Artykuły

Rosja: Dlaczego inteligencji opłacał się putinizm?

"System panujący dziś w Rosji określiłbym jako bandytyzm państwowy” – uważa historyk z uniwersytetu w Cambridge, profesor Aleksandr Etkind

„Obecny reżim jest inny niż ten w czasach radzieckich. Tamten reżim zabijał więcej, a kradł mniej. Jeżeli dzisiejsze władze powołują się na stalinizm, to robią to instrumentalnie, korzystają z wygodnego parawanu. W interesie władz jest udawać ludzi radzieckich, imitować kontynuację kursu politycznego – mówi prof. Etkind w rozmowie z portalem publicpost.ru

„To, co dzieje się w Rosji dzisiaj, nie wykazuje cienia podobieństwa do ZSRR. Owszem, to to samo terytorium geograficzne – ważny czynnik, ale nie decydujący. Ludzi, którzy działali w czasach stalinowskich, już nie ma, obecnie żyją ich wnuki, trzecie-czwarte pokolenie. Czy w czasach ZSRR możliwe byłoby funkcjonowanie bogaczy-oligarchów, pełniących ważne funkcje państwowe? Nie, absolutnie nie. Była korupcja, ale to niewinny deszczyk w porównaniu z dzisiejszą korupcją. Czym dzisiaj żyje zwyczajny mieszkaniec Moskwy? Tym, że może sobie pojechać do Turcji albo na południe Indii. To dla niego szalenie ważne, to centrum jego istnienia. Ludzie w ZSRR nie mogli o takich podróżach marzyć. Całkiem inna niż w ZSRR jest ekonomia polityczna i psychologia społeczna”.

Jednym z czynników wpływających na kształtowanie się nowego oblicza Rosji jest utrata przez inteligencję dotychczasowego, uprzywilejowanego miejsca w społeczeństwie. „Inteligencja straciła swoje miejsce i swoją pozycję z czasów ZSRR. I bardzo to przeżywa. W czasach przemian inteligencja była liderem, przez pewien czas udawało się jej zachować tę pozycję, łączyć stare przywileje – Akademia Nauk, mieszkanie, załatwianie po znajomości wstępu na uniwersytet – i nowe możliwości, jakie pojawiły się po rozpadzie Związku Radzieckiego. Stopniowo jednak traciła dawne przywileje. Podczas dwóch pierwszych kadencji Putina i prezydentury Miedwiediewa system trzymał się na umowie społecznej: władze mogły zarabiać pieniądze bez ograniczeń i bez kontroli ze strony społeczeństwa. Społeczeństwo nie protestowało, dopóki stopa życiowa rosła. W pewnym momencie okazało się, że ta umowa już nie działa. Powstał ruch protestu, władze poczuły się zagrożone przez określone grupy społeczne, przede wszystkim inteligencję. Ale i szerokie masy też przestały być zadowolone. I władze zaczęły panikować”.

Reklama