W dawnych czasach rosyjskie kobiety nie bały się zatrzymać pędzącego konia. Dziś w czukockiej tundrze są takie, które pogonią głodnego arktycznego drapieżnika.
Pierwsze spotkanie Tatiany Minienko z białym niedźwiedziem zdarzyło się dwadzieścia lat temu w jej rodzinnej wiosce Ryrkajpij. – Wyszłam z dzieckiem z przychodni i nagle patrzę: biegnie coś białego i ogromnego. Nogi zrobiły mi się jak z waty. Rozległy się strzały – to milicjanci strzelali w powietrze, żeby odpędzić zwierza. Niedźwiedź się przestraszył i przystanął. W tym momencie wyskoczył na ulicę jakiś mężczyzna i wciągnął mnie do domu.
12.09.2014
Numer 19/ 2014