Bliski Wschód

Po owocach ich poznacie

Długie życie pod morelami

Numer 03.2016
Tutejsze morele podobno nie mają sobie równych na świecie. Tutejsze morele podobno nie mają sobie równych na świecie. Hermes / BEW
Dolinę Hunza w górach Karakorum nazywają „oazą młodości”. Mieszkańcy żyją po sto lat i prawie nigdy nie chorują. Jest tu też intrygujący polski ślad...
Studio Forum
Zanim nadejdzie czas żniw, trzeba przetrwać parę miesięcy niemal ścisłego postu.Anzenberger/Forum Zanim nadejdzie czas żniw, trzeba przetrwać parę miesięcy niemal ścisłego postu.
Bronisław Grąbczewski (1855–1926), polski etnograf i podróżnik. Od 1873 r. służył w armii rosyjskiej, z racji służbowych obowiązków odbywał liczne podróże po Azji.Polonia/• Bronisław Grąbczewski (1855–1926), polski etnograf i podróżnik. Od 1873 r. służył w armii rosyjskiej, z racji służbowych obowiązków odbywał liczne podróże po Azji.

Legenda głosi, że w dolinie Hunza (na pograniczu dzisiejszych Indii i Pakistanu) osiedlili się wojownicy towarzyszący Aleksandrowi Wielkiemu w wyprawie na Półwysep Indyjski. Może dlatego dzisiejsi mieszkańcy są podobni do Europejczyków, a nie do sąsiednich plemion o znacznie ciemniejszej skórze i odmiennych rysach twarzy. W swoim królestwie żołnierze Aleksandra wprowadzili zamordystyczną dyscyplinę – wszystko podporządkowano wojaczce, obowiązywał surowy dryl, nikt ani na chwilę nie rozstawał się z bronią. Nawet ruszając do tańca, wojownicy nie odpinali mieczy. Zachowali odrębność, nie zasymilowali się z miejscowymi ludami.

Część plemienia Hunza do dziś mieszka w wysokich partiach gór na styku trzech wielkich pasm: Himalajów, Hindukuszu i Karakorum, w pobliżu majestatycznych szczytów K2 i Nanga Parbat. Poruszanie się po tych skalnych masywach jest szalenie trudne. Trzeba się wykazać nie lada tężyzną i zwinnością. Hunzowie codziennie przemierzają wielokilometrowe trasy. Od dawien dawna nieliczne szlaki prowadzące przez wysokie partie gór kontrolowało kilka księstewek, których władcy pobierali myto od karawan. Księstwo Hunzów ze stolicą w Karimabadzie zajmowało w hierarchii górskich państewek poczesne miejsce.

Nad Karimabadem wznosi się fort zwany przez miejscowych zamkiem Baltit (Baltit to także inna nazwa Karimabadu). Ma około 700 lat, swego czasu był siedzibą księcia, noszącego tytuł mira. Z zewnątrz budowla jest imponująca, w środku – mroczna i nader skromna. Ogromny piec, zwyczajne naczynia, sztućce. Pod jednym z pomieszczeń znajdowało się prywatne więzienie mira, w którym trzymał jeńców.

Dwaj kapitanowie

Jedynie widna sala z tarasem, z którego rozpościera się piękny widok na dolinę, przypomina, że niegdyś była to siedziba władcy. Na jednej ze ścian można obejrzeć kolekcję starych instrumentów, na drugiej wiszą szable i miecze. W jednej z komnat znajdują się portrety dwóch kapitanów: brytyjskiego – Francisa Younghusbanda i rosyjskiego – Bronisława Grąbczewskiego.

W 1888 r. do mira przybył z misją Grąbczewski, Polak na służbie cara. Rosja prowadziła wówczas wielką grę z Brytyjczykami o wpływy w Azji. Grąbczewski nie zamierzał podbijać doliny, zresztą towarzyszyło mu tylko sześciu Kozaków. Przywiózł mirowi propozycję zawarcia sojuszu i utworzenia faktorii, za pośrednictwem której Rosja, rozbudowująca wpływy w Pamirze, mogłaby prowadzić handel z Indiami. Mir Safdar Ali z ochotą przystał na warunki umowy, tym bardziej że obawiał się napierających z południa Anglików. Nie bez kozery.

Misja Grąbczewskiego poważnie zaniepokoiła Kalkutę, gdzie znajdował się podówczas dwór wicekróla brytyjskich Indii. I choć specjalni wysłannicy oraz szpiedzy uspokajali władze, że nie należy się spodziewać pojawienia rosyjskich wojsk w wysokich górach, na zamieszkiwane przez Hunzów tereny skierowano oddział pod dowództwem Younghusbanda. Younghusband i Grąbczewski byli kolegami po fachu. Choć nosili mundury i służyli w armii, oddawali się cywilnym pasjom i zajęciom. Byli badaczami – geografami, etnografami, geologami. Terenem ich wypraw był m.in. Pamir. Podczas ekspedycji spotykali się i wymieniali opinie na temat przedmiotu swych badań. Teraz mieli określić przyszłość „bezpańskich bandytów Hunzu”, jak mawiano w Kalkucie o rdzennych mieszkańcach Karakorum.

Tymczasem do Karimabadu zaczęły napływać rosyjskie towary, broń, a w zamku Baltit pojawił się portret cara Aleksandra III w stroju koronacyjnym. Dalekie księstewko położone w niedostępnych górach prowadziło korespondencję dyplomatyczną z Petersburgiem, a nawet wystąpiło z prośbą o rozmieszczenie w forcie kozackiego garnizonu. W 1891 r. mir zwrócił się do cara o przyjęcie jego i Hunzów w rosyjskie poddaństwo. Zanim nadeszła odpowiedź, wieść o apelu mira dotarła do Kalkuty. Anglicy zajęli księstewko, a Safdar Ali zmuszony był salwować się ucieczką. „Wrota do Indii zatrzasnęły się przed nosem cara” – raportował wicekrólowi oficer dowodzący ekspedycją.

Peace, brother!

Hunzowie uważali się za rosyjskich poddanych jedynie przez cztery dni, a Brytyjczycy pozostali tu na dłużej – do 1947 r., kiedy to w wyniku rozpadu brytyjskich Indii księstwo znalazło się na terytoriach kontrolowanych przez muzułmanów. Obecnie Hunzowie formalnie znajdują się pod administracją pakistańskiego ministerstwa ds. Kaszmiru. Ich ziemie leżą na terytorium, o które od kilkudziesięciu lat toczy się spór między Pakistanem a Indiami.

Dla Zachodu na nowo odkryli Hunzów hipisi, którzy w latach 70. wędrowali po Azji w poszukiwaniu prawdy i egzotyki. „Dzieci kwiaty” chętnie odwiedzały oddaloną od cywilizacji dolinę ze względu na swoje zamiłowanie do konopi, które w Karakorum traktowane są jako zwyczajna uprawa. Jedną z największych atrakcji Hunzy jest lodowiec, który szerokim jęzorem wbija się w dolinę. Na tarasowych poletkach mieszkańcy uprawiają ziemniaki, jęczmień, grykę, proso, warzywa i konopie właśnie, używane jako przyprawa.

W Karimabadzie i dziś można spotkać długowłosych luzaków, ubranych w koszulki z napisem „Hippie way”, którzy włóczą się bez celu i pożerają stosy wspaniałych moreli. Hunza przyciąga nie tylko starych i nowych hipisów, ale także amatorów wycieczek wysokogórskich, historii czy zmęczonych cywilizacją koneserów. Dolina znajduje się w połowie drogi od przełęczy Kundżerab do Niziny Hindustańskiej, Hunzowie są więc przekonani, że kontrolują drogę do „wyższego świata”.

Choć chętnie opowiada się tu legendę o potomkach żołnierzy Aleksandra, naprawdę nic nie wiadomo o ich pochodzeniu. Mówią językiem buruszaskim, niepodobnym do żadnego narzecza na świecie. Według niektórych badaczy może pochodzić z grupy kaukaskiej, potwierdzenia tej teorii jednak brak. Buruszaski nie pozostawił żadnych świadectw pisanych, istnieje tylko w mowie, przekazywany z pokolenia na pokolenie. Hunzowie wyznają – jak większość obywateli Pakistanu – islam, a właściwie są wyznawcami bardzo specyficznej jego odmiany, ismailizmu, jednej z najbardziej zagadkowych religii świata. Dlatego ani w Karimabadzie, ani w górskich wioskach nie usłyszycie śpiewu muezina, wzywającego wiernych na modlitwę – modlitwa dla ismailitów jest sprawą indywidualną.

Szlachetne zdrowie

Hunzowie kąpią się w lodowatej wodzie nawet przy 15-stopniowym mrozie, codziennie chodzą po górach, pracują fizycznie, czterdziestoletnie kobiety wyglądają jak nastolatki, sześćdziesięcioletnie są smukłe jak gazele, a nawet siedemdziesięcioletnie rodzą dzieci. Latem jedzą surowe owoce i warzywa, zimą – suszone na słońcu morele (także ich pestki), ziarna oraz bryndzę. Ciekawa jest kwestia tzw. głodnej wiosny – okresu (od dwóch do czterech miesięcy), kiedy jeszcze nie dojrzały nowe owoce, a zapasy zeszłorocznych suszonych już są na wyczerpaniu. Hunzowie wtedy prawie nic nie jedzą, tylko raz dziennie piją napój z suszonych moreli. Ten post stanowi jeden z najważniejszych rytuałów i jest surowo przestrzegany.

Brytyjski lekarz Robert McCarrison, który jako pierwszy opisał dolinę Hunza (nazwał ją Szczęśliwą Doliną), podkreślał, że dieta miejscowego plemienia zawiera mało białka. W ciągu doby Hunzowie dostarczają sobie najwyżej 1933 kalorii: 50 g białka, 36 g tłuszczów i 365 g węglowodanów. McCarrison mieszkał w pobliżu doliny przez 14 lat, które poświęcił na skrupulatne badanie nawyków żywieniowych. Doszedł do wniosku, że niskobiałkowa, niskokaloryczna dieta jest głównym czynnikiem sprawiającym, że miejscowi żyją długo i nie chorują. Sąsiednie ludy, które nie stosują takiej diety, żyją krócej i cierpią na liczne dolegliwości. Wysokogórski klimat nie ma tu wiele do rzeczy.

Sposób odżywiania Hunzów opisuje sporo książek: wegetarianizm; dużo surowych produktów; przewaga owoców i warzyw w diecie, zawierającej ponadto nabiał; podstawowy tłuszcz to olej z pestek moreli; produkty bez konserwantów; alkohol i słodycze – bardzo rzadko i w niewielkich ilościach; mało soli; żywność wyłącznie miejscowa, bez nawozów sztucznych i oprysków; regularne długie głodówki. W okresach normalnego odżywiania tubylcy zjadają tylko dwa posiłki dziennie. W 1963 r. do doliny przybyła francuska ekspedycja medyczna, która w celach naukowych przeprowadziła spis ludności. Okazało się, że średnia długość życia wynosi tu 120 lat, dwukrotnie więcej niż wśród ówczesnych Europejczyków. Nie stwierdzono ani jednego przypadku choroby nowotworowej.

Matuzalem na lotnisku

W kwietniu 1984 r. jeden z Hunzów, Said Abdul Mobudu, po wylądowaniu na lotnisku Heathrow wprawił urzędników służby imigracyjnej w zdumienie, pokazując paszport. W dokumencie zapisane było, że urodził się on w 1823 r., a zatem miał 160 lat. Towarzyszący mu duchowny dodał, że jego podopieczny uchodzi w swoich rodzinnych stronach za człowieka świętego. Starzec odznaczał się znakomitą formą fizyczną i przytomnością umysłu. Zadziwiał też doskonałą pamięcią – wspomnienia począwszy od roku 1850 były jak żywe.

Pytani o źródło długowieczności i świetnej kondycji Hunzowie odpowiadają: trzeba być wegetarianinem, pracować fizycznie, stale się ruszać i nie zmieniać rytmu życia. To prosta recepta. Ale jest jeszcze coś. Oni zawsze mają znakomity nastrój, nawet jeśli są głodni i zmarznięci. Nieustannie się śmieją, ciesząc się każdą chwilą. Jak zauważył McCarrison, mają nerwy ze stali, ale jednocześnie wielką wrażliwość. Nigdy się nie złoszczą ani nie skarżą, nie denerwują się ani niecierpliwią, nie kłócą między sobą i spokojnie znoszą ból, nieprzyjemności, hałas. Praktykują jogę, głównie ćwiczenia oddechowe. Być może ten spokój i równowaga są jeszcze ważniejsze niż ich słynna dieta długowieczności.

na podst. Czastnyj Korrespondient

***

Bronisław Grąbczewski (1855–1926), polski etnograf i podróżnik. Od 1873 r. służył w armii rosyjskiej, z racji służbowych obowiązków (nadzorowanie granicy z Chinami) odbywał liczne podróże po Azji (m.in. Kaszmir, Tien-szan, księstwo Hunza). Za swoje wnikliwe sprawozdania z tych misji był nagradzany medalami przez Rosyjskie Towarzystwo Geograficzne. W czasie rewolucji bolszewickiej wysłany przez „białych” na Daleki Wschód z zadaniem ściągnięcia odsieczy. Po klęsce carskiej armii przez Japonię i Londyn wrócił do Polski, gdzie pracował jako geograf i meteorolog. Autor ciekawych wspomnień i licznych prac naukowych (większość pozostała nieopublikowana w petersburskich archiwach). Jego losy opisuje Max Cegielski w wydanej niedawno książce „Ze Żmudzi na Dach Świata”.

***

Hunzowie, czyli Buruszowie

Plemię mieszkające w Pakistanie w dolinie rzeki Hunza i na zboczach Karakorum, Hindukuszu i Himalajów. Tworzy je około 60 tys. ludzi, mówiących językiem buruszaskim. Na tle sąsiadów Hunzowie wyróżniają się europejskim wyglądem. Trudnią się głównie pasterstwem i sadownictwem (morele), uprawiają też zboża i ziemniaki. Słyną z długowieczności: żyją ponad sto lat, ciesząc się dobrym zdrowiem. Wyznają ismailizm – odłam islamu.

05.02.2016 Numer 03.2016
Więcej na ten temat
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną