Miguel Ángel Trevińo Morales, przywódca Los Zetas, handlarzy narkotyków w Meksyku, miał swoją specjalność firmową: pakował ofiary do wielkich beczek, polewał je benzyną i palił żywcem lub rozpuszczał w kwasie.
Niebo nad pustynią w północnym Meksyku różowiało, wstawał świt. Pikap marki Ford, wart grubo ponad 50 tys. dolarów, sunął polną drogą ponad 20 km na zachód od Nuevo Laredo, miasta na granicy ze Stanami Zjednoczonymi. Nad nim, niczym wielki nietoperz, unosił się śmigłowiec meksykańskiej marynarki wojennej. Gdy pilot zniżył lot i zaczął „przyduszać” do ziemi pędzący samochód, kierowca długo nie dawał za wygraną, ale w końcu musiał się zatrzymać, gdy helikopter zawisł mu przed maską i skierował na auto lufy karabinów maszynowych.
01.08.2013
Numer 23/ 2013