Artykuły

Życie po Schengen

Zamkniete granice dobrze nam zrobią

Numer 21.2015
caglecartoons.com
W trakcie narastającego kryzysu migracyjnego pojawiają się obawy, że zagraża on strefie Schengen, czyli możliwości podróżowania bez granic. Tymczasem zamknięcie granic wcale nie byłoby złe – pisze Bill Emmott.
Bill Emmott to były redaktor naczelny tygodnika „Economist”, jest producentem wykonawczym filmu „The Great European Disaster”, emitowanego w telewizjach BBC i Arte.materiały prasowe Bill Emmott to były redaktor naczelny tygodnika „Economist”, jest producentem wykonawczym filmu „The Great European Disaster”, emitowanego w telewizjach BBC i Arte.

To ostrzeżenie powróciło niedawno, gdy unijni ministrowie wypracowali porozumienie dotyczące pilnowania granic i przesiedlania uchodźców. Oczywiście pomysł, by znieść granice, w Europie miał zawsze ogromną wagę symboliczną. Ale czasami trzeba poświęcić nawet najważniejsze symbole. Taki czas właśnie nadszedł, bo kryzys migracyjny sprawia, że Schengen zagraża wiarygodności Unii Europejskiej jako wspólnoty. W systemie otwartych granic władze poszczególnych państw UE nie będą w stanie utrzymać porządku i rządów prawa.

Gdy w 1985 r. powstała strefa Schengen, w jej skład wchodziło zaledwie pięć krajów (Belgia, Francja, Luksemburg, Holandia i RFN). Od tamtej pory rozrosła się do 22 z 28 państw UE, a cztery kolejne (Bułgaria, Chorwacja, Cypr i Rumunia) mają do niej dołączyć w przyszłości. Do tego dochodzą cztery państwa spoza UE (Norwegia, Islandia, Szwajcaria i Liechtenstein). Wszystkie te kraje zrezygnowały z kontroli na wspólnych granicach oraz przyjęły jednolitą politykę wizową dla obywateli spoza strefy Schengen.

Oczywiście wygodnie jest traktować lot z Zurychu do Oslo jako podróż krajową, bez kontroli paszportowej. I bez wątpienia dużym udogodnieniem jest możliwość przejechania z Berlina do Barcelony bez czekania w kolejce do odprawy na każdej granicy. To właśnie ta wygoda sprawia, że tylko dwa unijne kraje (Irlandia i Wielka Brytania) zarezerwowały sobie prawo nieprzystępowania do traktatu z Schengen.

Kryzys migracyjny ujawnił jego słabą stronę, czyli trudność monitorowania obszaru UE bez kontroli granicznych. I choć krajom spoza Schengen udało się uniknąć bezpośredniego obowiązku uczestnictwa we wspólnej polityce – np. Wielka Brytania nie weszła do unijnego systemu przesiedlania uchodźców – nie zapewnia im to ochrony przed wyzwaniami kryzysu migracyjnego. Kraje Schengen nie są w stanie wiarygodnie odpowiedzieć, ilu migrantów przebywa na ich terenie, kim są ani kiedy przyjechali.

Ta utrata kontroli jest bardzo niedobra przynajmniej z dwóch powodów. Po pierwsze, statystyki dotyczące migrantów można podawać w wątpliwość, nawet nie uwzględniając nielegalnej imigracji, a antyimigranckim partiom politycznym łatwiej jest wyolbrzymiać te liczby, by podsycać strach w społeczeństwie. Po drugie, jeśli uchodźcy, którym przyznano azyl, mogą łatwo wyjechać do dowolnego kraju Schengen, to porozumienia o podziale obowiązków tracą wiarygodność oraz sens.

Państwa mogą nie chcieć pokrywać kosztów osiedlenia konkretnej liczby uciekinierów tylko po to, by za chwilę utracić ewentualne korzyści ekonomiczne płynące z zasilenia przez nich rynku pracy. Aby tego uniknąć, sensowne wydawałoby się wprowadzenie okresu przejściowego – podobnego do siedmioletnich okresów przejściowych dla nowych krajów członkowskich – w czasie którego przyjęci azylanci nie mogliby się przeprowadzać do innych krajów w poszukiwaniu pracy. Jednak w Schengen bardzo trudno to wyegzekwować – ta rzeczywistość to woda na młyn nacjonalistów, którzy z chęcią opisują UE jako kłopotliwy obowiązek, a nie źródło rozwiązań czy szans.

Oczywiście nie wystarczy ponownie ustawić na granicach przeszklone budki i umundurowanych strażników, żeby rozwiązać kryzys migracyjny. Jednak zawieszenie lub zniesienie traktatu z Schengen zwiększyłoby wiarygodność rządowych starań na rzecz utrzymania porządku na własnym podwórku. Wtedy zwykłych obywateli łatwiej byłoby przekonać do pomocy większej liczbie uchodźców. Odwrócenie tej sztandarowej unijnej polityki udowodniłoby również, że UE nie tkwi w pułapce utopijnej ideologii i jest w stanie się przystosować do zmiennych warunków w sposób przemyślany i pragmatyczny.

Tekst pochodzi z portalu Project Syndicate Polska, www.project-syndicate.pl

***

Bill Emmott to były redaktor naczelny tygodnika „Economist”, jest producentem wykonawczym filmu „The Great European Disaster”, emitowanego w telewizjach BBC i Arte.

16.10.2015 Numer 21.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną