Artykuły

Chłopiec, który wrócił z nieba

Literacki humbug stulecia

Numer 04.2015
Na wpół sparaliżowany Alex nie chciał opowiadać o swoim rzekomym spotkaniu z Jezusem. Zmusili go wydawcy. Na wpół sparaliżowany Alex nie chciał opowiadać o swoim rzekomym spotkaniu z Jezusem. Zmusili go wydawcy. AP / EAST NEWS
Nie jest to ani pierwsze, ani ostatnie oszustwo na rynku książkowych bestselerów. Ale z pewnością jedno z największych i kompromitujących w ciągu ostatnich lat.
Beth była przeciwna tej publikacji. Rodzice Aleksa wprawdzie się (jeszcze) nie rozwiedli, ale przestali ze sobą rozmawiać.AP/EAST NEWS Beth była przeciwna tej publikacji. Rodzice Aleksa wprawdzie się (jeszcze) nie rozwiedli, ale przestali ze sobą rozmawiać.
Na okładce jest dwóch autorów, ale pomysłodawcą i wykonawcą był Kevin, ojciec chłopca, do spółki z agentem literackim.materiały prasowe Na okładce jest dwóch autorów, ale pomysłodawcą i wykonawcą był Kevin, ojciec chłopca, do spółki z agentem literackim.

Oto opowieść o chłopcu, który się otarł o śmierć. Sześcioletni Alex wskutek obrażeń podczas wypadku samochodowego zapadł w śpiączkę. Gdy po dwóch miesiącach się obudził, okazało się, że od szyi w dół jest sparaliżowany. Kilka lat po wypadku ukazała się książka, która miała być relacją o tym, czego doświadczył Alex od chwili wypadku do przebudzenia. Opowieść „chłopca, który wrócił z nieba”, o spotkaniach z aniołami i rozmowach z Jezusem – autorstwa Aleksa i jego ojca Kevina – okazała się światowym bestselerem. Sprzedano ponad milion egzemplarzy. Dziś książka w popłochu zdejmowana jest z półek księgarni. Opowieść okazała się zmyślona.

Wszystko zaczęło się ponad 10 lat temu. Oto jak ten listopadowy poranek, pewnego dnia  2004 r. w Ohio, wspomina ojciec chłopca, Kevin Malarkey. „Wokół tego, co zostało z mojego samochodu, roiło się od strażaków i policjantów. Zanim się zastanowiłem nad tym, co mogę zobaczyć na tylnym siedzeniu, podbiegłem i spojrzałem. Odurzył mnie ostry, niedobry zapach. Pośród tysięcy kawałków szkła, porozrywanej tapicerki i poskręcanego metalu siedział mój najstarszy syn. Wciąż był przypięty pasem, ciągle w swoim niedzielnym ubranku. Nic mu nie jest – łudziłem się. Stracił przytomność i ma pewnie wstrząśnienie mózgu, ale wyjdzie z tego. Lecz okrutna rzeczywistość była daleka od tego, co podpowiadała mi rozpaczliwa nadzieja. Im dłużej patrzyłem, tym szybciej nadzieja przeradzała się w panikę.

Z rany na czole Aleksa płynęła krew, a jego głowa zwisała w nienaturalny sposób. Nieobecne, przekrwione oczy patrzyły w dół.

– Alex, mój syn… wygląda jak martwy… Zabiłem swoje dziecko!

Kilka chwil później sanitariusz, po rozmowie z policjantem, powiedział: Musimy zawiadomić koronera i odwołać helikopter ratunkowy.

– Tak jest, ale helikopter już ląduje.

Pochwycił mnie paniczny strach. To wszystko moja wina! Zabiłem swoje dziecko! Co się stało z ludźmi w drugim aucie? Czy pójdę do więzienia? Czy Alex rzeczywiście nie żyje?”.

Czy on nie żyje?

Kevin właśnie wracał z kościoła ze swoim najstarszym synem Aleksem. W domu czekała na nich reszta rodziny, w tym dwudniowy noworodek. Po nabożeństwie ojciec rozmawiał chwilę z pastorem, potem chcąc jakoś wynagrodzić nudę Aleksowi, postanowił poszukać placu zabaw. Malarkeyowie sprowadzili się w te okolice stosunkowo niedawno, więc trochę czasu zajęło im znalezienie wymarzonych przez chłopca zjeżdżalni i drabinek. Po drodze minęli cmentarz. Kevin zapytał syna:

– Zobacz, Alex, cmentarz. Jak myślisz, co się na nim znajduje?

– Tylko ciała, tato. Na cmentarzach nie ma ludzi, bo kiedy umierają, ich dusze opuszczają ciała i idą do nowego domu.

– Tak jest, synu.

Alex świetnie się bawił, czas jednak naglił. Ojciec kazał mu wracać do samochodu, sam zaś postanowił spróbować nowej, zupełnie nieznanej sobie drogi. Kiedy się zbliżał do – jak mu się wydawało – pustego skrzyżowania, zadzwonił do żony. Wtedy zderzył się z innym samochodem.

„Wokół zgromadzili się gapie, a mnie ogarnął wstyd. O Boże, co ja zrobiłem? Strach poraził moje ciało jak prąd elektryczny. Całkowicie oszołomiony, nie wiedząc, co robić, odwróciłem się i poczułem czyjąś rękę na prawym ramieniu.

– Znaleźliśmy telefon w pańskim samochodzie. Czy chciałby pan zadzwonić do żony?

Beth, o nie! Rozmawiałem z nią w chwili zderzenia. Czekała w domu z dwudniowym Ryanem, z Aaronem i Gracie. Co sobie myśli? Co usłyszała? Wybierając numer, próbowałem rozluźnić ściśnięte gardło. Gdy tylko usłyszałem jej głos, zacząłem łkać z żalu i wstydu.

– Beth, mieliśmy straszny wypadek!

Łzy spływały mi po twarzy.

– Czy on nie żyje? – spytała cichym i spokojnym głosem.

– Nie wiem. Niosą go do helikoptera i przetransportują go do szpitala. Beth, przepraszam…”.

Czekając na cud

Kolejne dwa miesiące były dla Malarkeyów wyjątkowo ciężkim okresem. Alex leżał w śpiączce, nie było wiadomo, czy kiedykolwiek się z niej wybudzi. Ponieważ chłopiec pochodził z bardzo wierzącej rodziny, pastorów z okolicznych parafii poproszono o modlitwę. Cała wspólnota trwała przy rodzinie, a Beth powtarzała, że jej syn na pewno się obudzi, bo dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych. I w tej właśnie atmosferze – pełnej nabożnego oczekiwania na cud – Alex otworzył oczy. Gdy go wypytywano, czy coś pamięta z czasu śpiączki, wspomniał o aniołach i rozmowie z Jezusem. Może nie chciał zawieść oczekiwań swoich bliskich?

Rodzina wówczas nie przykładała do tego szczególnej wagi, w ich rozmowach religijne motywy pojawiały się przecież bardzo często. Owszem, napisali kilka zdań o tym na swojej nieistniejącej już stronie internetowej. Jednak przez kilka kolejnych lat ten temat nie zaprzątał zbytnio ich uwagi. Ojciec chłopca – i późniejszy faktyczny autor książki – zapytany o to kilkuletnie milczenie, odpowiedział, że po prostu zajmowali się bieżącymi sprawami, „a matka Aleksa – chociaż nie lubi, jak tak mówię – zmieniła się w jego całodobową opiekunkę”. Dopiero w chwili, gdy chłopcem zainteresowały się media w związku z nowatorską metodą leczenia (wszczepiono mu do rdzenia kręgowego implant DPS, taki sam jak w przypadku Christophera Reeve’a), znaleźli się ludzie, którzy trafili na opowieści Aleksa o niebie. Uznali, że to wspaniały pomysł na zarobienie pieniędzy.

Z rodzicami kontaktowali się przedstawiciele mediów i wydawnictw, m.in. dziennikarz z agencji Associated Press, który zasugerował ojcu napisanie książki. – Ja? Ale niby o czym? – brzmiała jego pierwsza odpowiedź. Najwyraźniej jednak pomysł wydał się Malarkeyowi wart zastanowienia, bo w ciągu kilku miesięcy od tamtego spotkania sprowadził do domu agenta literackiego Matta Jacobsona. Beth była temu przeciwna. Uważała, że nie pozwala na nie stan chłopca.

Do spotkania, wskutek nalegań Kevina, jednak doszło. Beth wspominała potem niechętnie na swoim blogu: „Ten człowiek przyszedł porozmawiać ze mną i z Aleksem. W ogóle nas nie słuchał ani o nic nie pytał, tłumaczył tylko, jak wielkie pieniądze można zrobić na tej historii. A najlepiej, żeby powstała nie jedna książka, ale cała seria”. W podziękowaniach, jakie znalazły się w książce, Kevin nie zapomniał o swoim agencie: „Mattowi Jacobsonowi za modlitwę, pisanie, redakcję i służenie nam pomocą jako agent i – co najważniejsze – nasz przyjaciel”.

Walka o godne życie

Kevin podpisał umowę na napisanie książki pod koniec 2009 r. Wydawcą został wielki potentat na rynku wydawnictw religijnych – Tyndale House, którego obroty sięgają rocznie 175 mln dolarów. Menedżerowie doskonale zdawali sobie sprawę, jaki potencjał ma opowieść o Aleksie, niebie i aniołach. Historie z pogranicza życia i śmierci niemal zawsze lądują na listach bestselerów.

Pracownicy wydawnictwa wielokrotnie odwiedzali chłopca i przeprowadzali z nim wywiady. Odpowiadał na pytania o aniołów i Jezusa, ale było widać – jak wspomina matka – że staje się to dla niego coraz bardziej kłopotliwe. W końcu stwierdził, że nie chce, żeby w książce znalazły się wzmianki o jego kontaktach z aniołami i Jezusem. Oburzony przedstawiciel wydawnictwa napisał do matki chłopca: „Powiadomił mnie jeden z kolegów, który był u państwa w domu, że Alex nie życzy sobie wzmianek o aniołach i niebie ani nie chce być znowu filmowany na potrzeby książki. Nie byliśmy o tym uprzedzeni”.

Alex protestował też przeciw tytułowi i wyglądowi okładki. Nie spytano go o zdanie w tej kwestii. Książkę wydano w lipcu 2010 r., jako autorów podano na okładce syna i ojca, ale właścicielem praw autorskich został wyłącznie Kevin. Niektóre fragmenty poprzedza wzmianka „mówi Aleks”, co może sprawiać wrażenie, że jest to opowieść samego chłopca. Nie jest to jednak prawda, rozmawiał on jedynie z ludźmi z wydawnictwa. Sam nie napisał ani słowa na potrzeby tej książki, nie zawarł też żadnej umowy z Tyndale House.

Copyright Kevina okazał się bardzo dochodowym biznesem. Książka wylądowała w 2011 r. na liście bestselerów „New York Timesa”, a Kevin zrobił dzięki niej sporą karierę medialną. Podróżował, udzielał wywiadów, lansował książkę i siebie samego. Matka Aleksa podsumowała to gorzko: „Ci, którzy zarabiają krocie na tej historii, to nie ci, którzy obudzili się nagle całkiem sparaliżowani i walczą o każdy oddech. To także nie ci, którzy są przy tej sparaliżowanej osobie o każdej porze dnia i nocy, walcząc o jej godne życie”.

Nie znałem Biblii

Wszystko zaczęło się sypać jesienią 2011 r., kiedy to Alex wszedł poprzez Facebook na fanpage „swojej” książki (może samodzielnie korzystać z komputera za pomocą ust). Pozostawił tam pod swoim nazwiskiem krótki, ale jednoznaczny komentarz: „To jedna z bardziej oszukańczych książek, jakie istnieją”. Fani zareagowali furią, myśleli że ktoś podszywa się pod „ich” Aleksa. Posypały się obelgi, a komentarz wkrótce został usunięty przez administratora. Matka chłopca umieściła jednak kopię tego wpisu na swoim blogu i rozpoczęła gorączkową walkę o prawdę. Pisała do wydawcy, gazet, organizacji chrześcijańskich. Tłumaczyła, że cała ta historia jest autorstwa jej męża. A opowieści o niebie, Jezusie i aniołach zostały wyssane z palca.

Wydawca nie był zainteresowany sprostowaniem. Książka sprzedawała się znakomicie, a kontrakt zawarto z Kevinem, który również nie chciał się z niczego wycofać. Phil Johnson, znany i poważany publicysta ewangelicki, pomógł Beth w nagłośnieniu oszustwa. Na swoim blogu zastanawiał się nad fenomenem popularności, jaką się cieszą opowieści o wizytach w zaświatach. I doszedł do jednego wniosku: „W Biblii napisano, że ludzie lubią baśnie”.

Ostatecznie jednak to Alex miał ostatnie słowo. Na swoim blogu 16-letni dziś chłopiec napisał: „Nie umarłem. Nie poszedłem do nieba. Kiedy tak twierdziłem, nie znałem nawet Biblii. Wielu ludzi czerpało zyski z tych kłamstw i nadal zarabia na nich kokosy. Lepiej by zrobili, gdyby zamiast tego sięgnęli po Biblię”.

Tyndale House wydało krótkie oświadczenie, że „w związku z ostatnim oświadczeniem Aleksa, zdecydowaliśmy się wycofać książkę z druku, a istniejące egzemplarze – ze sprzedaży”. Kevin i Beth Malarkeyowie pod względem prawnym nadal są małżeństwem, ale nie rozmawiają ze sobą od miesięcy. Kevin zajął się pisaniem poradników ułatwiających znalezienie w życiu szczęścia.

na podst. The Guardian, Daily Mail

***

Autor – widmo, książka – mydło

O „Protokołach mędrców Syjonu” i rzekomych dziennikach Hitlera słyszeli wszyscy. Ale literackie fałszerstwa mają znacznie dłuższą i bogatszą historię.

Onomakryt (VI/V w. p.n.e.) sam wymyślał wyrocznie, które przypisywał Muzeuszowi, greckiemu poecie. Gdy wyszło na jaw, że proroctwa są sfałszowane, wygnano go z Aten.

Dzieła Pseudo-Dionizego Areopagity wywarły duży wpływ na historię Kościoła. Twierdził on, że był uczniem św. Pawła i na własne oczy widział ciemności, jakie spowiły świat po śmierci Chrystusa na krzyżu. Na podstawie analiz źródłowych naukowcy doszli jednak do wniosku, że Pseudo-Dionizy musiał żyć w V w.

Angielski poeta Thomas Chatterton był autorem popularnych ballad, które przedstawiał jako właśnie odkryte utwory średniowieczne.

Olbrzymią gałąź oszustw literackich stanowią fałszywe wspomnienia. Zazwyczaj autor twierdzi, że doświadczył przemocy, miał ciężkie przeżycia (np. pobyt w obozie), przeszedł ciężką chorobę lub właśnie z trudem uwolnił się od nałogu. Przykładem może być autobiografia Margaret B. Jones „Love and Consequences” (Miłość i skutki), w której opisuje ona swoje dzieciństwo spędzone wśród gangów Los Angeles. W tej opowieści pełno jest narkotyków, przemocy seksualnej i przestępstw. Jak ujawniła siostra autorki, Margaret (prawdziwe nazwisko: Seltzer) w rzeczywistości wiodła spokojne życie w typowej rodzinie z klasy średniej i była dobrze wykształcona (m.in. ukończyła kurs kreatywnego pisania).

W książce „Famous All Over Town” (Sławny w całym mieście) Danny Santiago opowiada o swoim dzieciństwie. Pisze o latynoskim chłopcu, dorastającym we wschodnich dzielnicach Los Angeles. Autor otrzymał Nagrodę Rosenthala za osiągnięcia literackie w 1984 r., później jednak wyszło na jaw, że w rzeczywistości nie jest młodym latynoskim pisarzem, tylko starszym białym mężczyzną, a cała opowieść została zmyślona.

Całkiem niedawno spory zamęt wywołała wiadomość, że książka „Milion małych kawałków” Jamesa Freya, opowiadająca o jego zmaganiach z narkotykami i próbach wyjścia z nałogu, jest wyłącznie owocem fantazji autora. Publikacja była szeroko reklamowana, znalazła się wśród pozycji polecanych przez klub literacki Oprah Winfrey oraz na liście bestselerów „New York Timesa”. Ujawnienie oszustwa było wielkim skandalem. Cała Ameryka, poruszona wcześniej tym wstrząsającym „świadectwem”, zatrzęsła się z oburzenia.

20.02.2015 Numer 04.2015
Więcej na ten temat
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną