Pół wieku po zabójstwie J.F. Kennedy’ego nadal nie ma jasności, kim naprawdę był zamachowiec. Paul Gregory, wówczas student z sąsiedztwa, miał okazję poznać go osobiście.
Była siódma rano w niedzielę 24 listopada 1963 r. W naszym domu w Forth Worth niedaleko Dallas natarczywie dzwonił telefon. Odebrał go mój zaspany ojciec. – Pan Gregory? Potrzebuję pana pomocy – powiedziała kobieta na drugim końcu linii. – Kim pani jest? – spytał ojciec. Po chwili się zorientował, że to Marguerite Oswald, pielęgniarka, która uczęszczała na prowadzony przez mojego ojca, Pete’a Gregory’ego, kurs języka rosyjskiego.
22.11.2013
Numer 31/ 2013