Spirala gróźb pod adresem Stanów Zjednoczonych i Korei Południowej nakręca się od kilku miesięcy. Niemal codziennie media przynoszą informacje o wojowniczych wypowiedziach północnokoreańskiego przywódcy Kim Dzong Una. Napięcie rośnie od grudnia ub.r., kiedy to władze w Phenianie przeprowadziły test rakiety dalekiego zasięgu, zakończony połowicznym sukcesem.
Od tamtej pory Korea Północna przeprowadziła trzecią próbę jądrową (w lutym br.), w odpowiedzi Organizacja Narodów Zjednoczonych nałożyła nowe sankcje na ten kraj, a amerykańskie i południowokoreańskie wojska przeprowadziły manewry w pobliżu granicy. W ramach riposty Kim Dzong Un miał już nawet zatwierdzić plany „ataku nuklearnego na USA”. Pentagon odpowiedział przerzuceniem na półwysep bombowców B-2, samolotów myśliwskich F-22 oraz rozlokowanie na wyspie Guam systemu antyrakietowego THAAD.
Co mogłoby stać się zarzewiem nowej wojny na Półwyspie Koreańskim? Choćby taki incydent jak zatopienie przez Koreę Północną południowokoreańskiej korwety czy ostrzelanie z dział wysepki należącej do sąsiada. Do obu tych zdarzeń doszło w 2010 r. Na szczęście władze w Seulu i Waszyngton nie zareagowały odwetem. Dziś jednak powściągliwość nie jest już możliwa. Na niedawnym spotkaniu w jednym z waszyngtońskich think tanków pewien amerykański generał dał jasno do zrozumienia, że w obecnej sytuacji USA i Korea Południowa odpowiedzą siłą na podobną prowokację. Aby uniknąć czarnego scenariusza, należy przede wszystkim spojrzeć na KRLD z innej perspektywy i odrzucić utrwalone stereotypy na jej temat. Oto pięć najgroźniejszych.
Mit 1
Szaleni przywódcy
To przekonanie pokutuje od czasu, gdy Kim Dzong Il, nieżyjący już ojciec obecnego przywódcy Korei Północnej, objął władzę w 1994 r. Obcokrajowcy, którzy mieli okazję go poznać, zapewniali, że jest pewnym siebie, wykształconym i bezlitosnym człowiekiem, a mimo to powszechnie uważano go za niespełna rozumu. Czy tę opinię podtrzyma Kim Dzong Un? Podczas niedawnej wizyty w Phenianie były gwiazdor NBA Dennis Rodman był zachwycony swoim gospodarzem i publicznie zapewniał, że „jest równym gościem”.
W ciągu pierwszego roku u władzy Kim Dzong Un wykonał kilka świetnych posunięć. Szybko obsadził swoimi ludźmi partyjny aparat. W kwestii polityki zagranicznej także zamierza podążać śladami swego ojca i dziada, opierając się na pragmatycznych interesach, a nie na irracjonalnych zachciankach. Przez całe dziesięciolecia Phenian sprytnie lawirował między Związkiem Radzieckim a Chinami, by – gdy upadł ZSRR, a stosunki między Państwem Środka a Koreą Południową uległy zdecydowanej poprawie – zbliżyć się do swojego największego wroga – USA.
Kiedy jednak, za prezydentury Baracka Obamy, USA zajęły bardziej nieprzejednane stanowisko, Korea Północna ponownie zacieśniła sojusz z Pekinem. Nawet ostatnie wojownicze groźby pod adresem Waszyngtonu nie są wcale szalone, lecz stanowią logiczną odpowiedź na nowe sankcje oraz wspólne manewry USA i wojsk południowokoreańskich. Północnokoreańscy dowódcy doszli widać do wniosku, że najlepszą obroną jest atak.
Mit 2
Państwo upadłe
Założenie, że Korea Północna potrzebuje pomocy z zewnątrz, a jedynym sposobem na jej uzyskanie jest wyrzeczenie się broni jądrowej, jest błędne. Owszem, w latach 90. XX w., Phenian był o krok od przepaści z uwagi na klęskę głodu, ale udało mu się opanować sytuację. Nowy reżim mocno trzyma ster władzy. Kim Dzong Un podjął działania, których celem jest rewitalizacja i stabilizacja systemu politycznego w kraju.
Sytuacja gospodarcza się poprawiła. Mimo międzynarodowych sankcji Phenian zacieśnił więzy handlowe nie tylko z Chinami, ale także z państwami Azji Południowej i Południowo-Wschodniej, Afryki, a nawet Europy. W 2011 r. Korea Północna zanotowała nadwyżkę na rachunku bieżącym. Co nie oznacza, że życie w tym kraju jest usłane różami. Poprawa dotyczyła w dużej mierze stolicy, prowincja wciąż pogrążona jest w stagnacji. Na wsi okresowo brakuje żywności. Korea Północna nie wytrzymuje porównania z krajami rozwiniętymi, takimi jak Korea Południowa, ale z rozwijającymi się państwami Azji, Afryki czy Ameryki Łacińskiej – z pewnością tak.
Mit 3
Odcięci od świata
USA nie mają rozległych kontaktów z Phenianem, co nie znaczy, że jest to prawdą w odniesieniu do innych krajów. Niewiele się o tym mówi, ale Korea Północna wysyła co roku w świat setki studentów. Tysiące Koreańczyków z Północy pracuje w Chinach i Mongolii, gdzie wytwarzają produkty popularnych brytyjskich marek, w Kuwejcie są widoczni w branży budowlanej, a w Rosji wycinają tajgę. Pewna północnokoreańska firma kończy właśnie budowę muzeum w pobliżu słynnej świątyni Angkor w Kambodży, gdzie będzie można podziwiać komputerowe symulacje zabytkowych budowli.
Zresztą sama Korea Północna stała się obiektem zainteresowania przedsiębiorców z całego świata. Powstają tu nawet aplikacje i oprogramowanie na iPhone'y, a zaawansowane technologicznie północnokoreańskie studia animacji współpracowały ponoć przy produkcji „Króla Lwa”. Niemieckiej grupie Kempinski powierzono prowadzenie największego hotelu w Phenianie, który otworzy swoje podwoje tej wiosny. Zamożni mieszkańcy stolicy mogą też delektować się wyśmienitą kawą po wiedeńsku w stosownie nazwanym lokalu Viennese Coffee Restaurant.
Mit 4
Nie dotrzymują umów
Bliższe prawdzie stwierdzenie brzmiałoby: raz dotrzymują, a innym razem nie. Pierwsze amerykańsko-północnokoreańskie porozumienie dotyczące programu nuklearnego Phenianu obowiązywało przez osiem lat, do 2002 r., zanim zostało zerwane, po części z winy Phenianu, który próbował je na różne sposoby obchodzić. Gdyby go jednak nie było, północnokoreański reżim mógłby w tym czasie wyprodukować około 100 bomb jądrowych. Inny układ, wynegocjowany w 2005 r. przez Chiny i wzywający Phenian do wyrzeczenia się broni jądrowej, upadł, gdyż administracja George’a W. Busha nałożyła nowe sankcje ekonomiczne na Koreę Północną, zanim jeszcze na dokumencie wysechł atrament. Amerykańsko-koreańskie moratorium na próby z rakietami dalekiego zasięgu z 2012 r. także się załamało, gdy Phenian stwierdził, że nie powinno ono obejmować prób wyniesienia na orbitę satelitów.
Mit 5
Klucz jest w Pekinie
Pogląd, że utrzymujący bliskie stosunki z sąsiadem Pekin może przywołać Phenian do porządku, ma się nijak do rzeczywistości. Są pewne granice chińskich wpływów. Fakt, że Pekin potrafi wywierać presję na swego sojusznika, nie znaczy jeszcze, że może kierować jego poczynaniami z tylnego siedzenia. Wieki wzajemnej wrogości i kilkadziesiąt lat spędzonych w cieniu komunistycznego sąsiada nauczyły Koreańczyków, jak manipulować Chinami.
Pekinowi mogą się nie podobać decyzje Phenianu, ale też nie rzuci go na pożarcie wilkom z Seulu i Waszyngtonu, bo spokój na granicach jest dla rozwoju chińskiej gospodarki najważniejszy. A poza tym, czemu Chiny miałyby ułatwić zadanie Ameryce? Nawet jeśli oba mocarstwa wolałyby, żeby Korea Północna nie dysponowała nuklearnym arsenałem, to z punktu widzenia Pekinu Biały Dom ignoruje chińskie interesy, destabilizując sytuację na Półwyspie Koreańskim. Przypomina to dialog głuchych. Waszyngton naciska na Pekin, by ten ukarał Phenian za złe zachowanie, podczas gdy Chiny wzywają Amerykę do rozpoczęcia poważnych negocjacji z Koreą Północną.