Po tym jak pochował swoją pierwszą ofiarę eboli, Alfred Jusson miał w nocy koszmary. Śniło się mu, że na jego łóżku przysiadła martwa dziewczyna, a z nosa kapała jej krew. Jeszcze trzy miesiące temu nie wiedział, czym jest ebola, jeden z najbardziej zabójczych wirusów, jakie zna świat.
Jusson zajmuje się grzebaniem ofiar wirusa. Jest zatem na pierwszej linii frontu walki z chorobą, przenoszoną przez kontakt z płynami ustrojowymi osób zarażonych wirusem. – Czasami, kiedy jestem sam w domu, boję się. Radzenie sobie z trupami łatwe nie jest – mówi 22-latek z Kailahun, porośniętego lasem okręgu Sierra Leone, który znalazł się w samym centrum epidemii eboli. Do niedawna Jusson miał do czynienia tylko z malarią, cholerą i gruźlicą – endemicznymi chorobami, które każdego roku zabijają w Sierra Leone dziesiątki tysięcy ludzi – bo rodzice prowadzą małą aptekę.
26.09.2014
Numer 20/ 2014