Rewolucja w Wenezueli zabrnęła w ślepą uliczkę. Dobrobyt i sprawiedliwość stały się abstrakcją. Podobnie jak leki i papier toaletowy.
Nie tak dawno temu, kiedy Juan González szedł do rzeźnika, przynosił do domu kilka ładnych steków, a dla psa krowie płuco znane tu jako bofe. – Teraz bofe jem sam, jeśli je dostanę – mówi 55-letni monter wind z Caracas. Ponieważ zaczęło brakować żywności, Wenezuelczycy musieli zmienić dietę, która teraz składa się z tego, co uda się wystać w kolejkach. Mleko, mięso i fasolę – podstawowe źródła białka w narodowym menu – bardzo trudno kupić, a jeśli już, to ich ceny są astronomiczne.
10.06.2016
Numer 12.2016