Gdy w Niemczech wprowadzono przepisy oficjalnie legalizujące najstarszy zawód świata, politycy zachłystywali się swoim liberalizmem. Okazało się jednak, że na nowym prawie najbardziej skorzystali sutenerzy i handlarze żywym towarem.
Volkmar Schulz/Keystone
Policja może tylko biernie przyglądać się, jak pod jej kamerami kwitnie przestępczy proceder. Podobno niektórzy funkcjonariusze sami są klientami.
W 2001 r. niemiecki Bundestag głosami czerwono-zielonej koalicji uchwalił ustawę, która miała polepszyć warunki pracy prostytutek. Dzięki niej zyskały prawo sądowego dochodzenia wypłaty swoich pensji, opłacania składek zdrowotnych i emerytalnych. Dziwka podobnie jak urzędniczka czy asystentka stomatologiczna miała spotykać się z akceptacją społeczną, a nie z pogardą. Ot, zawód jak każdy inny.
Tymczasem znający te problemy z bliska policjanci, organizacje kobiece i politycy są przekonani, że wbrew intencjom autorów ustawa wspiera głównie sutenerów.
01.08.2013
Numer 23/ 2013