Migracje

Mało kto umiał pływać

Lampedusa – cmentarz marzeń

Numer 28/ 2013
Spóźniona akcja ratunkowa u wybrzeży Lampedusy. Przeżyło tylko 155 osób spośród blisko 500. Spóźniona akcja ratunkowa u wybrzeży Lampedusy. Przeżyło tylko 155 osób spośród blisko 500. AFP/EAST NEWS
Ta podróż miała być początkiem lepszego życia. Skończyła się tragicznie. Ale tysiące uciekinierów z Afryki wciąż naraża życie, by dopłynąć do raju, który na początek nazywa się Lampedusą.
Imigranci na granicy turecko-greckiej czekają na swoja szansę.EPA/PAP Imigranci na granicy turecko-greckiej czekają na swoja szansę.
materiały prasowe

W czwartek 3 października statek pełen imigrantów, w większości z Erytrei, zapalił się i wkrótce zatonął u wybrzeży włoskiej wysepki Lampedusa. Na pokładzie mogło być ponad 500 osób. Ponad 200 zginęło, a ok. 200 uznano za zaginione (dane z 8 października), z morza wyłowiono 155 rozbitków. Wśród nich był młody Erytrejczyk, który nie chciał ujawnić swojego prawdziwego nazwiska i wolał, by zwracano się doń per David Villa (piłkarz madryckiego klubu Atlético). Od śmierci uratowało go to, że – w przeciwieństwie do większości osób na pokładzie – umiał pływać. Wśród uciekinierów wielu było takich, którzy pierwszy raz w życiu zobaczyli morze z bliska.

Bicie, wiele bicia

– Dali nam pięciolitrową butlę wody na trzy osoby, na morzu fale były tak wielkie, że nie mogliśmy ustać na nogach – opowiadał Villa o morskiej podróży. Po dwóch dniach, gdy w oddali widać już było Lampedusę, w serca wymęczonych imigrantów wstąpiła nadzieja. – Zaczęliśmy palić swoje podkoszulki i machać nimi w powietrzu. Potem statek się zapalił i doszło do eksplozji. Wiedzieliśmy, że obok płynie druga łódź, wypłynęła w tym samym czasie co nasza. Ludzie zaczęli skakać do wody w nadziei, że zaraz się pojawi i ich uratuje, ale na próżno – relacjonował Villa.

Zanim chłopak wsiadł na kuter do Lampedusy, przebył długą i usianą niebezpieczeństwami drogę z ogarniętej wojną Erytrei przez Saharę i Libię na wybrzeże Morza Śródziemnego. Jego odyseja rozpoczęła się wiosną 2012 r. niedaleko wioski Keren na erytrejskiej pustyni. David jest najstarszym z ósemki dzieci. Jego rodzice zapłacili trzy tysiące dolarów za miejsce w ciężarówce zmierzające przez Saharę do Libii. – W środku było tak ciasno, że nie dało się oddychać, ludzie płakali i kasłali. Za dnia, kiedy stawaliśmy, przemytnicy wiązali nas. Byłem pewien, że tego nie wytrzymam i wkrótce umrę – mówi chłopak.

A jednak przeżył i dotarł do Libii. Wraz z kolegą, Kijwą, którego także udało się uratować i obecnie przebywa na Lampeduzie, kilka miesięcy pracowali jako malarze, śpiąc na podłodze w magazynie swojego pracodawcy. W ten sposób zarabiali dodatkowe pieniądze konieczne na wykupienie miejsca w transporcie na Lampedusę.

– Bicie, wiele bicia. Libijczycy są źli. Traktowali nas jak niewolników – wspomina Kijwa. Chłopaki i tak mieli szczęście. Równie dobrze mogli trafić do jednego z 22 obozów dla imigrantów, gdzie sadystyczne znęcanie się nad osadzonymi jest na porządku dziennym. Skorumpowani funkcjonariusze pobierają po tysiąc dolarów za zwolnienie z ośrodka, do którego nawet ONZ ma bardzo ograniczony dostęp. „Nasze libijskie biuro nie jest uznawane przez władze. Jesteśmy tolerowani, ale nie uznawani” – skarżył się brytyjskiemu tygodnikowi „The Observer” Federico Fossi, rzecznik Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych ds. Uchodźców.

Północ: prawdziwe życie

Villa i Kijwa przebywają obecnie w ośrodku dla imigrantów na Lampeduzie. Koczuje tu ponad tysiąc osób, choć projektowano go dla 250. Oprócz uratowanych Erytrejczyków są tu także syryjscy uchodźcy. Erytrejskie i syryjskie dzieci grają razem w piłkę i rysują statki kołyszące się na falach. – Syryjczycy początkowo przybywali z Egiptu, ale teraz też wyruszają z Libii – mówi Fossi. – Na ogół są to przedstawiciele klasy średniej. Często na imigrantów przybijających do brzegów Lampedusy czekają w porcie krewni, którzy zabierają ich i wywożą z Włoch, ponieważ Włochy są dla wielu jedynie krajem tranzytowym. Prawdziwym celem są kraje bogatej Północy, gdzie imigranci mogą liczyć na ludzkie traktowanie i godziwe warunki życia.

Mamo, wypadłem za burtę!

Jak powiedział anonimowy przedstawiciel ONZ, azylu politycznego może udzielić kraj, gdzie doszło do identyfikacji imigrantów, dlatego wielu z nich odmawia złożenia odcisków palców we Włoszech, licząc na to, że dokonają tego w Niemczech. Dla afrykańskich rozbitków, takich jak Villa i Kijwa, pobyt na Lampeduzie może się jednak przedłużyć. Stłoczeni w hangarze na miejscowym lotnisku, czekają na ustalenie ich tożsamości przez specjalną ekipę powołaną do życia po tsunami na Sri Lance, której członkowie pobierają i identyfikują DNA uratowanych Erytrejczyków. Potem zabiorą się za setki ofiar wyciąganych z morza przez nurków.

Lampedusa już od dłuższego czasu jest ziemią obiecaną dla tysięcy afrykańskich uchodźców uciekających z ogarniętego wojną kontynentu. – Wysepka to nowy Checkpoint Charlie (słynne przejście graniczne między Berlinem Zachodnim a Wschodnim) między północną a południową półkulą – stwierdził niedawno włoski minister spraw wewnętrznych Angelino Alfano.

Cecile Kyenge, pierwsza czarnoskóra minister ds. integracji w historii Włoch, zaapelowała o poluźnienie prawa imigracyjnego i lepszy monitoring na morzu, podkreślając, że afrykańskim uchodźcom należy się lepsze traktowanie. Europa wydaje się jednak głucha na te apele. Wiele krajów unijnych ani myśli liberalizować politykę imigracyjną, sporo już ją zaostrzyło lub zamierza to zrobić pod presją rosnących w siłę radykalnych ugrupowań, które obciążają „obcych” winą za kryzys, pogorszenie jakości życia i wzrost przestępczości w bogatych krajach Zachodu i Północy.

To jednak nie zniechęca Davida. Jak zapewnia, chce się dostać do Szwajcarii, gdzie zamierza zostać pielęgniarzem. – Mamo i tato, chcę wam powiedzieć, że na morzu strasznie wiało, były ogromne fale i wypadłem za burtę. Ale nie martwcie się, wszystko ze mną w porządku – zwracał się do swoich rodziców za pośrednictwem włoskiej prasy. David najgorsze ma już za sobą, teraz wystarczy już tylko upór i determinacja, a prędzej czy później trafi do „lepszego świata”.

Zasada jest prosta i znana i strażnikom i gangom handlarzy ludźmi: im spokojniejsze jest morze, tym łatwiejszy kurs na Lampedusę. Dawniej płynęli na starych, drewnianych kutrach rybackich. Ale kiedy zaczęły być wykrywane na radarach, uchodźcy przesiedli się na pontony, nawet takie, których używają dzieci na plażach. Jedyne wyposażenie, to trochę wody na kilka osób i tani telefon komórkowy, żeby w razie czego zadzwonić pod 112 i wezwać pomoc. Ale co z tego, kiedy gumowy ponton (bo o to w końcu chodziło) jest nie do znalezienia w nocy na pełnym morzu? Ile takich pontonów poszło na dno z ludźmi, nie wie nikt.

The Guardian, The Observer

***

Tylko dla ludzi z kasą

Można stać się legalnym mieszkańcem strefy Schengen, nie ryzykując życiem…

Ostatnio tysiące cudzoziemców przybywa do Łotwy, gdzie mogą uzyskać „residence permit” – zezwolenie na pobyt. Aby je zdobyć, trzeba tylko nabyć nieruchomość na łotewskiej prowincji za minimum 50 tys. łatów (ok. 70 tys. euro). W kolejce chętnych stoją nadziani Rosjanie, Kazachowie, Chińczycy z tłumaczami, menedżerowie wielkich firm, maklerzy giełdowi itp. Wszyscy kupują tam domy czy mieszkania bynajmniej nie po to, aby na Łotwie osiąść na stałe. Pozwolenie na pobyt ważne jest pięć lat i zapewnia swobodny wstęp do wszystkich krajów strefy Schengen.

W Hiszpanii w ostatnich dniach weszła w życie nowa ustawa przewidująca prawo pobytu dla cudzoziemców, którzy zainwestowali co najmniej 500 tys. euro na hiszpańskim rynku nieruchomości. Tamtejsza branża nieruchomości spodziewa się pojawienia nawet 300 tysięcy kupujących.

Grecja od lata tego roku obiecuje pięcioletnie zezwolenie na pobyt obcokrajowcom inwestującym w nieruchomości co najmniej 250 tys. euro.

Portugalia od października 2012 r. oferuje obcokrajowcom tzw. złotą wizę – czyli zezwolenie na co najmniej dwuletni pobyt w zamian za zakup nieruchomości za minimum 500 tys. euro.

Również na Węgrzech rząd prawicowo-narodowy, który normalnie woli trzymać cudzoziemców z dala od cennej węgierskiej ziemi, wprowadził latem tego roku residence permit bond. Cudzoziemiec musi przekazać do węgierskiej kasy państwowej co najmniej 250 tys. euro. Nie otrzymuje z tego tytułu żadnych odsetek – a jedynie zezwolenie na pobyt.

Der Spiegel

11.10.2013 Numer 28/ 2013
Więcej na ten temat
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną