Także zakonnice czują pożądanie. A tu jeszcze się zjawił ten dobrze zbudowany młodzieniec z niesforną czupryną, który od niedawna pielęgnuje przyklasztorny ogródek. Pokusa dla służebnic pańskich, żeby wreszcie zakosztować zakazanych rozkoszy, jest więc olbrzymia.
Dzięki Bogu, uwodzicielski młodzieniec jest głuchy i niemy, tak przynajmniej się wydaje. Czyli znalazł się obiekt pożądania, który sam z siebie nie może wyjawić żadnych grzechów. Tak przynajmniej wierzą zakonnice. Puszczają ostatnie hamulce u pobożnych siostrzyczek, które teraz – jedna po drugiej – zadzierają wysoko habity i wciągają młodzieńca do kryjówki w ogrodzie bądź w celi klasztornej, aby go wykorzystać. Kiedy nawet matka przełożona zaprasza chłopaka na schadzkę, nieźle już wycieńczony pomocnik ogrodnika ma dość. Ów niemy rzekomo mężczyzna odzyskuje głos. – To prawdziwy cud – mówi matka przełożona, zachwycona, ale jednocześnie niezaspokojona.
Cała scena rozegrała się w XIV w. w pewnym nieznanym z nazwy górskim klasztorze, na południe od Neapolu. To jeden z siedmiu epizodów filmu „Dekameron” słynnego reżysera Piera Paolo Pasoliniego z 1971 r. Sposób, w jaki Pasolini ukazał miłość, pożądanie i seks u schyłku średniowiecza, wywołał falę oburzenia wśród kleru. Prokuratorzy w Rzymie żądali zakazu pokazywania filmu jako szkodliwej dla młodzieży pornografii. Sędziowie uznali jednak, że swoboda twórcza jest ważniejsza niż surowość obyczajów.
Film opiera się przecież na literackim arcydziele: „Dekameronie” Giovanniego Boccaccia, renesansowego humanisty z Florencji, który przynależy do włoskiej kultury wysokiej w tym samym stopniu co Michał Anioł i jego freski w kaplicy Sykstyńskiej czy Dante i „Boska Komedia”. Fakt, że Pasolini sięgnął właśnie po dzieło Boccaccia i tak je zinterpretował, by było zrozumiałe dla publiczności czasów rewolucji seksualnej, nie był dziełem przypadku ani prowokacji. Enzo Siciliano, biograf reżysera, napisał: „Pasolini wykorzystał średniowieczną sztukę narracji, by opisać fazy, podczas których człowiek odkrywa siebie jako ogniwo łączące archaiczne, rustykalne ideały z humanistycznymi wartościami. I stwierdza, że sam jest kowalem własnego losu”.
Święte miasto nierządu
Średniowiecze – epoka mrocznych zamków, wypraw krzyżowych, zabobonów, poddaństwa – nagle miałoby stać się ostoją libertynizmu, wyzwolonej seksualności, która krok po kroku prowadzi człowieka ku wolności? A może sprawa jest prostsza? Miłość i pożądanie już wówczas były znacznie bardziej złożone i pełne sprzeczności, niż się wydaje. A jednak przeżywano wszystkie te rozterki wbrew nakazanej przez Boga wstrzemięźliwości i wszechpotężnemu Kościołowi, który oficjalnie odrzucał wszelką cielesność, bo ponoć zamykała drogę ku prawdziwej duchowości.
Filip Dobry, książę Burgundii, miał ponoć aż 33 konkubiny
Kościół chciałby pozwolić ludziom na seks wyłącznie w celach prokreacyjnych. Odczuwanie przy tym żądzy już samo przez się jest grzechem – nauczają duchowni. Nie udaje się jednak klerykom wytrzebić z życia wierzących erotyki i zmysłowości. Jak w każdej epoce, od antyku po nowożytność, w kwestii miłości i pożądania panuje swoista bigoteria. I tak w Tuluzie, podobnie zresztą jak w wielu innych miastach na południu Francji, zwyczajem jest prowadzenie złapanego na gorącym uczynku cudzołożnika nago w procesji przez miasto. Zdrada żony znacznie rzadziej karana jest takim archaicznym spektaklem. Często się zdarza, że zdradzeni patrycjusze wykupują od kary niewierne małżonki. Oczywiście nie ze współczucia, lecz dlatego, że nie chcą, by cały świat się dowiedział, iż przyprawiono im rogi.
Kler piętnuje miłość za pieniądze, zarabia jednak olbrzymie pieniądze na prostytucji w świętym mieście Rzymie. Wpływy z wprowadzonego przez Kościół podatku od nierządu są szczególnie duże w czasach pielgrzymek wiernych do siedziby papieża. Monarchowie, tacy jak Karol Wielki, którzy regularnie się modlą, spowiadają i przyrzekają wieczną wierność papieżowi, ubogacają swoje chrześcijańskie małżeństwo kochankami. Wśród szlacheckiej elity nałożnica jest oczywistym elementem savoir-vivre’u. Filip Dobry, książę Burgundii, miał ponoć aż 33 konkubiny.
Porno i klasztorno
Kobiety wywodzące się z elity poczynają sobie podobnie jak mężczyźni, korzystając z każdej nadarzającej się okazji. Gdy ich mężowie, grafowie i baronowie, jak przystało na prawdziwych wyznawców Chrystusa, ruszają w wyprawy krzyżowe do Ziemi Świętej, niejedna pozostawiona szlachcianka szuka pociechy i zaspokojenia u sympatycznego chłopaka z niższej warstwy albo u mnicha, który znajduje spełnienie nie tylko w modlitwie i pracy w winnicy Pana. Pasy cnoty, wbrew powszechnemu przekonaniu, są w średniowieczu praktycznie nieznane. Ludzie tej epoki – od szlachcica po parobka – obawiają się, że rozpusta może ściągnąć gniew Boga i wieczne potępienie. Ale czy z tego powodu mieliby być cnotliwi i wstrzemięźliwi? Na to ziemskie pokusy są zbyt silne, nawet jak na średniowiecze. Poza tym niektóre grzechy można przecież zmazać – poprzez pokutę albo hojny datek na nową katedrę.
Belgijski pisarz historyczny Arnaud de la Croix zwraca uwagę na to, że średniowieczny sposób myślenia nie znał nowożytnego podziału na duchowość i cielesność. Z tego właśnie względu średniowieczny człowiek wydaje nam się rozdarty pomiędzy swoją miłością do pięknych stron życia a służbą bezcielesnemu Bogu. I choć na pierwszy rzut oka wygląda to osobliwie, to wewnętrzne rozdarcie między oddawaniem się ziemskim rozkoszom a pobożnym oczekiwaniem wieczności znajduje odzwierciedlenie także w sztuce. W krypcie katedry św. Szczepana w burgundzkim Auxerre można znaleźć dość nietypowe jak na sztukę sakralną wyobrażenie. Całkiem wysoko, gołym okiem prawie niedostrzegalny, widnieje wizerunek nagiej dziewczyny w wianku z kwiatów, która dosiada kozła.
Nie jest to jedyny seksualny motyw, jaki nam pozostał po czasach średniowiecza. Gdy w latach 90. XX wieku historyk sztuki Michael Camille badał oryginały zbiorów psalmów z XIII i XIV w., które zapisali i z artyzmem zdobili średniowieczni mnisi, dokonał zdumiewającego odkrycia: rysunki na marginesie tekstu i ilustracji, dotychczas uchodzące za ozdobne esy-floresy, zawierały też nawiązania do seksu. Wśród gryzmołów znalazł się wizerunek zakonnicy trzymającej w ustach penisa.
I choć obrazy seksu pochodzące ze świata związanego z Kościołem miewają charakter alegoryczny, jeśli nie surrealistyczny, materiały świeckie przekazują już nagą prawdę. Z późnego średniowiecza zachowały się miniatury książeczek, w których przedstawiono pary kochanków w łóżku – rozbierające się, prawie nagie – i podczas stosunku. W XV w. popularne łaźnie przyozdabiano wizerunkami o dużym ładunku erotycznym. Łaźnie, które pojawiły się w średniowiecznych miastach, służyły nie tylko ablucjom, ale też były miejscem spotkań przyjaciół, umawiających się na spontaniczny seks we dwoje czy w więcej osób. Rodzaj klubu dla swingersów – przy drewnianej balii.
Księgi pokutne
Całkiem jednoznaczne sceny z publicznych łaźni, z dużą dbałością o detal, znaleźć można na wielu obrazach i ilustracjach w księgach, a nawet wśród drzeworytów. Na belkach stropowych ratusza w Damme, miasteczku w zachodniej Flandrii, można zobaczyć wizerunek mężczyzny, który kładzie jedną dłoń na piersiach swojej towarzyszki, a drugą wsuwa między jej uda. Para przedstawiona na belkach spędza właśnie czas w łaźni.
Ilustracje i takie rzemieślnicze klejnociki jak drzeworyt z Damme rzucają światło na średniowieczne życie erotyczne. Kto jednak chce pojąć i odczuć, jak kochano w epoce, która bądź co bądź trwała około tysiąca lat, i jakie znaczenie miał wówczas erotyzm, w średniowiecznym świecie zachodnim zwany z łacińska „luxurią”, ten sięgnąć musi po ówczesną literaturę. Najpopularniejszym gatunkiem literackim była poezja dworska, która swój rozkwit osiągnęła między XI a XIV wiekiem. Melodeklamowana poezja liryczna, wzbogacana dźwiękami muzyki, sławiła miłość, która pokonuje wszelkie przeciwności i znajduje swe zaspokojenie – zazwyczaj poza małżeństwem. I chodziło tu nie tylko o romantyczne mrzonki, ale o całkiem realny seks.
Nawet kościelne dokumenty pełne są ciekawych tropów. Księgi pokutne precyzują, jak długo małżonkowie musieli się powstrzymywać od seksu, jeśli przespali się ze sobą w niedzielę – dzień święty. Albo jak długo mnisi musieli się obejść bez wina, jeśli zdarzyło im się pomacać pod habitem nowicjuszkę z sąsiedniego klasztoru. Gdy rzecz dotyczy wczesnego średniowiecza – od 500 do 1000 r. – księgi pokutne stanowią praktycznie jedyne źródło w kwestii praktyk seksualnych. Nigdzie indziej nie są one opisane tak szczegółowo. W końcu ambicją księży było wymierzenie odpowiedniej kary za konkretny grzech. A chodziło tu nie tylko o praktyki seksualne, które nie podobały się klerowi, takie jak stosunek analny czy oralny.
W „Decretorum” – swego rodzaju katalogu pokutnym, który pomiędzy 1008 a 1012 rokiem opracował prawnik kościelny i biskup Burchard z Wormacji – zawarte są konkretne pytania do zadawania podczas spowiedzi: „Czy robiłaś to, co ponoć robią niektóre kobiety? Biorą żywą rybę i wkładają ją sobie między uda. Pozostawiają ją tam tak długo, aż ta przestanie żyć, następnie gotują ją lub smażą i dają swojemu mężowi do zjedzenia, aby ten zapałał większą miłością. Jeśli to robiłaś, musisz pościć przez dwa lata”.
Szczególną kreatywnością wykazał się biskup w przypadkach, gdy nakazana wstrzemięźliwość nie została dotrzymana wskutek pijaństwa: „Kto upojony winem spółkuje ze swoją żoną w czasie postu, temu biskup odpuszcza połowę kary, bowiem grzesznik nie był do końca świadomy tego, co robi. W zamian za to osoba ta dostaje jednak surowe zalecenie: już na 20 dni przed świętami Bożego Narodzenia musisz zachować wstrzemięźliwość”.
Gdyby ludzie faktycznie trzymali się wszystkich zakazów i nakazów kościelnych, życie sprawiałoby chyba niewielką frajdę. Francuski historyk Jean-Louis Flandrin szacuje, że para, która w VIII w. chciałaby żyć i uprawiać seks zgodnie z zaleceniami Kościoła, mogłaby ze sobą sypiać zaledwie przez 91–93 dni w roku. Jednak i to był postęp. W jednej z pierwszych zachowanych ksiąg pokutnych z Irlandii Finnian z Clonard w VI w. zalecał, by pobożne owieczki najlepiej w ogóle zrezygnowały z seksu: „Zalecamy wstrzemięźliwość w małżeństwie, bowiem małżeństwo bez wstrzemięźliwości nie jest prawdziwym małżeństwem, tylko grzechem”. Ostatecznie bowiem małżeństwo „nie zostało dane przez Boga dla uciechy, tylko po to, aby się rozmnażać”.
Co masz pod sutanną?
Irlandzkiego apostoła wstrzemięźliwości deprymował nie tylko fakt, że zwykły chrześcijanin pragnął zaznać od czasu do czasu trochę radości w łóżku. O wiele bardziej gniewało Finniana to, że również księża, mnisi i zakonnice nie stronili od cielesnych rozkoszy. Mimo wymierzanych, drakońskich niekiedy kar, jak dożywotnie wygnanie z bezpiecznego klasztornego schronienia lub bolesna chłosta, seks we wszystkich wariantach wpisywał się w codzienność średniowiecznego życia klasztornego. Mnisi masturbowali się sami, bądź zaspokajali się nawzajem. Współżyli też z zakonnicami, co uchodziło za czyn wyjątkowo występny, jako że mniszki ślubowały przecież kochać tylko Chrystusa i Świętą Matkę Kościół. Poza tym świątobliwi mnisi szukali sobie też – i znajdowali – partnerki do kochania również z dala od klasztornych murów.
Rozpustny mnich zalicza się do ulubionych postaci fabliaux, frywolnych i niekiedy wywrotowych tekstów cieszących się we Francji wielką popularnością już od XII w. W jednym z nich taki świątobliwy mąż zostaje kochankiem żony pewnego rzemieślnika. Ona zaś nie ukrywa walorów zakonnika nawet przed własnym mężem: „On ma większego od waszmości, a także grubszego, musisz waść wiedzieć”. Do dziś się zachowało około 150 takich tekstów. Akcja jest w nich często obcesowa, język – wulgarny. Mowa jest tam np. o tym, jak młody rolnik „13 razy wydupczył małżonkę pewnego szlachcica”. Anonimowy autor opisuje, jak gość delektował się córką gospodarza „od każdej strony”.
Gdzie geje? Gdzie lesbijki?
Owe fabliaux, jak pisze Arnaud de la Croix, są „opowiastkami ze świata chłopstwa i mieszczaństwa”. Ukazują, czym była sfera seksualności dla tych warstw społecznych, z dala od reguł teologicznych i od subtelności „miłości dworskiej”. Te swobodne opisy ograniczają się jednak do seksu między mężczyznami a kobietami. Nigdzie się nie pojawiają geje ani lesbijki, mimo że homoseksualizm także należał w średniowieczu do kultury Zachodu.
Według niedawnych badań istniały wówczas bractwa homoseksualistów, i to nawet w środowisku kościelnym. Historycy znaleźli wzmianki o władcach, którzy kochali mężczyzn – jak np. bizantyjski cesarz Bazyli I w IX w. Wspomina się też o homoseksualnych związkach, np. miedzy hamburskim monarchą Fryderykiem Pięknym i Ludwikiem Bawarskim w XIV w. Już wówczas Kościół piętnował takie związki jako grzech ciężki. Jednak w katalogach pokuty za seks homoseksualny, zwany sodomią, we wczesnym średniowieczu nie grożą surowsze sankcje niż za seks heteroseksualny uprawiany w pozycji innej niż misjonarska.
Uległo to zmianie dopiero w późnym średniowieczu. Najpierw we włoskich republikach miejskich, takich jak Wenecja czy Florencja, a potem i w innych europejskich ośrodkach rozpoczęła się regularna nagonka na homoseksualistów. Uznano, że geje nie tylko kochają inaczej, niż chciałby Kościół, lecz również – zdaniem gorliwych inkwizytorów – dopuszczają się herezji. Niektórym udało się wykpić, inni spłonęli na stosie. Koniec średniowiecza nie był sprzyjającym okresem dla miłości i rozkoszy. Szalała czarna śmierć, której ofiarą padła mniej więcej jedna trzecia mieszkańców miast. Poeci stracili ochotę do opiewania uroków Erosa. Dzieła sztuki nabrały mrocznego charakteru, na obrazach triumfowała śmierć jako szkielet z zębami wyszczerzonymi w upiornym uśmiechu.
Były jednak wyjątki. Boccaccio opowiada w „Dekameronie”, jak grupa siedmiu młodych kobiet i trzech mężczyzn z zamożnych rodzin ucieka z Florencji, by się wymknąć czarnej śmierci. Młodzi ludzie znajdują schronienie w luksusowej wiejskiej posiadłości między Florencją a Fiesole. Aby jakoś zabić czas, każdy opowiada pewną historię. Są to opowieści o możnowładcach i bogaczach, a także o biedakach i złodziejaszkach. Charakterystyczną ich cechą jest to, że bohaterowie kierują się w pełni własną wolą. Wyśmiewają kościelną surowość obyczajów i bigoterię kleru. Czują się wolni – także w miłości i w sprawach seksu.
na podst. Der Spiegel