Bliski Wschód

Smutna jak Malala

Na złość talibom

Numer 25.2015
Malala Yousafzai (ur. w 1997 r.), pakistańska obrończyni praw kobiet. Postrzelona przez talibów, którym nie spodobał się jej sprzeciw wobec zakazu uczęszczania do szkół przez dziewczęta. Malala Yousafzai (ur. w 1997 r.), pakistańska obrończyni praw kobiet. Postrzelona przez talibów, którym nie spodobał się jej sprzeciw wobec zakazu uczęszczania do szkół przez dziewczęta. Twentieth Century Fox / •
Świat dowiedział się o niej, gdy cudem uniknęła śmierci z rąk islamistów. Ikona praw kobiet niedawno ukończyła 18 lat i właśnie wkracza w dorosłość.
Ojciec i córka tęsknią za Pakistanem, gdzie „szkoła była domem”.Twentieth Century Fox/• Ojciec i córka tęsknią za Pakistanem, gdzie „szkoła była domem”.
MCT

Pochmurny londyński poranek. Przed hotelem Claridge zebrała się grupka dziennikarzy. Czekają na autobus, który zawiezie ich w nieznane miejsce, gdzie się spotkają z Malalą Yousafzai. Malala, znana z tego, że nie dała się uciszyć talibom i twardo broniła prawa afgańskich dziewczynek do edukacji, ponownie znalazła się w świetle reflektorów po premierze poświęconego jej filmu dokumentalnego „He Named Me Malala” (trafił na ekrany brytyjskich kin 6 listopada br. – przyp. FORUM).

Ten intymny, a zarazem poruszający obraz wyreżyserowany przez nagrodzonego Oscarem Davisa Guggenheima, zebrał wiele pochlebnych opinii po obu stronach Atlantyku. Ellen DeGeneres w swoim telewizyjnym show nazwała Malalę „niezrównaną oraz inspirującą”. Sheryl Sandberg, dyrektor operacyjna Facebooka, uważa ją za żywy dowód tego, że „jedna osoba może zmieniać świat”. Meryl Streep widzi w niej „współczesną bohaterkę ludową”. Filmowy dokument przypomina jednak, że Malala to także zwyczajna dziewczynka, a Hollywood jest bardzo daleko od doliny Swat, gdzie dorastała.

To przez ciebie!

Autobus zatrzymuje się koło przypominającego labirynt budynku w podupadłej części miasta. Na drugim końcu wielkiego pokoju postawiono kanapę, na której usiedli Malala i jej ojciec. Nie wygląda jednak na to, żeby się czuli swobodnie. Przed nimi stoi stół, a na nim nieruszone napoje i przekąski. Jest dziesiąta rano. Gdy wchodzę, podnoszą się z kanapy i uśmiechają. Malala jest drobna, na głowie nosi fioletową chustę, przez którą prześwituje słońce. Obdarza mnie słodkim, choć nieco wykrzywionym uśmiechem (kula przeszła przez głowę, paraliżując nerwy po jednej stronie twarzy). Na nogach ma eleganckie łososiowe sandały, paznokcie stóp skrzą się szkarłatem. 18-latka ma najwyraźniej własny styl. Jednak najbardziej rzuca się w oczy jej uderzające podobieństwo do ojca. Mają w oczach ten sam błysk, tak samo gestykulują. 46-letni Ziauddin Yousafzai uśmiecha się pod wąsem, mówiąc, że razem z córką są jak „jedna dusza w dwóch ciałach”.

Filmowy dokument nie przedstawia go jednoznacznie. Raczej pokazuje człowieka przygniecionego poczuciem winy za to, co się stało w październiku 2012 r., kiedy to Malala została postrzelona przez talibów. I który się spodziewa, że gdy córka wybudzi się ze śpiączki, z jej ust padną złowrogie słowa: „To wszystko przez ciebie!”. Ziauddin nigdy wprawdzie nie namawiał Malali do publicznego zabierania głosu i szerzenia postępowych idei, ale też nigdy jej tego nie odradzał.

W wieku zaledwie 11 lat jego córka pisała już bloga na stronie BBC, a niewiele później udzielała wywiadów międzynarodowej prasie. To dlatego stała się celem talibów. Gdy nie zrezygnowała z wyrażania własnych opinii po zamachu na swoje życie, stała się legendą. W 2014 r. otrzymała Pokojową Nagrodę Nobla (wspólnie z Kailashem Satyarthim), wkrótce potem ukazała się autobiografia „To ja, Malala”. Założona przez nią organizacja charytatywna Malala Fund, której współzałożycielem jest Ziauddin, wspiera 60 milionów pozbawionych prawa do edukacji dziewczynek na całym świecie.

Dystans do przeszłości

Ojciec tak ją nazwał, niejako przewidując, że dorośnie do imienia, które nosiła pusztuńska bohaterka ludowa Malalai z Maiwandu. To ona natchnęła afgańskie plemiona do zrzucenia brytyjskiego jarzma w 1880 r. Gdy jednak Malala była mała, chciała nosić inne imię. To imię znaczy odważna, ale także smutna. – Przyjaciółki mówiły: „Zmień imię, od niego przecież zależy twoja przyszłość” – wspomina Malala, która wolała, by na nią wołano Mahrow. – Oblicze Księżyca. Imię pochodziło z książki, ale, niestety, nosiła je babcia. Tata upierał się więc przy Malalai, które to imię kojarzyło się z potęgą głosu – mówi dziewczyna.

Potęga głosu i Malala świetnie do siebie pasują, choć gdy rozmowa schodzi na temat cierpień, jakich doświadczyła, najbardziej wymowne jest jej milczenie. Nigdy nie opowiada o tym, co się zdarzyło wówczas w autobusie. – Nie chcę o tym rozmawiać, bo wtedy wracają złe wspomnienia. A żeby iść w życiu naprzód, trzeba pamiętać o rzeczach dobrych, o tym, co się zmieniło, nie warto rozmyślać o cierpieniu i bólu – tłumaczy. Ojciec wtrąca, że nie rozmawiają o tym nawet między sobą, mimo że od feralnego zdarzenia minęły już trzy lata. Strategia przetrwania? – W pewnym sensie tak, a także sposób, by przeszłość trzymać na dystans i nie dać satysfakcji talibom – potwierdza Malala.

Lekarz ze szpitala Królowej Elżbiety w Birmingham, dokąd przewieziono pogrążoną w śpiączce Malalę, opowiada, że przez pierwszych kilka dni po wybudzeniu nie mogła uwierzyć, iż ojciec przeżył. Nie było go przecież przy jej łóżku. Ziauddin był zajęty organizowaniem wyjazdu całej rodziny z Pakistanu. – Żona i synowie nie byli tam bezpieczni. Zostałem więc w kraju, gdy Malalę przewieziono do Wielkiej Brytanii – opowiada. Kiedy się spotkali, była to niezwykle wzruszająca chwila. – To był mój dziesiąty dzień w szpitalu. Nie miałam pojęcia, gdzie się znajduję ani gdzie są rodzice. Kiedy więc zobaczyłam tatę po raz pierwszy, płakałam na cały głos – mówi córka. – A my ryczeliśmy przez całą noc po powrocie do domu, bo miała uszkodzoną buzię. Patrzyliśmy na zupełnie inną Malalę – opowiada Ziauddin, jąkając się ze wzruszenia.

Szczerze i wprost

Kiedy pytam, skąd w jego rodzinie takie umiejętności publicznego zabierania głosu, odpowiada, że to długa historia, ale postara się ją skrócić. – I tak będzie długa – ostrzega, chichocząc, Malala. – Umiejętność przemawiania jest częścią naszego rodzinnego DNA. Do dziś pamiętam płomienne mowy mojego ojca, wioskowego imama. Jako mały chłopiec z niecierpliwością czekałem na najbardziej emocjonujące fragmenty. Sam miałem kłopoty z wymową, więc stosowałem technikę Demostenesa, greckiego mówcy, który pakował kamienie do ust, by przezwyciężyć jąkanie. Trochę pomogło – przyznaje ojciec Malali.

Jego córka nie ma problemów z płynnością wymowy. Jest nieustraszona, co budzi powszechny podziw. Nie bała się powiedzieć Obamie, by zakazał używania dronów, skrytykowała też prezydenta Nigerii za to, że zrobi zbyt mało, by pomóc dziewczynkom porwanym przez Boko Haram. – Światowi przywódcy ignorują te sprawy. Są wybierani przez obywateli, ale nie wsłuchują się w ich głos, jak więc mogą nazywać siebie przywódcami? – pyta gorzko Malala, której większość polityków zazdrości niezwykłej umiejętności mówienia prosto i szczerze.

Jednak między córką a ojcem są pewne różnice wykraczające poza zdolności retoryczne. – Ja podejmuję pochopne decyzje, ona się długo namyśla. Wszystko, co robi, jest dobrze obmyślone, wyważone. Pod tym względem jest niesamowita, niezwykle dojrzała, nie baczy na sławę. Ja bardziej się wszystkim martwię – uśmiecha się smutno Ziauddin. – Zanim coś powiem albo zrobię, najpierw to przemyślę – potwierdza Malala. – A ja jestem w gorącej wodzie kąpany i sentymentalny – dorzuca ojciec. Po chwili namysłu córka przyznaje, że rzadko się kieruje uczuciami. – Jestem bardziej praktyczna, myślę o tym, co mnie otacza. Każdy potrzebuje czasu, a ja nie jestem taka szybka, gdy pracuję – mówi.

Szybka nie szybka, gdy 20 sierpnia dostała kartę z wynikami matury, widniało na niej siedem szóstek i trzy piątki. Uczęszczała do szkoły w Edgbaston na przedmieściach Birmingham, gdzie wybrała historię, matematykę, religioznawstwo i geografię. Myśli o studiach na Uniwersytecie Stanforda lub w Oksfordzie. Kiedyś chciała być lekarzem, ale dziś bliżej jej do zawodu nauczyciela albo polityka. – Politycy nie robią nic dla nas, pokoju czy edukacji, więc chcę zostać premierem mojego kraju. Wielu powie, że to zbyt wiele, że lepiej mieć skromniejsze marzenia, ale czasami warto marzyć o rzeczach wielkich – twierdzi.

Szkoła była domem

Pytam jej ojca, czy ciężar tych marzeń nie jest zbyt duży dla jej wątłych ramion. – Malala wygląda na drobną, ale jej ramiona są niezwykle silne – odpowiada ze spokojem. Nie martwi się o jej przyszłość?  Nie, wcale. – Allah będzie ją mieć w opiece. Doskonale sobie poradzi w życiu – mówi pewnym głosem. Ile w Malali jest ze zwykłej dziewczynki, do niedawna chodzącej do szkoły? – Jestem trochę zuchwała w domu, biję się z braćmi, choć to akurat zostało nieco wyolbrzymione w filmie. Na ogół jestem dla nich bardzo miła – zapewnia lekko zawstydzona.

Ojciec i córka tęsknią za Pakistanem, gdzie „szkoła była domem”. Ziauddin był założycielem, a zarazem dyrektorem placówki dla tysiąca uczniów. – Nasz dom stał na terenie szkoły – wspomina z rozrzewnieniem Malala. Wie jednak, że powrót do ojczyzny oznaczałby wyrok śmierci. Kiedy myśli o domu, najbardziej brakuje jej nauczycieli i przyjaciół, a także przydomowego ogródka. – Sadziłam w nim kwiaty, a pośrodku rósł mangowiec. Uwielbiałam stać tam w nocy i obserwować gwiazdy. W Wielkiej Brytanii ich nie widać.

© Guardian News & Media

***

Malala Yousafzai (ur. w 1997 r.), pakistańska obrończyni praw kobiet. Postrzelona przez talibów, którym nie spodobał się jej sprzeciw wobec zakazu uczęszczania do szkół przez dziewczęta, została przewieziona do szpitala w Birmingham, gdzie do dziś mieszka. Laureatka Pokojowej Nagrody Nobla, Nagrody Sacharowa i Nagrody Anny Politkowskiej.

Więcej tekstów ze świata w najnowszym numerze FORUM

11.12.2015 Numer 25.2015
Więcej na ten temat
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną