Mike Tyson większość walk wygrywał, zanim jeszcze wyszedł na ring. Budził paniczny strach, może dlatego, że sam nie bał się nikogo i niczego.
Rywale bali się go jak ognia, czarna legenda zabijaki z Brooklynu siała w ich głowach spustoszenie. Szybkie lądowanie na deskach po piorunującym ciosie Bestii (jeden z przydomków Mike’a Tysona) wydawało się najłagodniejszym wymiarem kary. Przekonał się o tym Evander Holyfield, któremu Tyson odgryzł kawałek ucha podczas walki w 1997 r.
W autobiografii „Undisputed Truth” Tyson tłumaczy, że przeciwnik celowo uderzał go głową, a sędzia nie reagował.
08.11.2013
Numer 30/ 2013