Premier Japonii Shinzo Abe ma powody do świętowania: postawił wszystko na jedną kartę i wygrał całą stawkę. Jeszcze dwa miesiące temu gazety co rusz ujawniały nadużycia władzy w jego otoczeniu, a słupki poparcia leciały mu na łeb na szyję. Sondaże się poprawiły, gdy tylko reżim w Korei Północnej zaczął demonstrować wojownicze zamiary. Kiedy nad Japonią przelatywały pociski balistyczne Kim Dzong Una, wyborcy znów przychylniej spojrzeli na prawicową, promilitarną retorykę Partii Liberalno-Demokratycznej.
27.10.2017
Numer 22.2017