Prezydent Meksyku Enrique Peńa Nieto nie ma ostatnio dobrej passy. Po ucieczce narkotykowego bossa „Chapo” Guzmána z najlepiej strzeżonego zakładu karnego Meksykanie szydzą z głowy państwa ile wlezie, wypominając mu jego własne słowa. Peńa Nieto chełpił się po ujęciu szefa kartelu z Sinaloa, że „ten pan z żadnego więzienia już nigdy nie ucieknie”. Na innych polach prezydent radzi sobie równie kiepsko: bieda w kraju rośnie, wciąż nie odnaleziono ciał kilkudziesięciu studentów bestialsko zamordowanych rok temu w Iguali, a pierwsza dama dąsa się na męża i – co gorsza – wcale się z tym nie kryje.
07.08.2015
Numer 16.2015