Kiedy Leopoldo López oddał się kilka dni temu w ręce wenezuelskich władz, zrobił to wedle starannie wyreżyserowanego planu. Stanął na pomniku José Marti, narodowego bohatera Kuby, znajdującym się we wschodniej części Caracas, i wygłosił płomiennie przemówienie do tłumu zwolenników, w którym stwierdził, że jest ścigany za „marzenia o lepszej Wenezueli”. Następnie oddał się w ręce policji, został wepchnięty do opancerzonego samochodu i odwieziony do aresztu.
28.02.2014
Numer 05/ 2014