Artykuły

Ludzkie zoo

Hańba białego człowieka

Numer 20.2015
KRAMERIUS / •
Pod koniec XIX wieku do Europy ściągnięto ośmioro Eskimosów, aby pokazywać ich gawiedzi niczym zwierzęta w cyrku. Po 135 latach kanadyjskie władze chcą godnie pogrzebać ich szczątki.
KRAMERIUS/•
KRAMERIUS/•
W paryskim JARDIN D’ACCLIMATATION urządzono im imitację wioski. Wiadomość o ich śmierci ukryto przed publicznością. Oficjalnie – „wrócili do domu”.Roger Viollet/EAST NEWS W paryskim JARDIN D’ACCLIMATATION urządzono im imitację wioski. Wiadomość o ich śmierci ukryto przed publicznością. Oficjalnie – „wrócili do domu”.
Carl Hagenbeck, menadżer menażerii.Library of Congress Carl Hagenbeck, menadżer menażerii.
Johan Adrian Jacobsen, etnograf i awanturnik.UNIVERSITAET BIBLIOTHEK TRIER/• Johan Adrian Jacobsen, etnograf i awanturnik.

W poniedziałek 10 stycznia 1881 r. w jednym z francuskich dzienników ukazała się krótka notka: „Eskimosi z Jardin d’Acclimatation opuścili Paryż. Ogarnięci nostalgią mieszkańcy Dalekiej Północy wracają na Labrador”. W tych paru zdawkowych linijkach kryło się wielkie kłamstwo. Opisywani Eskimosi wcale nie wyruszyli do kraju. Pozostali w Paryżu, gdzie odizolowano ich od świata w drewnianym baraku przy Szpitalu Świętego Ludwika. Wkrótce wszyscy poumierali w koszmarnych warunkach.

Wielka odyseja kanadyjskich Inuitów rozpoczęła się pół roku wcześniej, 10 sierpnia 1880 r., gdy niemiecki szkuner Eisbär zakotwiczył w małym porcie Hebron na wybrzeżu Labradoru. Kilka eskimoskich rodzin mieszkało tam pod opieką protestanckich misjonarzy. Załoga zamierzała nakłonić grupkę rdzennych mieszkańców, aby wsiedli na statek i udali się w rejs do Europy. Ekspedycję zorganizował sam Carl Hagenbeck, słynny handlarz egzotycznymi zwierzętami i właściciel menażerii w Hamburgu. Gdy z czasem zainteresowanie zamorską fauną zmalało i interes zaczął podupadać, Hagenbeck wpadł na nowy pomysł. Zaczął urządzać tzw. pokazy etnograficzne, w ramach których prezentowano europejskiej publiczności rdzennych mieszkańców dalekich krajów. W ludzkim zoo pokazywano wcześniej z wielkim powodzeniem m.in. Nubijczyków. Teraz przyszła pora na Eskimosów.

Tak się nie da!

Łatwiej było to zaplanować, niż zrobić, bo bracia morawscy prowadzący misję w Hebronie usilnie odradzali Inuitom zamorską podróż. Johan Adrian Jacobsen, norweski awanturnik kierujący wyprawą, rad nierad musiał się zapuścić w głąb lądu. Jego przewodnikiem był inuicki tłumacz o imieniu Abraham. W pobliżu fiordu Navchak trafili na bardziej łatwowiernych Eskimosów, których udało się przekabacić. 45-letni szaman Tigianniak, jego o pięć lat starsza żona Paingu i ich 15-letnia córka Nuggasak postanowili popłynąć za Wielką Wodę. Zaokrętował się także sam Abraham, który wprawdzie lepiej znał Europejczyków, ale siedział w długach po uszy i liczył na to, że dzięki zamorskim pokazom zarobi przez rok dość pieniędzy, aby spłacić wierzycieli. W podróży miały mu towarzyszyć żona Ulrike i dwie córki, Sara i Maria. W ostatniej chwili na wyjazd zdecydował się także ich krewniak, 21-letni Tobias.

25 sierpnia Eisbär ruszył w rejs powrotny, zabierając ośmioro tubylców, a ponadto dziewięć psów pociągowych, osiem szczeniąt oraz sporą kolekcję inuickich strojów i rękodzieła. Miesiąc później, 24 września, Eskimosi wylądowali w Hamburgu. Ulokowano ich w menażerii Hagenbecka pośród słoni, tygrysów, niedźwiedzi i egzotycznego ptactwa. W następnych dniach oglądały ich tłumy ciekawskich. Właśnie wtedy, na samym początku ich pobytu w Europie, porobiono im zdjęcia. Wykorzystywano je w celach reklamowych, drukując ulotki rozdawane w miejscach, gdzie pokazywano Inuitów. 15 października 1880 r. wyruszyli oni bowiem w wielką trasę po Europie. Pociąg, którym w ciągu jednej nocy przewieziono ich z Hamburga do Berlina, zachwycił Abrahama. „Podróżując z pomocą pary, byliśmy szybsi niż ptaki w locie” – napisał w dzienniku, który zaczął prowadzić w tym okresie.

W niemieckiej stolicy ulokowano ich w drewnianych barakach w ogrodzie zoologicznym. Tłumy hałaśliwych zwiedzających, którzy przewijali się przez ich wybieg, szybko dały się we znaki ludzkim „okazom”. Gapie zaglądali w każdy kąt, bezceremonialnie obmacywali „dzikusów”, a nawet usiłowali ich dokarmiać. Już wtedy Abraham gorzko pożałował swojej decyzji: „Rok pobytu to stanowczo za długo, chcielibyśmy szybko wrócić do kraju, bo nie jesteśmy w stanie tu wytrzymać. Naprawdę! Tak się nie da!” – zanotował.

Mimo wszystko próbowali jak najlepiej wykonywać pracę, do której ich wynajęto. Z wielką cierpliwością prezentowali publiczności eskimoskie obyczaje. Najbardziej widowiskowym punktem programu było polowanie na fokę, w trakcie którego ścigali kajakami zwierzę wpuszczone do sadzawki, rzucając w nie harpunami. Kiedy brakowało zwierzyny łownej, Tobias wciągał na siebie foczą skórę i udawał zwierzę wylegujące się na krze lodowej. Jego wuj Abraham symulował myśliwskie podchody.

Czarna seria

15 listopada Eskimosów przewieziono do Pragi, by ich pokazywać w menażerii Kauffmana. Dwa tygodnie później trafili do Frankfurtu, gdzie zbudowano dla nich szałasy w zoo nad stawem. Tam pojawiły się pierwsze poważne problemy: 12 grudnia młodziutka Nuggasak zaczęła się skarżyć na bolesne skurcze żołądka. Mimo to nie odwołano zaplanowanego wyjazdu do Darmstadt ani kolejnych pokazów. Nazajutrz po południu stan dziewczynki bardzo się pogorszył. 14 grudnia rano nastolatka zmarła. Według lekarzy przyczyną zgonu był ostry atak choroby wrzodowej. Tę dramatyczną historię opisano w gazetach i na pogrzeb dziewczynki ściągnęły tłumy. Jej zrozpaczona i załamana matka nie wzięła udziału w pochówku, bo nie była w stanie wysiąść z powozu, którym zawieziono ją na cmentarz.

17 grudnia pogrążona w żałobie gromadka Eskimosów ruszyła w dalszą drogę. Kolejnym etapem było zoo w miasteczku Bockum w Nadrenii Północnej-Westfalii. Urokliwe krajobrazy oglądane po drodze nie ukoiły ich bólu. Tym bardziej że śmierć młodziutkiej Nuggasak była dopiero początkiem całej serii nieszczęść. W Boże Narodzenie zachorowała jej matka. Choć Paingu miała takie same objawy jak wcześniej jej córka, lekarze zdiagnozowali u niej… reumatyzm. Dwa dni później, 27 grudnia, Eskimoska zmarła w kilka minut po wizycie lekarza, który ocenił jej stan jako „bardzo dobry”. W lokalnej prasie ukazała się notka wyjaśniająca, że kobieta zmarła ze starości, bo była już po pięćdziesiątce, a to sędziwy wiek jak na Eskimoskę.

Po kilku latach zmarłych ekshumowano, a ich kości trafiły do muzealnych magazynów

Tego samego dnia Sara, starsza z córek Abrahama, trafiła do szpitala. Dziewczynka niedomagała już od kilku dni, ale teraz jej stan uległ gwałtownemu pogorszeniu. Lekarze stwierdzili u niej objawy ospy. Zoo objęto kwarantanną, a pozostałych Eskimosów wyprawiono do Paryża. Abraham i Ulrike, którzy bardzo rozpaczali, gdy ich dziecko zabierano do szpitala, wydawali się teraz bardzo przygaszeni i zupełnie zrezygnowani, o czym wspomina w swoich zapiskach ich opiekun Jacobsen.

Zaraz po przekroczeniu francuskiej granicy, 31 grudnia, miejscowe władze sanitarne zarządziły przymusowe szczepienie pięciorga Eskimosów. W tym samym czasie mała Sara zmarła w szpitalu w Krefeld. Norweski opiekun miał nadzieję, że to już koniec serii nieszczęść. Nic z tego: 7 stycznia rozpoczęła się prawdziwa hekatomba. Najpierw zachorowała maleńka Maria, a zaraz po niej Abraham, Tobias i Tigianniak. Tylko Ulrike wciąż cieszyła się dobrym zdrowiem. Jacobsem, choć sam czuł się słabo i również trafił do szpitala z gorączką, starał się doglądać swoich podopiecznych. „Mieli bardzo czerwone twarze, a ich powieki i wargi były mocno opuchnięte. Bardzo cierpieli. To było straszne” – zanotował.

10 stycznia, aby zniechęcić paryżan do odwiedzania Eskimosów w Jardin d’Acclimatation, w gazetach zamieszczono fałszywą wzmiankę o ich wyjeździe. Tego samego dnia zmarła 13-miesięczna Maria. Szaman Tiganniak poprosił o sznur, chcąc z sobą skończyć, bo nie mógł już dłużej znieść strasznych boleści. Jego cierpienia skończyły się nazajutrz rano. Tobias wykrzesał jeszcze z siebie na tyle sił, aby wstać i okryć ciało zmarłego przyjaciela prześcieradłem. Wstrząśnięty Jacobsen był świadkiem tej dramatycznej sceny: „Ja też przy tym byłem, nie będąc w stanie im w niczym pomóc czy chociażby podać szklanki wody umierającym”.

13 stycznia zmarli Tobias i Abraham. Trzy dni później odeszła Ulrike, która też w końcu się zaraziła. „Ulrike umarła. Jako ostatnia z ośmiorga” – zapisał zdawkowo Jacobsen. On sam został nazajutrz wypisany ze szpitala. Gorączka spadła i opiekun Eskimosów się wylizał, ale od tamtej pory gnębiło go poczucie winy. „Czy jestem odpowiedzialny za ich śmierć? Czy należało wywozić tych biedaków tak daleko od ojczystego kraju, aby pochowano ich w obcej ziemi? Biedni ludzie. Nie chciałem ich śmierci, a gdybym nie popłynął na Labrador, to oni wszyscy żyliby jeszcze” – zapisał.

Zmarli nie zaznali spokoju także po śmierci. Ich ciała spoczęły w zbiorowym grobie na cmentarzu w Saint-Ouen. Pięć lat później ekshumowano je na życzenie Krajowego Muzeum Historii Naturalnej. Kości pięciorga Inuitów oczyszczono i umieszczono w zasobach muzealnych pośród szkieletów ludzi z różnych stron świata. W 1900 r. pokazano je na specjalnej ekspozycji przy okazji wystawy światowej. Zwiedzający mogli porównywać budowę szkieletów i wygląd zewnętrzny m.in. Aborygenów, Afrykanów, Polinezyjczyków, Japończyków, Chińczyków czy właśnie Inuitów, ukazanych jako pośrednie ogniwo między „żółtymi z Azji” a „autochtonami z Ameryki”.

Młyny biurokracji

Eskimosi pozostali w gablocie przez kilkadziesiąt lat. W latach 70. ich szczątki zamknięto w magazynie paryskiego Muzeum Człowieka, gdzie popadły w zapomnienie. Przed kilkoma laty France Rivet, francuska turystka podróżująca po Kanadzie, przypadkowo odkryła ich losy. Była tak zafascynowana historią Inuitów wywiezionych do Europy, że zaczęła ją wnikliwie zgłębiać i napisała książkę na ten temat. Postanowiła zrobić wszystko, aby zapewnić Abrahamowi i jego towarzyszom godny pochówek.

To w dużej mierze dzięki jej staraniom w kanadyjsko-francuskiej umowie o zacieśnieniu współpracy w sprawach gospodarczych, społecznych i bezpieczeństwa pojawiła się też wzmianka o konieczności „repatriacji inuickich szczątków znajdujących się w zbiorach muzeów francuskich”. Umowę tę podpisano w czerwcu 2013 r., ale młyny biurokracji mielą powoli. Jest jednak szansa, że jeszcze w tym roku, po 135 latach, najgorętsze pragnienie Abrahama wreszcie się spełni. Inuici wrócą na ojczystą ziemię.

na podst. GEO

02.10.2015 Numer 20.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną