykowskiego. Szybko zaczął odnosić sukcesy na zawodowym ringu. Pierwszy tytuł mistrza świata wszechwag zdobył w 1964 r., w wieku 22 lat, po zwycięstwie nad inną sławą – Sonnym Listonem. 

[Tekst ukazał się w Dwutygodniku FORUM w grudniu 2014 r.]

Muhammad Ali obrażał swoich przeciwników, wykańczał ich psychicznie, prowokował na ringu. 40 lat temu pokonał George’a Foremana w Kinszasie. Ta walka jest jednym z największych wydarzeń w dziejach sportu. I lekcją, jak wykorzystać w życiu szanse, których nie masz.

Biko Botowamungu zaciska pięści, siedzi na miękkiej, całkowicie wytartej kanapie w kawiarni Segafredo położonej w wiedeńskiej dzielnicy Floridsdorf i odgrywa pojedynek „Rumble in the Jungle”. Muhammad Ali kontra George Foreman. Botowamungu – który odgrywa oczywiście Alego – wpatruje się w stojącą na stoliku szklankę soku pomarańczowego. Szklanka jest Foremanem, w pobliżu nie ma nikogo innego, kto mógłby go grać, pozostaje więc ona: Botowamungu wyzywa szklankę, zaklina ją, zaczepia. – To wszystko, co potrafisz? Spodziewałem się czegoś więcej! Myślę, że masz już dość!

Szklanka zachowuje stoicki spokój, podczas gdy Botowamungu, który w międzyczasie zerwał się z kanapy, zaczyna nieśmiało tańczyć, krok do przodu, krok w tył. – No dawaj stary, nie potrafisz uderzyć mocniej? Gumowe podeszwy jego butów piszczą na podłodze kawiarni, jego pięści tną powietrze – no dawaj, dawaj – zagrzewa do walki. Krok w bok, krok w tył. Śmieje się chrapliwie jak duch.

Botowamungu wyglądem przypomina małą górę. 120 kg upchnięte w czarnym ubraniu. – Dokładnie tak to było, dokładnie tak. Ali wciąż mówił. Jego usta cały czas się poruszały. Widziałem to doskonale. Nigdy tego nie zapomnę. Siada ponownie, czoło błyszczy mu od potu. Chwyta szklankę soku pomarańczowego, trzyma ją przez moment, cofa rękę. George Foreman pozostaje niewzruszony i nienaruszony.

57-letni Biko zalicza się dzisiaj do milionów fanów, którzy uważają Muhammada Alego za boga ringu. Spotkał kiedyś Alego w hotelu, gadali przez chwilę, ale dla Biko to była najważniejsza chwila w życiu.

Od niewolnika do mistrza

„Rumble in the Jungle” (to było swoiste motto pojedynku; jedni tłumaczyli je jako grzmoty w dżungli inni – burda w dżungli). Walka odbyła się w Kongu, które wówczas nazywało się jeszcze Republiką Zairu. W stolicy – Kinszasie – 30 października 1974 roku stanęli naprzeciw siebie George Foreman, mistrz wagi ciężkiej, i wyzywający go, Muhammad Ali.

Walka była ogromnym biznesem dla promotorów, bukmacherów. Miała też na celu poprawę wizerunku dyktatora Mobutu, który ponoć sam wymyślił hasło – „from slaveship to championship” (od statku niewolniczego do mistrzostwa). Mobutu, klasyczny krwawy kacyk z Afryki, był głównym sponsorem spotkania. Nie licząc się z groszem, przeznaczył miliony dolarów na nagrody dla zawodników i organizatorów. Chciał udowodnić białym ludziom na całym świecie, że oto zaczyna się era Czarnego Lądu.

Dwaj czarni walczą w Afryce, podczas pojedynku zorganizowanego przez czarnoskórych. Afrykanie podarowali światu widowisko niemające sobie równych. Walka była propagandą, a świat przyglądał się jej z zachwytem. Pojedynek bokserski był jednym z pierwszych globalnych widowisk telewizyjnych. Ponieważ widzowie w Europie nie mieli najwyraźniej zaufania do swoich budzików, zamawiali budzenie telefoniczne. W wielu miejscowościach wyczerpano możliwość budzenia o trzeciej nad ranem, dlatego niektórzy klienci zamawiali usługę na za piętnaście trzecia.

Na ringu wszystko się chybocze

Biko Botowamungu nie spał, był wówczas na stadionie, nie na jednym z tych drogich miejsc wokół ringu, ale dość daleko, na trybunach. Miał 17 lat, należał do odnoszącej sukcesy ekipy zairskich zapaśników, dlatego on i jego koledzy dostali bilety. Było duszno, upalnie, nad stadionem wisiały gęste chmury.

– To było tak, że nikt nie dawał Alemu szans na zwycięstwo – mówi Botowamungu. – Widziałeś wchodzącego na ring Foremana i czułeś, że facet jest nie do pobicia. Tam po prostu nie było już miejsca dla kogoś innego.

Po tej walce Botowamungu nie pozostał długo zapaśnikiem, został bokserem ze względu na Alego. Jego kariera zaprowadziła go z Zairu do Ameryki, następnie do Niemiec i wreszcie do Austrii. W 1988 roku boksował w barwach Austrii na igrzyskach olimpijskich. „Sympatyczny ciemnoskóry olbrzym z austriackim paszportem”, mówił wówczas komentator podczas transmisji walki. Nazywali go Ali z Hütteldorf, z Floridsdorf, z Wiednia. Chciał być jak Ali.

Każdy, kto kiedyś boksował, wie, jakie to uczucie, kiedy ze strachem wychodzi się na ring, wiedząc, że nie można liczyć na wsparcie. Przypomina to wsiadanie z brzegu jeziora do kajaka – wszystko się chybocze. Kto sam kiedyś boksował wie, co znaczy spojrzenie przeciwnika. Trzęsie się? Potrafi uderzać? Jest wytrzymały? Podczas walk transmitowanych przez telewizję w oczach bokserów można często dostrzec udawany gniew, co czasami wygląda tak, jakby za chwilę mieli wybuchnąć do siebie śmiechem. Odgrywany gniew nie jest wiele wart. Dopiero paląca, prawdziwa wściekłość warta jest tyle, co prawdziwy strach. Dobrze to pokazały kamery, gdy na ring weszli Foreman i Ali. Podobnie jest podczas naprawdę ważnego meczu gdy piłkarz staje do wykonania rzutu karnego. Tak jak w ćwierćfinale mistrzostw świata w 2006 roku z twarzy Argentyńczyka Estebana Cambiasso każdy mógł wyczytać, że przestrzeli karnego. Jego wzrok mówił to jasno i wyraźnie, bez mamrotania i półsłówek: Nie dam rady.

– Czy kiedykolwiek widziałeś twarze obu przed walką, Alego i Foremana? – pyta Biko Botowamungu. – Ale nie z daleka, z bliska, na nagraniu wideo? Tego, co mówią te spojrzenia, nie można zagrać, prawda? To wszystko było prawdziwe.

Największy spektakl świata

W „Rumble in the Jungle” był biznes, propaganda, telewizyjne show, ale także psychologia i głęboka metaforyka. Ali był nie tylko postacią reklamową, sportowcem, artystą, raperem, poetą. Był wojownikiem. A Foreman był królem i mistrzem, któremu nikt nie podskoczy. Ale w jednym i drugim kryła się niepewność.

Walkę trzeba było przełożyć o sześć tygodni ze względu na ranę, jakiej Foreman nabawił się podczas treningu pod prawym okiem. Operatorzy kamer, których wysłano do Zairu, zostali tam razem z bokserami – ponieważ budżet na to wówczas jeszcze pozwalał – podobnie jak dziennikarze, reporterzy i kilku znanych autorów. O boksie pisali James Baldwin, Gay Talese i Joyce Carol Oates. W Kinszasie był także George Plimpton i Norman Mailer. To wszystko sprawiło, że media i publiczność żyły na bieżąco pojedynkiem. Wszystko, co przed walką zostało powiedziane, zrobione, zaplanowane i nabrojone, zostało sfilmowane, zarejestrowane, zinterpretowane i opublikowane. „Rumble in the Jungle” był również zapowiedzią ery, w której puls wielkich wydarzeń mierzony jest tweetami na minutę.

Walkę można dzisiaj obejrzeć na YouTube, i choć upłynęło od niej wiele czasu, to jakość obrazu jest wysoka, bokserów można zobaczyć w zbliżeniach, kiedy spotykają się pośrodku ringu. Tego, co tam się stało, nie da się zagrać, twierdzi Botowamungu. Odwaga Alego, a może arogancja? Mówi do Foremana, szuka z nim kontaktu wzrokowego, wciąż gada i gada. Foreman niby nie słucha wszystkiego, ale jego spojrzenie jest bezcenne. Udaje znudzonego, ale jest wyraźnie zdenerwowany, jak olbrzym z bajki, który stara się nie zgnieść trzymanej w ręku kobiety. Ali ględzi, Foreman zagryza wargi. Ma 25 lat, jest siedem lat młodszy od Alego, ale jego twarz wygląda staro. „Przenikliwe spojrzenie, ołowiane jak śmierć, przygnębiające, jak zatrzaskujące się drzwi własnego grobowca” – napisze potem Norman Mailer.

Byle tylko nie zabił Alego

Bokserzy udają się do swoich narożników, walka zaraz się rozpocznie. Ali staje tyłem do Foremana, zamyka oczy, odmawia modlitwę. Foreman też odwraca się do niego plecami, pochyla się i zaczepia ręce na linach ringu. To tylko pozornie ćwiczenia rozciągające, faktycznie Foreman pokazuje Alemu i światu tyłek, schowany za ogromnymi czerwonymi spodenkami. Jak interpretować ten gest? „Dla ciebie, tylko mój pierd” – pisze Mailer.

Foreman nie dość, że był młodszy od Alego, to przewyższał go siłą. W swojej sali treningowej Foreman urabiał gruszkę treningową z taką mocą, że jego ciosy pozostawiały na niej wgłębienia wielkości melona. Haft na jego koszulce był czymś więcej niż naszywką z nazwiskiem. GF oznaczało George Foreman oraz Great Fighter. Jego sparingpartnerzy, z którymi boksował, szeptali, że mają tylko jedno życzenie: Aby Foreman nie zabił Alego. Wydawało się, że walka została rozstrzygnięta, zanim się rozpoczęła.

Być może pojedynki Alego z Joe Frazierem były bardziej imponujące i wyniszczające, bardziej wartościowe pod względem bokserskim. Jednak to walka z Foremanem pozostała w pamięci wszystkich, bo jej dramaturgia jest jasna także dla tych, których boks zazwyczaj nic nie obchodzi. Przez cały czas wydawało się, że Foreman rozniesie Alego. Ale siła w zderzeniu ze sprytem nie zawsze jest górą.

Trzymaj się nadziei

Ali spędził większą część pojedynku, leżąc w linach, wręcz kładł się na nich. Liny nie były szczególnie mocno naciągnięte, w efekcie ciosy Foremana nie sięgały twarzy Alego. Spodziewał się furii Foremana, ale kiedy przyjrzeć się temu dzisiaj jeszcze raz, można zrozumieć, ile trzeba było mieć odwagi, by zaufać, że będzie w stanie unikać ciosów, oczekując dogodnej chwili, która w końcu musi nadejść. To pozostało w pamięci Biko Botowamungu i milionów fanów Alego na całym świecie. Kogo opuści żona, ten ma nadzieję, że wróci. Kto jest zadłużony, liczy na wygraną w lotto. Kto gra w piłkę dla Austrii, wciąż wierzy, że zostanie mistrzem świata. Każdy ma nadzieję, że kiedyś nadejdzie ta właściwa chwila.

Przez cały czas widać Alego na linach, kilka razy można odnieść wrażenie, że zaraz wyleci z ringu. Co prawda odgryza się, ale to Foreman częściej uderza, tłucze w niego jak rzeźbiarz obrabiający młotem wielkogabarytowy element. Ali cofa się, robi zręcznie uniki. „Wyglądał jak ktoś, kto wychyla się tyłem przez okno, aby zobaczyć, co jest na dachu” – pisał George Plimpton. A Norman Mailer przestał w pewnym momencie liczyć punkty, działo się to, co miało się dziać: Ali w ostatniej chwili rzucił się w liny, gdy Foreman wyprowadził jeden po drugim sześć potężnych lewych sierpowych i zakończył prawym. To był jego najlepszy atak tego wieczoru: lewy sierpowy w brzuch, w głowę, w brzuch, w głowę, w brzuch, w głowę, i jeszcze jeden w brzuch, ale Ali odparował wszystko, łokcie przed brzuchem, garda przy głowie, a liny za jego plecami wiły się jak węże.

Kiedy Biko mówi o Alim, widzi herosa. – Nie możesz zapominać o psychologii. On umiał przed walką zajrzeć w duszę przeciwnika. Nie miał wprawdzie najmocniejszego ciosu, ale wyczuwał w bokserach wszystkie ich słabości i kompleksy. Także u Foremana.

Ali, bomayee!

Jeszcze przed lądowaniem na lotnisku w Kinszasie Ali zapytał swoich trenerów i opiekunów: Kogo ludzie tam nienawidzą? Dowiedział się, że nienawidzą Belgów, byłych władców kolonialnych. Ali spojrzał przez okno samolotu, zobaczył tłumy wielbicieli i wpadł na pomysł: Dobra, powiemy im, że George jest Belgiem. Co prawda Foreman nie wyglądał na Belga, ale miał owczarka niemieckiego, który wabił się Diego. Zabierał go czasami na konferencje prasowe. Kolonizatorzy też mieli owczarki niemieckie, więc Foreman nie miał powodu się dziwić, że na własne życzenie sam się osłabił przed walką. O resztę zadbał Ali, który rozmawiał z ludźmi na ulicach, śpiewał z nimi i tańczył. „Ali, bomayee!” brzmiał okrzyk bojowy, który wspólnie ćwiczyli. „Ali, zabij go!”. Oglądając walkę, można usłyszeć wyśpiewujących to widzów.

– Byli za nim. Wykorzystał mądrze czas przed walką, adorował ich i budził entuzjazm dla swojej osoby – mówi Biko Botowamungu. – Nie było nikogo, kto byłby za Foremanem. Kochaliśmy Alego. Pamięta okrzyk bojowy do dziś. Ali bomayee; wtedy brzmiało to dobrze i brzmi nadal.

Walka z Foremanem dopełniła legendę Alego. Zawsze obrażał swoich przeciwników, po prostu ich wkurzał. Dziesięć lat wcześniej, przed walką o mistrzostwo z Sonnym Listonem, odbiło mu już całkiem: podczas ważenia krzyczał, wrzeszczał i nazwał go „wielkim ohydnym niedźwiedziem”. Od tego czasu jego przeciwnicy nie potrafili go rozszyfrować. Także Foreman nie wiedział, czy Ali, kiedy wisiał na linach, wygłupiał się, czy naprawdę nie miał siły (bał się?) walczyć. Ali prowokował innych, aby ich urazić i jednocześnie chronić siebie. Z jednej strony paląca wściekłość, z drugiej – niepewność. Wszystko, co dzieje się na ringu i wokół niego, jest związane ze strachem i niepewnością. Ali stawał się hałaśliwy, by zagłuszyć własny strach. Muhammad Ali, nie chcąc jechać na wojnę w Wietnamie, uchylił się od służby wojskowej, za co odebrano mu licencję bokserską, stracił mistrzowski tytuł. Odzyskał go po latach. Przeszedł na islam, został amerykańskim muzułmaninem, zrezygnował z nazwiska Cassius Clay, bo to nazwisko niewolnicze. Został artystą, działaczem, walczył o prawa obywatelskie, prawa człowieka. Jego walki są nadal na swój sposób aktualne, ponieważ były czymś więcej niż walkami. Także dlatego, że wojownik jeszcze żyje, choć widuje się go bardzo rzadko. Muhammad Ali cierpi na chorobę Parkinsona.

I wreszcie finał. Koniec ósmej rundy, to ta chwila, w której ktoś posyłany jest do krainy marzeń, gdzie – jak opisał to później Ali – nietoperze grają na saksofonie, a aligatory gwiżdżą. Foreman jest zmęczony od ciągłego zadawania ciosów. Jest wyczerpany, u kresu sił. W pewnej chwili Ali wyprowadza zza gardy prawy prosty w szczękę Foremana. Ramiona Foremana lecą na boki jak u spadochroniarza, który odpycha się od samolotu, opisuje Mailer. Wygląda, jakby Foreman chciał się jeszcze przytrzymać lewą ręką spodenek Alego. Pięść Alego drgnęła przez moment. jakby chciał powtórzyć cios, ale się powstrzymuje, Foreman pada na deski, pada bardzo powoli.

© Süddeutsche Zeitung

***

Bohaterowie wagi ciężkiej

Kinszasa, 30 października 1974 r. Na ringu mistrz świata, 25-letni George Foreman (pseudonim The Big George) oraz pretendent, 32-letni Muhammad Ali, primo voto Cassius Clay. To starcie siły Foremana z szybkością i sprytem Alego. Przez całą walkę inicjatywę miał Foreman, Ali zaś krył się za podwójną gardą, a kiedy był w opałach, kładł się na luźnych linach okalających ring. Czasem wykorzystywał je niczym procę, by przejść do kontrataku. – To wszystko, co masz dla mnie na dzisiaj? – szydził z Foremana, doprowadzając go do szału. W ósmej rundzie mistrz jak zwykle walił w Alego jak w bęben, gdy nagle nadział się na kontrę i padł na deski. Do rewanżu nigdy nie doszło. – Może to i lepiej – skwitował po latach Foreman.

Co robią dzisiaj? 72-letni Muhammad Ali od dawna cierpi na chorobę Parkinsona, która jest skutkiem uprawiania boksu. 65-letni George Foreman ma się dobrze, propaguje zdrowe żywienie i reklamuje grille. W wieku 45 lat wrócił na ring i zdobył ponownie mistrzostwo świata.

05.12.2014 Numer 25/ 2014
Reklama