Rubina miała zaledwie 12 lat, kiedy umarła. Nieletnia mężatka zdecydowała się na samobójstwo, aby uciec od małżeństwa z bogatym oblubieńcem. Powiesiła się w łazience na jedwabnym szaliku w domu swoich rodziców, którzy wbrew jej woli wydali ją za tego mężczyznę półtora miesiąca wcześniej. Ludzie mówią, że dziewczynka nie była zbyt ładna, ale wyglądała poważnie jak na swój wiek i dlatego była „gotowa do zamążpójścia”. Ale jak 12-letnie dziecko może być gotowe?
Kiedy Rubina zaczęła dojrzewać, mężczyźni i chłopcy z jej miasteczka zaczęli ją molestować seksualnie. Dlatego rodzicom wydawało się, że małżeństwo będzie dla niej schronieniem. Gdyby doszło do gwałtu, życie Rubiny i całej jej rodziny mogło zostać na zawsze zrujnowane. Hańby gwałtu nie zmywa bowiem nic… Rodzice postanowili więc wydać dziewczynkę za mężczyznę bardziej zamożnego niż oni, co nie znaczy, że nie musieli zapłacić posagu. Wręcz przeciwnie: wyniósł on równowartość około 500 dolarów – plus rower. Tylko tyle, bo panna młoda była taka młodziutka... Zazwyczaj w tym regionie, gdzie nieszczęściem jest urodzić się kobietą, posag bywa dwa razy wyższy.
Bóg z gliny
Nauczyciele ze szkoły, do której chodziła Rubina, zostali poinformowani o planowanym ślubie. Taki zwyczaj panuje w Bangladeszu, zwłaszcza w regionach wiejskich. Dziewczynka, która ma wyjść za mąż, przerywa naukę. To dlatego stowarzyszenie Terre des Hommes zorganizowało wsparcie dla setek uczennic, żeby zatrzymać je w szkołach jak najdłużej. Jeden z nauczycieli Rubiny do końca walczył o jej powrót. Wiele razy spotkał się z jej rodzicami i wydawało się, że przekonał ich o konieczności przełożenia ślubu. Jednak dziewczynka coraz rzadziej pojawiała się w szkole. Rodzina tłumaczyła te nieobecności chorobami i wizytami u rodziny. Pewnego dnia, gdy pedagog po raz kolejny zapukał do drzwi domu Rubiny, usłyszał, że pojechała do dziadków świętować zakończenie ramadanu. Ale jej koledzy powiedzieli, że wyszła za mąż i mieszka z małżonkiem. Nauczycielowi udało się wreszcie nakłonić matkę dziewczynki do wyznania prawdy: tak, córka wzięła ślub. Miesiąc później Rubina odebrała sobie życie.
Tragedia ta zapewne nie była zrozumiała dla romskiego plemienia Rabari, mieszkającego w indyjskim stanie Gudźarat. Przy granicy z Pakistanem istnieje wiele małych osad, ale większa część Rabariów nadal prowadzi koczowniczy tryb życia. Tylko raz w roku zbierają się w wioskach, by wziąć udział w jednym z najdonioślejszych obrzędów – w zaślubinach. Ceremonie odbywają się w dniu urodzin Kryszny. Przez kilka dni razem z moim indyjskim przewodnikiem Umiszem Dźadiją wędrowałem od jednego rodu Rabari do drugiego, próbując otrzymać zgodę na sfotografowanie uroczystości ślubnych. Zabiegi okazały się bezowocne – nawet ci, którzy początkowo wyrazili zgodę, później odmawiali. W końcu jednak dopisało nam szczęście.
Postawiłem namiot na obrzeżach wioski pod miastem Bhudź. Rankiem zacząłem pakować rzeczy, szykując się do dalszej drogi. Wtedy zauważyłem, że miejscowe kobiety są odświętnie wystrojone i idą w kierunku jeziora znajdującego się kilka kilometrów od osady. Postanowiliśmy zaryzykować i wybraliśmy się w ślad za nimi. Kobiety przykucnęły nad brzegiem jeziora, zaczęły dobywać z dna glinę i wrzucać z powrotem do wody. Przesuwały się wzdłuż brzegu, aż znalazły miejsce, z którego wyciągnęły białą glinkę. Zebrały ją na coś w rodzaju tacy. Następnie przystąpiły do lepienia. Po półgodzinie na tacy stał półmetrowy posążek Kryszny. Jego twarz przypominała posągi z Wyspy Wielkanocnej. Gdy glina obeschła na słońcu, lalkę ubrano w wytworny strój i udekorowano wstążkami. Najmłodsza, smagła dziewczyna postawiła sobie tacę ze statuetką na głowie i ruszyła w stronę wioski.
Glinianego bożka ustawiono w środku wielkiego namiotu na skraju osady. Jak wyjaśnił mi Umisz, w takich namiotach Rabariowie urządzają zaślubiny. Weszliśmy do środka i usiedliśmy z tyłu, by nie zwracać na siebie uwagi. Przez pół godziny schodzili się ludzie. Przed posążkiem Kryszny ustawiono dwa krzesła, kilka starych kobiet ustroiło ołtarzyk kwiatami. W pewnej chwili podszedł do nas niewysoki mężczyzna w białym stroju i jaskrawym turbanie. To Vanka Rabari, głowa cygańskiego rodu. Właśnie miał się odbyć ślub jego nastoletniego syna.
Portret narzeczonej
Vanka zaprowadził mnie do najobficiej przybranego domostwa. Parterowa gliniana chałupa była obwieszona ozdobami z wstążek i kwiatów. W izbie siedział młodzieniec ubrany w strój w krzykliwych kolorach, na głowie miał równie jaskrawy turban, na którym zawieszono girlandy świecących lampek choinkowych. To Khan, syn Vanki. Rabariowie wierzą, że im jaskrawiej jest ubrany pan młody, tym szczęśliwszy będzie w małżeństwie. Czerwone szaty, w które przybiera się posążek Kryszny, też mają symboliczne znaczenie: oznaczają, że bóstwo błogosławi związek i będzie sprzyjać nowożeńcom. W ciągu godziny do pana młodego przychodzili mężczyźni z życzeniami i podarunkami: przynosili koperty z pieniędzmi i worki z odzieżą. Spytałem, kiedy zobaczymy pannę młodą. – Sam jej jeszcze nie widziałem – roześmiał się Vanka.
Z sąsiedniego pokoju przyniósł naszkicowany ołówkiem portrecik dziewczyny. Trudno się było zorientować, czy jest ładna. – O ślubie dzieci decydują rodzice. Do nich należy znalezienie odpowiedniego kandydata i zaaranżowanie małżeństwa. Ta tradycja jest przekazywana z pokolenia na pokolenie. Nasze plemię przejęło ją od hindusów. Narzeczona Khana pochodzi z równie znamienitego rodu co nasz, to będzie dobre małżeństwo – wyjaśniał Vanka.
Zgodnie z tradycją przyszły teść odwiedza rodziców kandydatki na żonę. Może wówczas zobaczyć narzeczoną, ale tylko w gęstym welonie dokładnie zakrywającym twarz. Dużo ważniejsza jest rozmowa głów rodzin: opowiada się o przyszłych małżonkach oraz ustala wiele istotnych szczegółów dotyczących ich wspólnego życia. Gdy obie strony są zadowolone, transakcja może dojść do skutku. Na znak zgody teściowie podają sobie ręce, ustalają termin. Rodzina panny młodej organizuje wesele, a rodzice pana młodego zapewniają przyszłemu stadłu posag.
Tymczasem dom napełnił się krewniakami Khana. Wszyscy czekali na początek ceremonii. W drzwiach pojawiła się starsza kobieta, która powiadomiła zebranych, że wszystko gotowe. Według tradycji niewiasta z rodu narzeczonej musi zaprosić narzeczonego na ślub. Mężczyźni utworzyli orszak, na którego czele kroczył Vanka. Z innych domów też wychodziły ślubne orszaki. Gdy podchodziliśmy do namiotu, zauważyłem dziewięcioletniego chłopca ubranego tak samo jak Khan. Czy ten malec też jest panem młodym? Wyciągnąłem aparat i pstryknąłem kilka zdjęć. Vanka chwycił mnie za rękę. – Nie wolno fotografować. To zabronione, będziesz miał problemy.
Śluby dzieci to stara tradycja Rabariów. W 1955 r. w Indiach zakazano małżeństw osób niepełnoletnich. Jednak Rabariowie nadal postępują zgodnie ze swoimi odwiecznymi zwyczajami. Aby uniknąć problemów, ceremonie odbywają się potajemnie. To dlatego nie wpuszczano mnie na uroczystości w innych wioskach.
Co mi tam zdrada
Podeszła do nas grupka kobiet, wśród nich była narzeczona Khana. Jej twarz skrywał welon. Ślub ten miał się odbyć jako pierwszy. Pozostałe pary rozsiadły się wokół namiotu. Narzeczeni zostali posadzeni na krzesłach przed posążkiem Kryszny. Goście otoczyli ich ze wszystkich stron. Pojawił się hinduistyczny kapłan. Wziął w ręce figurkę bóstwa i długo mówił o doniosłości małżeństwa. Potem głos zabierali członkowie rodziny. Ceremonia trwała półtorej godziny, państwo młodzi nieruchomo siedzieli bez słowa. Po każdym wystąpieniu pan młody dziękował mówcy pocałunkiem, a panna młoda kiwała głową, nadal okrytą welonem. Do młodych podszedł Vanka z długim łańcuchem w ręku, ozdobionym girlandą z różnokolorowych lampeczek. Ucałował syna i jego narzeczoną, okręcił ich łańcuchem i oznajmił: Od tej pory jesteście połączeni na wieki, musicie sobie we wszystkim pomagać.
Ceremonia dobiegła końca. Młodzi udali się do domu Vanki. Wyszliśmy z namiotu. Następny w kolejce był dziewięcioletni kandydat na męża. – Po zaślubinach dzieci wracają do swoich rodzin i tam mieszkają do osiągnięcia pełnoletniości. Potem zaczynają wspólne życie. Ale powtórnego ślubu i wesela nikt już nie urządza – tłumaczył mi przejęty Vanka. Widać było, że sam nie do końca wierzy w swoją wersję wydarzeń… Ceremonie w namiocie trwały do późnego wieczora. Gdy wyszła ostatnia para, kilkoro gości wzięło figurkę bóstwa i odniosło ją do jeziora. – Kryszna przyszedł do nas tylko na jeden dzień, teraz musi od nas odejść – z tymi słowy statuetkę wrzucono do wody.
Następnego dnia wyjeżdżaliśmy. Vanka odprowadził nas do drogi, gdzie zobaczyłem grupę podekscytowanych mężczyzn. W środku zgromadzenia stał trzydziestolatek i głośno perorował, wymachując rękami. Starsi mężczyźni spierali się z nim. Okazało się, że mężczyzna domaga się rozwodu, oskarżając połowicę o zdradę. – Będą tu tak stać nawet cały dzień i kłócić się bez końca. Ale o żadnym rozwodzie nie może być mowy. Rabariowie się nie rozwodzą. A jeśli już, to bardzo rzadko – wyjaśnił mi Umisz.
Wyraziłem solidarność z oszukanym mężem. – Ależ to głupiec! – wykrzyknął mój przewodnik. – Moi rodzice zaaranżowali moje małżeństwo, gdy miałem pięć lat. Teraz mam 38 i do tej pory mieszkam z żoną. Gdyby nie ślub, nie bylibyśmy już razem. Z głupoty byśmy się rozeszli. Ale nasze więzy trzymają nas i czynią szczęśliwymi ludźmi. A zdrady małżeńskie… Hm, wszystkim się mogą przytrafić…
© Wokrug Swieta
***
Plemię Rabari
Koczowniczy lud zamieszkujący terytoria przy granicy Indii i Pakistanu. Zajmuje się głównie pasterstwem, hodowlą kóz, owiec, bawołów. Wyznaje religię złożoną z tradycyjnych wierzeń plemiennych oraz z elementów hinduizmu (ubóstwienie Kryszny i bogini Mata Devi) i muzułmanów (obchodzenie niektórych świąt islamskich). Rabariowie noszą tkane przez siebie tradycyjne stroje, często w jaskrawych kolorach, bogato zdobione oryginalną biżuterią. Ręce pokrywają tatuażami lub malunkami. Podobnie jak wiele społeczności w Indiach nie odstąpili od starej tradycji zawierania małżeństw przez dzieci. Proceder ten jest nielegalny, ale powszechnie akceptowany. Według UNICEF aż 43 proc. związków małżeńskich w Indiach zaaranżowano w ten sposób.
***
Małe żony, małe matki
Co roku na całym świecie odbywa się 14 mln ślubów dziewczynek mających mniej niż 18 lat. Każdego dnia 20 tys. dziewczynek poniżej 20 roku życia zostaje matkami. Poniżej 15 roku życia ryzyko powikłań ciążowych i okołoporodowych jest pięciokrotnie wyższe niż u kobiet w wieku 20 lat. Wielkie poruszenie wywołał ostatnio w Norwegii zaaranżowany ślub 12-letniej dziewczynki z 37-letnim kawalerem. Thea jeszcze przed ślubem zaczęła prowadzić bloga, który przyciągnął uwagę tysięcy Norwegów i wywołał ogólnokrajową dyskusję. Zaplanowana na połowę października br. kościelna uroczystość została w ostatniej chwili wstrzymana przez obrońców praw dzieci. Wtedy się okazało, że cała ta historia była prowokacją mającą zwrócić uwagę na problem małżeństw dzieci na całym świecie.