Birmańscy muzułmanie znaleźli się na celowniku buddyjskich nacjonalistów z mnichem Ashinem Wirathu na czele.
Uroczysty pochód otwiera dziecko sypiące płatki kwiatów. Za nim podąża mnich w purpurowym habicie. Dwie parasolki trzymane przez usłużnych pomocników chronią jego ogoloną głowę przed palącym słońcem. Wierni padają na kolana i nisko pochylają głowy przed „prorokiem”. Kobiety na jego widok nie mogą powstrzymać łez. Wszędzie, gdzie się pojawia, Ashin Wirathu wywołuje ekstazę. Jego wystąpienia są też łakomym kąskiem dla mediów – także i dzisiejszą ceremonię transmituje telewizja.
23.07.2015
Numer 15.2015