Artykuły

Czy Hillary Clinton ma najlepsze kwalifikacje, aby zasiąść w Gabinecie Owalnym? Tak, ale...

Gorsza połowa Clintonów

Numer 03.2016
Hillary Clinton od lat jest kozłem ofiarnym dla konserwatywnej prawicy. Hillary Clinton od lat jest kozłem ofiarnym dla konserwatywnej prawicy. AFP / EAST NEWS
Clinton od lat jest kozłem ofiarnym dla konserwatywnej prawicy, która nie szczędzi jej obraźliwych wyzwisk i oskarża ją o przeróżne bezeceństwa.
Prezydent Hillary Clinton do Pentagonu: „Hej, dla mojej wygody podeślijcie mi esemesem kody atomowe”.www.caglecartoons.com Prezydent Hillary Clinton do Pentagonu: „Hej, dla mojej wygody podeślijcie mi esemesem kody atomowe”.

Samo nazwisko byłej sekretarz stanu działa na wielu ludzi jak płachta na byka. Jan wydaje się odpowiednią partnerką do niezobowiązującej rozmowy w stołówce. Przynajmniej dopóki nie pada pytanie o Hilary Clinton. Raptem ta elegancka emerytka głosująca na demokratów ściąga brwi. – Nie lubię jej – odpowiada oschle. Niewielu polityków wzbudza tak gwałtowne i niechętne reakcje jak Hillary Clinton. Tylko 40 proc. Amerykanów ma pozytywną opinię na jej temat.

Ciosy z prawa i z lewa

Clinton od lat jest kozłem ofiarnym dla konserwatywnej prawicy, która nie szczędzi jej obraźliwych wyzwisk, takich jak „Hitlary”, „Lady Makbet” czy „kastrująca harpia”, i oskarża ją o przeróżne bezeceństwa. Krążą plotki, że kiedyś w przypływie furii rzuciła lampą w męża. Ta wredna jędza miała też udekorować choinkę w Białym Domu prezerwatywami, a nawet zlecić morderstwo (którego ofiarą padł kot domniemanej kochanki Billa Clintona).

Krytycy wyszydzają też jej wygląd. „Była drobno zbudowana od pasa w górę, za to przysadzista i niezgrabna od pasa w dół, z szerokimi biodrami, grubymi łydkami i kostkami” – pisze w demaskatorskiej książce dziennikarz Ed Klein. Inny biograf David Brock porównuje jej przerośniętą brew „ciągnącą się przez całe czoło” do „gigantycznej gąsienicy”. Z nieco większą weną Emmett Tyrrell zauważa, że na tak krzaczastych brwiach mógłby osiąść cały pył węglowy unoszący się w walijskiej wiosce górniczej.

Bodaj jeszcze większe emocje budzi seksualność Hillary. Według Kleina jest ona niezwykle oziębłą lesbijką (co nie przeszkadza temu samemu autorowi twierdzić, że miała gorący romans ze znajomym prawnikiem). Poza tym hejterzy wytykają jej makiawelizm, oportunizm i przerośnięte ambicje.

Na lewicy też nie wszyscy pałają do niej sympatią. Feministki nigdy jej nie wybaczyły, że po aferze z Moniką Lewinsky nie odeszła od Billa. Zwolennicy jej głównego kontrkandydata w obozie demokratów, Berniego Sandersa, zarzucają jej, że chodzi na pasku lobbystów i podżegaczy wojennych. Clinton rzeczywiście głosowała za inwazją na Irak i nakłaniała do interwencji w Libii. Od ludzi takich jak Maryam, dietetyczka z zawodu, można usłyszeć, że Hillary jest osobą zbyt wyrachowaną. – Co i rusz zmienia zdanie w różnych sprawach. Bardzo długo zwlekała np. z poparciem dla małżeństw jednopłciowych.

– Nasz kraj ma bardzo skomplikowany stosunek do Hillary Clinton. Jest tak dlatego, że bardzo ostentacyjnie ośmieliła się wyjść z roli przypisywanej kobietom w ogóle, a w szczególności pierwszym damom – podsumowuje Joanne Bamberger, autorka książki „Love Her, Love Her Not: The Hillary Paradox”.

W 1978 r., kiedy jej mąż został wybrany na gubernatora stanu Arkansas, wywołała skandal, postanawiając kontynuować prawniczą karierę pod panieńskim nazwiskiem. Nie spodobało się to mieszkańcom tego wiejskiego stanu i Bill Clinton przegrał walkę o reelekcję. Hillary przeszła wówczas przemianę z dziwacznie ubierającej się hipiski we wzorową żonę. Przestała też używać nazwiska Rodham i nosić duże okulary. Bill wrócił na stanowisko gubernatora.

Nie chodzi jednak tylko o seksizm. Clinton ma duży talent do zrażania wszystkich naokoło. Wspierając męża w kampanii prezydenckiej w 1992 r., rozwścieczyła miliony gospodyń domowych, wygłaszając krytyczne komentarze na temat ich wyborów życiowych. Zaszokowała też wyborców, szermując hasłem „Dwoje Clintonów w cenie jednego” (choć nie kandydowała wówczas na żaden urząd).

Carl Bernstein, legenda amerykańskiego dziennikarstwa, zrzuca na nią winę za najgłośniejsze afery i wpadki za prezydentury Billa Clintona. Lista jest długa, poczynając od nieudanej próby zreformowania systemu opieki zdrowotnej. Głośnym echem odbiła się też afera Whitewater, w której Clintonów podejrzewano o przestępcze machinacje przy okazji handlu nieruchomościami w stanie Arkansas. Można też wspomnieć o skandalu Travelgate związanym ze zwolnieniem pracowników prezydenckiego biura podróży, aby zatrudnić na ich miejsce znajomych pierwszej damy. Nie mówiąc już o „skoku na meble”, które Clintonowie zabrali ze sobą przy wyprowadzce z Białego Domu.

Za stara, za chora...

Choć zdaniem 60 proc. Amerykanów była sekretarz stanu ma zdolności przywódcze, a 67 proc. ankietowanych przypisuje jej duże polityczne doświadczenie, to wciąż wzbudza gwałtowną antypatię. 60 proc. Amerykanów nie dowierza byłej pierwszej damie i nie uważa jej za osobę szczerą ani godną zaufania. Ponad połowa badanych sądzi, że ma w nosie ich problemy. Odkąd ogłosiła zamiar startu w wyborach, w sieciach społecznościowych trwa gorąca kampania negatywna pod hasłem „Dlaczego nie zagłosuję na Hillary”. Jeden z użytkowników Twittera uzasadnił swój sprzeciw, stawiając retoryczne pytanie: „Skoro nie potrafiła zaspokoić swojego męża, to jak może zadbać o Amerykę?”.

Z pewnością nie ma takiej charyzmy jak Bill, a co gorsza zdarza się jej okazywać zdumiewający brak taktu i wrażliwości. W jednym z wywiadów stwierdziła, że po zakończeniu prezydentury męża opuścili Biały Dom „zupełnie spłukani”. A przecież w tym samym czasie kupili sobie dwie posiadłości o wartości kilku milionów dolarów… W jednym z ostatnich spotów prezentuje się jako najlepsza reprezentantka klasy średniej, choć bierze po 200 tys. dolarów za jeden odczyt. Ciągle też zdarza się jej mijać z prawdą: wielokrotnie powtarzała na przykład, że wszyscy jej dziadkowie byli imigrantami, choć można to powiedzieć tylko o jednym.

Przeciwnicy prześwietlają każdą jej wypowiedź, grzebią głęboko w przeszłości i nie puszczają niczego płazem. Wypominają jej wiek (tuż przed wyborami skończy 69 lat), stan zdrowia (zdarzało jej się niedomagać, gdy była sekretarzem stanu), grzebią w jej sprawach majątkowych i obwiniają ją za bałagan na Bliskim Wschodzie… Największym atutem wydaje się jej rozpoznawalność. Jednak i to może być broń obosieczna. W opublikowanym niedawno e-mailu wspomina o gangsterze, który obrabował bank w masce z jej podobizną. „Czy powinno mi to pochlebiać?” – zastanawia się faworytka demokratów.

na podst. Le Point

05.02.2016 Numer 03.2016
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną