Katolik ze słabością do rytu trydenckiego, sympatyczny wesołek po dwóch rozwodach, bożyszcze fanów nieskażone hollywoodzką urodą. Jak on to robi, że te wszystkie jego twarze są prawdziwe?
Idąc do hotelu na spotkanie z Billa Murrayem, kilkakrotnie nastąpiłam mu na nos i przynajmniej raz na ucho. Chodnik zasłany był bowiem fragmentami masek aktora, jakie mieli na sobie uczestnicy festiwalu na cześć ukochanego idola. Jeszcze 48 godzin wcześniej rozciągało się tu morze identycznych twarzy zastygłych w smutnym uśmiechu.
Tuż przed moim przyjazdem obchodzono w Toronto Dzień Billa Murraya. Był 12 godzinny maraton filmowy, konkurs na najlepsze przebranie, a także sesja pytań i odpowiedzi z udziałem gwiazdora, podczas której Murray wziął pewną kobietę za mężczyznę – i nikt się nie obraził.
09.01.2015
Numer 01.2015