Artykuły

Pigułka miłości

Biochemicy ratuja małżeństwa

Numer 03.2015
W ciągu dziesięcioleci zbadano fizjologię miłości do ostatniej kropelki hormonów. W ciągu dziesięcioleci zbadano fizjologię miłości do ostatniej kropelki hormonów. Getty Images
Naukowcy zmierzyli biochemię uczucia do ostatniej kropelki hormonów. Substancje, które decydują o pożądaniu, szczęściu małżeńskim czy kłopotach sercowych, są już doskonale znane. Nadszedł czas na lekarstwo dla zakochanych.
Helen Fisher, antropolożka: „Miłość uzależnia. Objawy odstawienia są tak silne jak u narkomana”.Guido Benschop/Camera Press/Bulls Helen Fisher, antropolożka: „Miłość uzależnia. Objawy odstawienia są tak silne jak u narkomana”.
Larry Young, biochemik: „Miłość to chemikalia. A leki manipulujące naszymi mózgami są już w zasięgu ręki”.Emory University/• Larry Young, biochemik: „Miłość to chemikalia. A leki manipulujące naszymi mózgami są już w zasięgu ręki”.

Gdy miłosny narkotyk wpływa do żył Jeffa, spełniają się jego najgłębsze tęsknoty. Heather, młoda kobieta, którą jeszcze chwilę przedtem uważał za raczej przeciętną, wygląda nagle rewelacyjnie. – Szybko przeszliśmy do rzeczy. – Było mega namiętnie. I wcale nie tak, jakby pieprzyły się jakieś kundle. Namiętnie, owszem, ale też dokładnie tak, jak trzeba. Jakbyś całe życie marzył o określonej dziewczynie, a ona się nagle pojawiła – opowiada Jeff. To była rozkosz. A potem przyjemne przytulanie. – Przewalaliśmy się po łóżku jak rozbawione szczenięta – wspomina. W tym momencie ingeruje eksperymentator. Badacz zdalnie zmniejsza dopływ leku oznaczonego skrótem ED289/290. – Od razu się coś zmieniło. To znaczy, ona była w porządku. Ładna, blada dziewczyna. Ale nic szczególnego. Czy ją kochałem? Czy ona mnie kochała? Cóż. Nie – zauważa Jeff. Na pożegnanie oboje testowanych podało sobie ręce.

Tak się rozstają Jeff i Heather, dopiero co rażeni miłością jak piorunem i równie błyskawicznie od niej uwolnieni. – Ale czad! Rozwikłaliśmy wieczną tajemnicę. Załóżmy, że ktoś nie potrafi kochać. Teraz już potrafi. Zawsze powtarzają „All you need is love”? No to patrzcie, nadchodzi ED289/290 – cieszy się eksperymentator. Ten scenariusz pochodzi z opowiadania George’a Saundersa „Ucieczka z głowy pająka”. Bohaterami są więźniowie wykorzystywani do testowania leków.

A może naprawdę miłość można włączać jak światło? Na przykład wtedy, kiedy po wielu latach małżeństwa pojawia się niebezpieczeństwo, że miłość ustąpi miejsca roztargnionej sympatii? Albo gdy nie chcemy narażać dzieci na traumę rozstania? I odwrotnie – z pewnością nader mile widziane byłoby lekarstwo na ból rozstania, odczuwany przez wielu cierpiących: proszek, który szybko usunie problem złamanego serca – jak aspiryna ból głowy. To wszystko – jak prorokują naukowcy – może niebawem stać się rzeczywistością dzięki pigułce miłości.

Chemia między nami

W ciągu dziesięcioleci zbadano fizjologię miłości do ostatniej kropelki hormonów. Substancje, które decydują o pożądaniu, zakochaniu, uszczęśliwieniu czy kłopotach sercowych, są już doskonale znane. Cóż prostszego niż zaingerować w biochemię uczuć? Filozofowie i antropolodzy łamią sobie głowy. Czy lekarze z pomocą nauki powinni manipulować miłością?

– Miłość to chemikalia stymulujące mózg – mówi Larry Young z Uniwersytetu Emory’ego w Atlancie. Leki manipulujące naszymi mózgami są – jego zdaniem – już w zasięgu ręki. – W przyszłości możliwa będzie taka stymulacja neuronów, by ktoś się we mnie zakochał lub żebym ja się czuł jak świeżo zakochany. Miłość nie jest tak romantyczna, jak byśmy chcieli, ale to się da naprawić, a wtedy dostaniemy taką miłość, jaką tylko możemy sobie wyobrazić – dodaje Julian Savulescu, etyk z Oksfordu.

Czy lekarze i naukowcy powinni sterować naszymi uczuciami? Cóż, skoro miłość nie jest tak romantyczna, jak byśmy chcieli, mogliby to i owo poprawić...

Na niewielką skalę wypróbowuje się już pierwsze środki. W Izraelu ultraortodoksyjni rabini zalecają psychofarmaceutyki swoim adeptom, żeby ci radzili sobie z surowymi regułami zakazującymi seksu. W niektórych stanach USA dozwolona jest pod pewnymi warunkami chemiczna kastracja przestępców seksualnych. Na całym świecie psycholodzy testują klinicznie aerozole z hormonami, żeby zobaczyć, jak wpływają na stosunki międzyludzkie. Na masowy rynek wchodzą pierwsze aerozole miłości.

– Nie ufam obietnicom poprawiaczy ludzkiej rasy – mówi Michael Hauskeller, niemiecki filozof z brytyjskiego Uniwersytetu Exeter. Ostrzega, że kiedyś „poprawianie” miłości może stać się oczywistością. I co wtedy? – Czy miłość dawałyby jeszcze szczęście, gdyby była oczywista? – pyta Hauskeller. Jego zdaniem raczej nie, bo czemuś, czego nie można komuś odebrać, przypisujemy mniejszą wartość.

Romantyzm a hormony

Idea miłości jakby nie z tej ziemi jest głęboko zakorzeniona w ludzkiej duszy. Dla znachorów i magików przez długi czas naczelnym obowiązkiem było sztuczne wytwarzanie tego „tęsknego pragnienia”. Aż po wiek XVIII nawet medycy wierzyli w istnienie skutecznych napojów miłosnych. Skutki użycia miłosnego eliksiru, zwanego z grecka „filtrem”, budziły lęk. Uczeni zaliczali do objawów bladość, wychudzenie, zapadnięte oczy bez łez oraz szybsze tętno na widok ukochanej. W mitach i sagach „infiltracja” prawie zawsze prowadziła do zguby.

Na przykład Apollo, trafiony złotą strzałą Erosa, zakochał się na zabój w górskiej nimfie Dafne. Ją jednak Eros ugodził strzałą z ołowianym ostrzem, która uodporniła Dafne na zaloty Apolla – oto krótka instrukcja, jak być nieszczęśliwym. Apollo stał się „stalkerem” Dafne, ta wciąż uciekała; on nie dawał za wygraną, aż wreszcie, wyczerpana i zdesperowana, widziała już tylko jeden sposób, żeby mu się wymknąć: zamieniła się w drzewo laurowe. A potem Tristan i Izolda zeszli się jedynie za sprawą napoju miłosnego. Na koniec serca były złamane, a oboje zakochani padli martwi.

Miłość jednak wcale nie jest aż tak tajemnicza, jak można by przypuszczać na podstawie oper i legend. Neurobiolodzy i badacze hormonów zdążyli już w znacznym stopniu zmierzyć to zjawisko za pomocą rezonansu magnetycznego, elektroencefalografii i analizy krwi. Badania wykazują, że ogień miłości rozpalają i podtrzymują endogenne substancje semiochemiczne. Chwila, w której po człowieku przechodzi wielki, święty dreszcz, jest sterowana przez hormony: testosteron i adrenalinę. Nie trzeba do tego wiele. Jakieś spojrzenie, dotyk – i już się sypią iskry.

Tak było z Christiane Jacobs i Oliverem Müllerem z Nadrenii, którzy poznali się za pośrednictwem giełdy partnerów Parship. Na pierwszą randkę umówili się w marcu 2013 r. w restauracji tuż nad Renem. – Oboje byliśmy bardzo podekscytowani i trudno nam było to ukryć. W pewnej chwili sięgnął ponad stołem po moją dłoń. Był chyba dość pewny, że jej nie cofnę – wspomina jasnowłosa Christiane, dziś 32-letnia. Na parkingu przy restauracji całowali się tak długo, że dwa razy przejechała obok policja, sprawdzając, co się dzieje. Od tamtej pory miłość między strażakiem i ekonomistką rozwinęła się błyskawicznie. Christiane i 34-letni Oliver kupili dom, a w październiku chcą wziąć ślub. – Rano jestem szczęśliwa, budząc się obok Oliego, a wieczorem – zasypiając przy nim. Już nigdy nie chciałabym go zamienić na innego – mówi Christiane.

Czysta obsesja

Mózg steruje uczuciem zakochania równie silnie co ochotą na szybki seks. Odpowiedzialne za to obszary mózgu to m.in. tak zwane pole brzuszne nakrywki oraz jądro ogoniaste, do których wydzielane są hormony szczęścia, np. dopamina. Należą one w mózgu do układu nagrody, który może być również aktywowany przez kokainę, heroinę czy ecstasy. Jednocześnie w mózgu zakochanych wyraźnie spada poziom substancji semiochemicznej zwanej serotoniną – zjawisko obserwowane poza tym głównie przy nerwicy natręctw. Zakochanie przypomina więc obłęd.

– Miłość to czysta obsesja – mówi Helen Fisher, antropolog z Uniwersytetu Rutgersa w Nowym Brunszwiku. Szaleństwo może trwać od półtora roku do trzech lat. Podobnie jak neurotycy zakochani mają obsesję – na punkcie ubóstwianej przez siebie osoby. Otrzymano już pierwsze substancje, które być może są wywołają zmysłowe odurzenie. Firma Clinuvel Pharmaceuticals w Australii testuje CUV 9900, syntetyczną czynną postać endogennego hormonu peptydowego zwanego melanotropiną lub MSH (hormon stymulujący melanocyty).

Takie środki opracowywano pierwotnie do profilaktyki raka skóry, stymulują bowiem wytwarzanie pigmentu. MSH może jednak znacznie więcej. Działa jak afrodyzjak i zmniejsza apetyt. Sprzyja też wytwarzaniu hormonu zwanego oksytocyną, który wzmacnia zażyłość i poczucie zadowolenia. – Wkrótce może się pojawić pigułka, która jednocześnie pobudza seks i wzmacnia zdolność budowy więzi – mówi Young. W internecie można już zamówić podobny specyfik – popularny wśród kulturystów melanotan II.

Cóż to jednak byłaby za miłość, która wybucha w dowolnym momencie, w oderwaniu od pamięci i przeżyć? Kto jeszcze pisałby piosenki i wiersze o miłości, gdyby można było ją kupić w aptece? I czy taka pigułeczka dawałaby się zażywać potajemnie? Przez oszustów matrymonialnych czy tzw. artystów podrywu, czyli wytrawnych ekspertów od flirtu, którym chodzi o tylko to, żeby zaciągnąć do łóżka jak najwięcej kobiet?

Nawet biochemik Young dostrzega etyczny potencjał wybuchowy. Nie ogłasza jednak alarmu, przynajmniej na razie. Takie substancje nie pozwalają bowiem na pełną kontrolę. Dzięki melanotropinie na pewno wzrasta prawdopodobieństwo, że dana osoba się zakocha. Jednak fala hormonów to jeszcze nie miłość. – Możesz mi dać tyle kokainy, ile zechcesz, znacznie podnosząc mój poziom dopaminy, a i tak nie zakochałabym się w pierwszym lepszym – potwierdza antropolożka Fisher. Chroni przed tym kresomózgowie – ośrodek wspomnień. – W okresie dorastania zakładamy coś w rodzaju mapy miłości, podświadomą listę, na której zaznaczone jest wszystko, czego szukamy u partnera – wyjaśnia badaczka.

Dopiero kiedy facet ma odpowiednie poczucie humoru, w miarę możliwości brzuch jak tarkę, i potrafi objąć tak jak tata, budzi się miłość. I odwrotnie: dziewczyna ma być ładna i w miarę możliwości miła jak mama. Kiedy główne punkty na liście miłości są odhaczone, zwykle nie ma już odwrotu. – Miłość uzależnia. Najpierw widuje się ukochanego raz na tydzień, potem trzy razy, potem co noc, wreszcie ślub – to zachowanie charakterystyczne dla uzależnienia. Objawy odstawienia przypominają skutki abstynencji u narkomana – mówi Fisher.

Krytyczny 15 rok małżeństwa

Narkotyczna siła zakochania z reguły słabnie już po narodzinach pierwszego dziecka, a potem sprawy mają się coraz gorzej. Organizm przełącza się na nowy bieg: dopiero co dopamina i testosteron wpędzały parę w miłosne uniesienie, teraz oksytocyna i wazopresyna wytwarzają uczucia bliskości, wspólnoty i więzi. „Zakochani wpatrują się w siebie, kochający spoglądają w tym samym kierunku” – pisał Antoine de Saint-Exupéry. I to dobrze. Z jednej strony. Kto bowiem ma małe dziecko, ten nie powinien się już uganiać przez całą noc za partnerem po sypialni. Z drugiej strony właśnie to zagubienie seksu i namiętności prowadzi wśród wielu par do rozdźwięku.

„Jeśli po każdym stosunku płciowym w pierwszych dwóch latach związku włożysz do szklanki jedną kulkę, a od trzeciego roku po każdym stosunku wyjmiesz ze szklanki jedną kulkę, to u większości szklanka już się nie opróżni” – pisze satyryk Eckart von Hirschhausen. A może mógłby tu sensownie zadziałać sercowy doping z apteki? Nie musi przecież na nowo powstać wzniosła miłość między dwojgiem ludzi, jak przy zakochaniu. Chodziłoby raczej o to, żeby przebudzić pocałunkiem dawne uczucie.

Co by więc powiedzieć o inhalatorku z miłosną mgiełką? O aerozolu do nosa z codzienną dawką „Hej, on/ona to przecież ideał!” dla małżonków, którzy chcą zostać razem, ale nie wiedzą jak? – No jasne, moglibyśmy wyprodukować taką substancję – mówi René Hurlemann, profesor psychiatrii z uniwersytetu w Bonn. Ten badacz więzi sądzi, że znalazłaby się potrzebująca takiej pomocy klientela. – Z miłością jest bardzo źle – uważa.

W Niemczech nieudane małżeństwa rozwodzą się średnio po 14 latach i ośmiu miesiącach. Dlaczego? Tego Hurlemann nie wie. Nie pyta też, dlaczego akurat w 15 roku? Pyta wręcz odwrotnie: jak człowiekowi udaje się żyć tak długo w monogamii? Jego zespół wpadł na trop odpowiedzi: substancja, która tłumaczy monogamię, to zarazem najbardziej obiecujący kandydat na eliksir miłości – oksytocyna.

Razem ze swoją krewną – wazopresyną – oksytocyna wywołuje istne cuda u północnoamerykańskich norników preriowych: po wielogodzinnym maratonie seksu zwierzęta te łączą się na całe życie. Nawet jeśli ona umiera, on nie szuka sobie nowej, ponętnej Myszki Minnie. Blisko spokrewnione z nimi norniki łąkowe kopulują natomiast bez opamiętania, jakby świat miałby się właśnie skończyć – każda z każdym. Jeśli jednak przemycić do ich komórek mózgowych malutkie fragmenty DNA gryzoni z prerii, to natychmiast przestawią się na wierność.

Sielanka na koksie

W wielu eksperymentach psycholodzy zdążyli już wykazać, że oksytocyna wytwarza więź także u człowieka. Jeśli jakaś parka się porządnie przytula i dostatecznie często spółkuje, to oksytocyna zdoła obojgu słodko naszczebiotać do serca i głowy, że są sobie przeznaczeni i powinni zostać na zawsze razem. René Hurlemann i jego współpracownik Dirk Scheele chcieli wiedzieć, jak to działa. W tym celu zaprosili mężczyzn ze szczęśliwych związków do bońskiego laboratorium i umieścili ich ich w tomografie rezonansu magnetycznego. Alexander Kofferath ma 30 lat i niedługo ukończy studia medyczne. Obok niego siedzi jego wielka miłość i koleżanka ze studiów, 27-letnia Charlotte. W połowie czerwca wzięli ślub.

Jak uratować miłość metoda naturalną? Oto recepta: czułe dotyki, pocałunki, wspólne gotowanie, częsty seks...

W laboratorium Alexander dał sobie zaaplikować po trzy dawki oksytocyny w aerozolu do każdej dziurki w nosie – albo placebo, czego do dziś nie wie. W tomografie miał oceniać atrakcyjność kobiecych twarzy, które pokazywano mu w określonej kolejności. Było tam również zdjęcie Charlotte. – Oczywiście ucieszyłem się, kiedy pojawiło się tam jej zdjęcie – opowiada Alexander, uśmiechając się do małżonki.

Rezultat eksperymentu: w głowach mężczyzn, którzy otrzymali oksytocynę, w przeciwieństwie do testowanych, którzy dostali placebo, ośrodek przyjemności szczególnie silnie uruchamiał się wtedy, kiedy w polu widzenia pojawiała się ukochana. Zdaniem Hurlemanna to wyjaśnia sprawę. – Ewolucja zaprogramowała nas na naszych partnerów. Uzależniła nas od nich – twierdzi. A więc monogamia, ale dlaczego? – Ponieważ tatuś zostaje dzięki temu dłużej z mamusią i pomaga: zbudować dom, wychować dziecko, odpędzić wrogów. Zgodnie z tym poglądem oksytocyna zatrzymuje mężczyznę dostatecznie długo w domowym ognisku, aż malcy podrosną – wyjaśnia Hurlemann.

Psycholożka Beate Ditzen z uniwersytetu w Zurychu również zgłębia tajniki oksytocyny. Badała, czy pary pod wpływem oksytocyny są dla siebie milsze. W tym celu filmowała testowane pary, które – pozostawione w pokoju same – miały porozmawiać na temat, który zwykle bywa powodem do kłótni między nimi: zmywanie naczyń, walające się skarpetki, włosy w kabinie prysznicowej. – Po dwóch, trzech minutach zawsze zapominają, że kamera jest włączona – mówi badaczka. Wynik: pary na dopingu z oksytocyny nie kłóciły się tak gwałtownie i zachowywały się milej niż pary, którym podano placebo. – Częściej na siebie patrzyły, śmiały się, a niekiedy też się dotykały – relacjonuje Ditzen.

Czy za pomocą całej tej wiedzy można teraz sporządzić koktajl obniżający wskaźnik rozwodów? I co poza oksytocyną musiałoby się w nim znaleźć? Ditzen się śmieje. – Wpakowałabym jeszcze amfetaminę – mówi. I oczywiście ecstasy, żeby wzbudzić uczucie szczęścia i bliskości. Czy oksytocyna pomaga nieszczęśliwym parom? – Wszystkie eksperymenty przeprowadzano dotychczas na osobach będących w pierwszych, dobrych latach ich związku. W tych przypadkach oksytocyna wzmacnia i tak pozytywne uczucie wobec drugiej osoby – komentuje psycholożka.

Zawsze razem, blisko siebie

Skoro oksytocyna jeszcze silniej wiąże z nami ukochanego człowieka, to co się stanie, jeśli takie miłosne lekarstwo podać żonie od dawna potajemnie zdradzającej męża? Czy nagle nowy kochanek wyda jej się mniej atrakcyjny niż mąż, od którego się oddaliła? Raczej nie. – Zaaplikowałabym to swojemu partnerowi, ale zanim się stanie wrażliwy na wdzięki innej kobiety! – mówi Ditzen, mrugając okiem.

Także Hurlemann nie obiecuje sobie zbyt wiele po ratującym małżeństwo spreju. – Przecież samo nasze ciało wytwarza idealne miłosne lekarstwo. To czułe dotykanie się nawzajem, witanie się i żegnanie pocałunkami, wspólne gotowanie i jedzenie, częsty seks. Kto tak się wzajemnie ze sobą obchodzi, daje stymuluje wydzielanie oksytocyny, wiec ma szansę na miłość bez daty ważności – mówi boński badacz.

Tylko że wiele par nie radzi sobie właśnie z tym ciągłym okazywaniem oddania na co dzień. Czy tacy odmawiający sobie czułości ludzie sięgną po aerozol, zanim miłość całkiem wygaśnie? Żeby nie musieli się rozstać? Amerykańska firma Vero Labs ma taką nadzieję: jej preparaty np. hormony w spreju Liquid Trust można już zamawiać w internecie. Specyfik ten jest ponoć „idealny na randki, rozpala na nowo namiętności i wzmacnia związki” – jak zachwala firma.

– Nawet gdyby te aerozole zawierały oksytocynę, to rozpylone na skórę czy ubranie raczej nie dałyby żadnego efektu – mówi biochemik Young. Mimo to uważa, że w przyszłości czymś normalnym będzie wpływanie na neurochemię więzi za pomocą leków. – Dlaczego nie? – pyta. Decyzja w sprawie pigułki na miłość to również głosowanie nad tym, czy potrafimy zaakceptować to, kim jesteśmy. – Żyjemy w świecie, w którym czasem jesteśmy kochani, a czasem nie – mówi Hauskeller. – Może powinniśmy przyznać, że miłość to nie gwarancja, lecz szczęśliwy przypadek.

© Der Spiegel, distr. by NYT Synd.

06.02.2015 Numer 03.2015
Więcej na ten temat
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną