Malował wydzieliną ślimaków, uwielbiał Lutra i kierował jednym z największych warsztatów malarskich Europy. Dziś uczeni się spierają, jak wyglądał ten renesansowy mistrz pędzla.
Ojciec i syn Cranachowie uchodzą za taśmowych producentów sztuki. W ich warsztacie w Wittenberdze siedziało do 40 czeladników, którzy – pracowali nad portretami książąt, obrazami ołtarzowymi, scenami mitologicznymi oraz projektowali druki ulotne. Niektóre farby zostawiali w gnojówce, by dojrzały, inne rozcieńczali moczem. Jednak większość kolorowych pigmentów przyjeżdżała gotowa z Lipska. Gońcy jeździli do miasta targów i przywozili torby karminu (koszenili) z polskich czerwców lub toksyczną biel ołowiową.
18.09.2015
Numer 19.2015