Arnold J. Jacobs, dziennikarz amerykański, jest królikiem doświadczalnym. Sprawdza na sobie różne teorie idealnego życia, wypełniając co do joty wszelkie nakazy, czy to religijne, czy zdrowotne. Efekt? Szarańcza na obiad i godziny na bieżni.
Dowiedziawszy się, że dobrze prosperujące firmy zlecają najgorszą robotę podwykonawcom, A.J. Jacobs także postawił na outsourcing. Dwóm sekretarkom mieszkającym w Indiach powierzył zarządzanie swoim codziennym życiem. W zastępstwie Jacobsa miały odbywać rozmowy z jego żoną, odpowiadać na e-maile, umawiać go na wizyty lekarskie, zamawiać sushi albo dostawę kwiatów, świętować urodziny jego trzech synów. Rychło przekonał się na własnej skórze, że takie rozwiązanie może prowadzić do wielu komplikacji i kłopotliwych nieporozumień…
Z outsourcingu zrezygnował.
07.06.2013
Numer 19/ 2013