Artykuły

Macho na miękko

Czego oni nie mówią

Numer 18/ 2013
Mężczyźni raczej nie rozmawiają między sobą o swoich intymnych kłopotach tak jak kobiety. Mężczyźni raczej nie rozmawiają między sobą o swoich intymnych kłopotach tak jak kobiety. Corbis
15 lat temu pojawiła sie Viagra. Co ta pigułka uczyniła z mężczyzn?
Abraham Morgentaler, amerykański urolog, jeden z czołowych światowych autorytetów w dziedzinie seksualnego i reprodukcyjnego zdrowia mężczyzny.Archiwum prywatne Abraham Morgentaler, amerykański urolog, jeden z czołowych światowych autorytetów w dziedzinie seksualnego i reprodukcyjnego zdrowia mężczyzny.

W czasach studenckich badał pan wpływ testosteronu na mózgi jaszczurek. Niektórzy twierdzą, że stąd już tylko krok do życia seksualnego mężczyzn.
Abraham Morgentaler: Kobiety od dawna żartują, że mózg mężczyzny przypomina mózg jaszczurki. Instynkt seksualny tkwi w głębokiej części naszego mózgu, nazywanej gadzią, jednak seksualność człowieka nie opiera się wyłącznie na pierwotnych instynktach i biologii, ale również na myśli i kulturze.

W latach 70. XX w. kobiety miały do dyspozycji podręczniki seksu, takie jak „Our Bodies, Ourselves” (Nasze ciała, nasze życie). A mężczyźni? „Playboya” i „Penthouse”?
Raczej nie rozmawiają między sobą o swoich intymnych kłopotach tak jak kobiety, które w tych sprawach nawzajem się wspierają. Dziś wydaje się, że wszyscy wiedzą o seksie wszystko, bo zalewa nas zewsząd. Aż trudno uwierzyć, jak niewiele wciąż wiemy o wpływie, jaki seksualność wywiera na wzajemne postrzeganie się mężczyzn i na ich relacje z innymi.

Badania nad seksem prowadzone przez Mastersa i Johnson w latach 60. i 70. ubiegłego wieku narobiły bałaganu w głowach całego pokolenia mężczyzn. Dlaczego?
Piękno prac Mastersa i Johnson (autorów pierwszych klinicznych badań dotyczących ludzkiej seksualności – przyp. FORUM) polega na wprowadzeniu tematu seksualności do głównego nurtu życia publicznego. W tym jednak, z czego są najbardziej znani, popełnili straszny błąd. Badali mężczyzn dotkniętych impotencją (obecnie używamy określenia „zaburzenia erekcji”). Doszli do wniosku, że w zdecydowanej większości ich przyczyna tkwi w głowie. Wierzyli w to nie tylko moi koledzy po fachu, ale też sami pacjenci uważali, że ich przypadłość można niemal utożsamiać z uwiądem męskiej siły woli. Opowiadali mi, że do ich kłopotów mogły się przyczynić relacje z matką, gdy mieli cztery lata. Albo to, że w dzieciństwie sikali w łóżko. W końcu lat 80. dowiedzieliśmy się, że większość zaburzeń erekcji ma jednak przyczyny fizjologiczne.

Najczęściej chodzi o niewielkie zmiany w naczyniach krwionośnych. Albo płynie w nich za mało krwi, albo – co zdarza się częściej – za dużo krwi przedwcześnie z prącia odpływa. Teraz widzimy, że często może mieć to podłoże hormonalne – zbyt niski poziom testosteronu. Zaburzeniami erekcji bardziej są zagrożeni cukrzycy, osoby z wysokim ciśnieniem, nadmiernym stężeniem lipidów, cholesterolu lub cierpiący na choroby serca.

Tytuł książki „Why Men Fake It: The Totally Unexpected Truth About Men and Sex” (Dlaczego mężczyźni „to” udają: całkiem nieoczekiwana prawda o mężczyznach i seksie) podsunął panu przypadek pacjenta, którego nazywa pan Davidem – nie będąc w stanie osiągnąć orgazmu ze swą partnerką, zaczął go symulować.
Gdy zjawił się w moim gabinecie po raz pierwszy, nie sądziłem, że to w ogóle możliwe. Nigdy wcześniej nie słyszałem o takim przypadku. Jeszcze bardziej zaintrygowało mnie, dlaczego tak robił. Ogólnie biorąc, mężczyźni niesłusznie cieszą się złą opinią. Utarło się bowiem przekonanie, że zwłaszcza w sprawach seksu są samolubni, bezmyślni, nieczuli i zainteresowani tylko i wyłącznie samozaspokojeniem. Historia Davida i wielu innych mężczyzn, o których wspominam w książce, unaoczniła jednak, że jednym z głównych bodźców naszego działania jest dostarczanie kobiecie przyjemności seksualnej. Bardziej niż o własne zadowolenie mężczyźni zabiegają o to, by zaprezentować się partnerce jako dobrzy kochankowie.

David wyczuwał, że jego partnerka ma kiepskie zdanie o samej sobie jako o kobiecie, która nie potrafi doprowadzić mężczyzny do orgazmu. Dlatego zaczął udawać, aby poprawić jej samopoczucie. Uważam, że to było bardzo szlachetne z jego strony. Większość ludzi rozśmieszyłby pogląd, że mężczyźni bywają szlachetni w sferze seksu, ale ja nie mam co do tego wątpliwości. W zaciszu gabinetu lekarskiego okazuje się, że bardzo troszczą się o dobro swej partnerki i zależy im przede wszystkim na tym, by zaspokoić ją seksualnie.

Pana zdaniem takie leki jak viagra czy cialis pozwoliły bliżej poznać męską psychikę. W jaki sposób?
Viagra pojawiła się w 1998 r. Przedtem stosowano różne metody leczenia zaburzeń erekcji, ale nie było niczego tak prostego jak pigułka. Stosowaliśmy zastrzyki, wszczepianie implantów, ale nie było to tematem publicznych dyskusji. Zaburzenia wzwodu zbywano wstydliwym milczeniem. Nie tylko uważano je za coś niemęskiego, ale towarzyszyło im często przekonanie, że z mężczyzną niemogącym uprawiać seksu musi być coś nie tak. Nie tylko pod względem biologicznym, ale również jeśli chodzi o poczucie jego męskości.

Wraz z pojawieniem się viagry wszystko się zmieniło, czy to dzięki mistrzowskiej kampanii reklamowej, czy też dzięki temu, że nasza kultura już do tego leku dojrzała. Pojawiły się dowcipy o viagrze. Niektórzy rozmawiali o niej otwarcie, przemilczając fakt, że sami cierpią na zaburzenia potencji. Opowiadali, jak ten lek zdobyli i jak na nich zadziałał. Co jednak zyskiwał mężczyzna niemający żadnych dolegliwości, który brał niebieską pigułkę tylko po to, by jego penis był nieco twardszy? Jedyna możliwa odpowiedź jest taka, że chciał jeszcze bardziej przypodobać się kobiecie.

Pana książka zawiera wiele takich przykładów.
Piszę w niej o pewnym niepełnosprawnym 27-latku, który zgłosił się do mnie z zaburzeniami erekcji. Jest sparaliżowany i niczego nie czuje poniżej pasa. Jest żonaty. Za pomocą środków medycznych pomogłem mu uprawiać seks. Wrócił do mnie w świetnym nastroju. Powiedział: Znów czuję się mężczyzną. Sęk w tym, że on niczego nie czuje, nie ma orgazmu, ale zmienił się nie do poznania. Wszystko to dlatego, że w dużej mierze mężczyzn utwierdza w poczuciu ich męskości zdolność seksualnego oddania się partnerce. Mężczyzna uważa seks za wspaniały wtedy, gdy kobieta mówi: Było wspaniale.

Przekonał się pan o wysokiej skuteczności terapii testosteronowej oraz że przesadzone były obawy, jakoby wywoływała raka prostaty.
W ciągu ostatnich 15–20 lat terapia testosteronowa była w życiu mężczyzn jedną z wielkich rewolucji. O wiele za mało mężczyzn z niskim poziomem testosteronu diagnozuje się i leczy. Nasze poglądy na temat tego hormonu uległy zmianie. Zaniepokojenie tym, że podawanie testosteronu sprzyja rakowi prostaty, znacznie osłabło. Po raz pierwszy ludzie mogą bez klapek na oczach i bez lęku przekonać się, że testosteron miewa dla zdrowia mężczyzn dobroczynne działanie i korzystnie wpływa na ich seksualność.

Pisze pan, że wielu mężczyzn przyjmujących testosteron jest pobudzonych, nie tylko seksualnie. Jeden z pana pacjentów przechwalał się, że ma dość energii, by wyczyścić swój garaż.
Każdy z nas jest inny. Terapia nie działa na wszystkich. Niektórzy muszą być na nią oporni, żeby uwidocznić jej korzyści, ale zjawisko niedoboru testosteronu występuje bardzo często.

Udawanie orgazmu przypisywano wyłącznie kobietom. Mężczyznom też nie jest obce.

W kółko mówi się o ciele kobiecym, tymczasem, jak pisze pan w książce, mężczyźni również przywiązują wielką wagę do, jak pan to określa, swojego „ruchomego majątku”, liczącego średnio 13 cm długości. Czy to jest zdrowe?
Nie sądzę, żeby tak wielkie skupianie się na swoim „sprzęcie” było dobre. Ale jest faktem. Część panów czyni tak z pobudek biologicznych, inni – z kulturowych. Bardzo niepokoją mnie dziś młodzi mężczyźni, którzy mają naprawdę szalone metody oceniania swej męskości. Dzieje się tak poniekąd, jak sądzę, za sprawą łatwo dostępnych filmów pornograficznych, do których wybiera się aktorów będących często, że tak powiem, wybrykami natury. Jedno z głównych pytań, jakie zadaje sobie młody człowiek, brzmi: Czy jestem prawdziwym mężczyzną? Problem ten zbyt często sprowadza się do innego pytania: Czy z moim penisem wszystko w porządku?

Cytuje pan badania, z których wynika, że 75 proc. mężczyzn uważa swój penis za mniejszy od przeciętnej, co statystycznie jest przecież niemożliwe.
Mężczyźni są skłonni sądzić, że są gorsi od faceta obok. Myślę, że nasze poglądy na temat męskości podlegają ciągłym zmianom, zwłaszcza w kontekście ewoluujących równocześnie ról przypisywanych poszczególnym płciom. Mężczyznom bardzo dobrze robi upewnienie się, że – ogólnie rzecz biorąc – są w porządku.

Tak więc mężczyzna może definiować się za pomocą swego penisa, a mimo to nie być skończonym fiutem?
Znakomicie! To świetne podsumowanie.

rozm. Ken Macqueen © MacLean’s

Abraham Morgentaler, amerykański urolog, jeden z czołowych światowych autorytetów w dziedzinie seksualnego i reprodukcyjnego zdrowia mężczyzny. Wykładowca Harvard Medical School, dyrektor i założyciel ośrodka Men’s Health Boston.

24.05.2013 Numer 18/ 2013
Reklama