Artykuły

Otaku w ataku

Podróż w czasie po Japonii

Numer 12.2016
Podczas jednej zmiany świateł skrzyżowanie w Shibuya przekracza kilka tysięcy osób. Podczas jednej zmiany świateł skrzyżowanie w Shibuya przekracza kilka tysięcy osób. Ida Postnikoff-Moskalewicz
Japonia to kraj starożytnych świątyń i nowoczesnej popkultury. Dlatego, by poznać ją z każdej strony, trzeba przeznaczyć tyleż czasu na wyjątkowe zabytki, co na spacer ulicami, na których nic nie jest takie, jak się wydaje.
Tokio nigdy nie zasypia, ulice do rana okupują tłumy nastolatków.Ida Postnikoff-Moskalewicz Tokio nigdy nie zasypia, ulice do rana okupują tłumy nastolatków.
Wielki, 4-metrowy lampion strzeże wejścia do świątyni Sensoi-ji.Ida Postnikoff-Moskalewicz Wielki, 4-metrowy lampion strzeże wejścia do świątyni Sensoi-ji.
Sprzedawca w sklepie dla otaku w Akihibarze chętnie pozuje do zdjęcia.Ida Postnikoff-Moskalewicz Sprzedawca w sklepie dla otaku w Akihibarze chętnie pozuje do zdjęcia.
Księgarnie z komiksami w Akihibarze mają po kilka pięter.Ida Postnikoff-Moskalewicz Księgarnie z komiksami w Akihibarze mają po kilka pięter.
Każda japońska para marzy o ślubie w świątyni Meiji Jingu.Ida Postnikoff-Moskalewicz Każda japońska para marzy o ślubie w świątyni Meiji Jingu.
Pomarańczowe bramy tori w Inari to droga do szczęścia w biznesie.Ida Postnikoff-Moskalewicz Pomarańczowe bramy tori w Inari to droga do szczęścia w biznesie.
Prawdziwy otaku musi wpaść na ulicę Takeshita.Ida Postnikoff-Moskalewicz Prawdziwy otaku musi wpaść na ulicę Takeshita.
Złoty Pawilon – obowiązkowy punkt wycieczki do Kioto.Ida Postnikoff-Moskalewicz Złoty Pawilon – obowiązkowy punkt wycieczki do Kioto.
Kelnerki w strojach pokojówek zapraszają do Maid Cafe.Ida Postnikoff-Moskalewicz Kelnerki w strojach pokojówek zapraszają do Maid Cafe.
Warto wspiąć się do świątyni Kiyomizu Dera, skąd roztacza się doskonały widok na Kioto.Ida Postnikoff-Moskalewicz Warto wspiąć się do świątyni Kiyomizu Dera, skąd roztacza się doskonały widok na Kioto.
Japończycy uważają za szczyt nietaktu wędrowanie po ulicy i jednoczesne jedzenie.Ida Postnikoff-Moskalewicz Japończycy uważają za szczyt nietaktu wędrowanie po ulicy i jednoczesne jedzenie.

Gdy do Japonii wybierają się ojciec z nastoletnią córką, można się spodziewać, że mają wobec takiej wycieczki nieco odmienne oczekiwania. Postanowiliśmy jednak połączyć ogień z wodą i popróbować Japonii najstarszej – i najnowszej. W Kraju Kwitnącej Wiśni byliśmy tydzień i teraz dzień po dniu zaproponujemy wam, jak w takim czasie wycisnąć z Japonii najwięcej.

Dzień pierwszy

Prawdziwy otaku, czyli fan japońskiej mangi i anime, nie może uznać Japonii za zaliczonej, jeśli nie odwiedzi słynnego muzeum Ghibli. Położone na przedmieściach Tokio muzeum zaprojektował najsłynniejszy twórca japońskich animacji Hayao Miyazaki (pisaliśmy o nim szerzej w FORUM numer 3/16). Już w recepcji goście spotykają wielkiego Totoro, który sprzedaje bilety w formie taśmy filmowej. Potem można w zasadzie przez cały dzień buszować po trzypiętrowym, bajecznym kompleksie, poznając tajniki tworzenia anime i spotykając kolejnych jego bohaterów, takich jak choćby roboty z gwardii Laputy. Warto zajrzeć do Kocibusa (połączenia autobusu z kotem) oraz do położonych na dachu ogrodów.

Dzień drugi

Zacząć warto od położonej w dzielnicy Asakusa słynnej Senso-ji, najczęściej odwiedzanej przez turystów buddyjskiej świątyni w Tokio. Oferuje ona wszystko, co wyobrażamy sobie, myśląc o Japonii. Czarno-czerwone ściany ozdobione wielkimi lampionami, oszałamiające kadzidła i mnichów w bajecznych szatach. Żelaznym punktem programu jest wróżba – potrząsając metalowym młynkiem wydobywamy z niego patyczek ze stosowną inskrypcją, którą następnie odnajdujemy w ustawionych obok szufladkach z wróżbami. Uwaga! Zabrać ze sobą warto wyłącznie dobrą wróżbę, te złe (oraz neutralne) przywiązujemy do specjalnych stojaków w świątyni, by bóstwa zabrały je sobie z powrotem i by nie przyniosły nam pecha. Oczywiście, wróżbę zawsze można powtórzyć…

Asakusa to najstarsza część Tokio, w otaczających świątynię pełnych kramów uliczkach można poczuć atmosferę starego cesarskiego Edo, zwłaszcza że niektóre z nich działają nieprzerwanie od 300 lat. To dobre miejsce, by przekąsić lunch, wchodząc do jednej z malutkich knajpek lub kupując coś na straganie. Jednak wybierając tę drugą opcję, trzeba uważać i zjeść od razu na miejscu. Japończycy uważają bowiem za szczyt nietaktu wędrowanie po ulicy i jednoczesne jedzenie.

Po lunchu czas na skok w odmęty zupełnie innego Tokio. Ruszamy do kultowej dla otaku dzielnicy Akihibara, zwanej też czule Akibą. Po wyjściu z metra zanurzamy się w świat japońskich animacji. Sklepy z filmami i komiksami, gdzie obsługują sprzedawcy przebrani za bohaterów anime, to nie wszystko. Niezwykłym wynalazkiem są wielopiętrowe domy gry, gdzie na każdym piętrze fani mogą oddać się innej rozrywce – od bajecznych symulatorów po automaty zręcznościowe, pozwalające wygrać kolekcjonerską figurkę ulubionego bohatera. Inna atrakcja to charakterystyczne „Maid cafe”, gdzie przebrane za słodkie, francuskie pokojówki kelnerki traktują gości bardziej jak państwa, którym pokornie usługują w domu, nie zaś klientów zwykłej kawiarni. Motyw uległej pokojówki z pokorą służącej panu lub pani to jeden z bardziej popularnych motywów mangi.

Jeśli wolimy nieco inny klimat, warto odwiedzić „Owl cafe”, czyli kawiarenkę, w której mieszka kilkadziesiąt sów różnych gatunków. Klienci zaopatrywani są w specjalną rękawicę, dzięki której można wziąć ptaka na rękę i pogłaskać go po głowie. Dobrą pamiątką na zakończenie wizyty w Akibie będzie specjalna sesja zdjęciowa. W licznych studiach oferujących taką usługę można nie tylko przebrać się do zdjęcia w strój ulubionego bohatera, ale też wykonane fotki dowolnie edytować, ozdabiać i na końcu wydrukować.

Wieczór warto spędzić w tętniącej życiem dzielnicy Shibuya, gdzie zaraz po wyjściu z metra trafiamy na najbardziej zatłoczone skrzyżowanie na świecie, by potem utonąć wśród sklepów z ubraniami, gdzie zaopatrują się wszystkie modne tokijskie nastolatki – i miliony przybyszów z całego świata.

Dzień trzeci

Zaczynamy od wizyty w drugiej najsłynniejszej tokijskiej świątyni, czyli Meiji Jingu. To najważniejsza w kraju świątynia szintoistyczna, położona w przepięknym parku. Na teren sanktuarium wkracza się przez imponującą bramę, za którą spotykamy ścianę, a wzdłuż niej ułożone dziesiątki kolorowych beczek z sake. To stara japońska tradycja, mająca przynieść przychylność bóstw. Sama świątynia zachwyca swą prostotą, a jeśli ma się trochę szczęścia, można trafić na niezwykle barwną ceremonię ślubną. Nie jest to rzadkie, bo Japończycy wierzą, że ślub zawarty właśnie tu zapewni młodej parze zgodne pożycie przez wiele lat.

Po wyjściu ze świątynnego parku wystarczy przejść przez ulicę, by się znaleźć w gwarnej dzielnicy Harajuku – kolejnej mekce otaku. Centralnym punktem jest zamknięta dla samochodów, kultowa ulica Takeshita Dori, na której można kupić praktycznie wszystko. Jednak miłośnicy mangi i anime, szczególnie ci zwariowani na punkcie „cosplay”, czyli przebieranek za ulubionych bohaterów, przybywają tu tłumnie, by skompletować stosowny strój, a nawet perukę. Gdy dokonają zakupu, natychmiast się przebierają, dodając ulicy niezwykłego klimatu.

Po wizycie w Harajuku czas ruszać na dworzec, by pędzącym prawie 300 km na godz. Shinkansenem przenieść się do zupełnie innej Japonii – do Kioto. Jeśli czas i siły pozwalają, wieczór można poświęcić na wizytę w słynnej dzielnicy gejsz – Gion. Wciąż płoną tam czerwone latarnie…

Dzień czwarty

Poranek w Kioto można rozpocząć od niespiesznego spaceru do położonej w centrum miasta imponującej świątyni Hongan-ji. Nie poświęcamy jej jednak zbyt wiele czasu, bo większość najwspanialszych atrakcji leży na peryferiach lub za miastem. By dotrzeć do pierwszej z nich, Fushimi Inari i jej słynnych pomarańczowych bram tori, jedziemy podmiejską kolejką do miasteczka Inari. Już sama szintoistyczna świątynia z VIII w., położona na malowniczym wzgórzu, robi spore wrażenie, ale największą atrakcją są ciągnące się po szczyt tysiące pomarańczowych bram, którymi wędrujemy przez bambusowy las. Po drodze napotkać można setki statuetek lisa, uważanego tu za święte zwierzę, przynoszącego szczęście posłańca bogini.

Wracamy na stację kolejki, bo wyruszyć do Nary, pierwszej stolicy Japonii. Malownicze miasteczko słynie nie tylko ze wspaniałych świątyń, ale także z setek danieli żyjących w miejskich i świątynnych parkach. Zwierzęta nie boją się ludzi, przeciwnie, podchodzą do turystów, dając się głaskać i domagając się poczęstunku (karmienie jest dozwolone). Wędrując przez park docieramy do najważniejszej świątyni w mieście, Todai-ji. Głównym elementem tej buddyjskiej świątyni jest słynny Pawilon Wielkiego Buddy – największa drewniana budowla na świecie, mieszcząca posąg bóstwa o wysokości ponad 16 metrów. Jeśli wystarczy czasu przed powrotem do Kioto, warto wspiąć się na szczyt wzgórza, by odnaleźć kolejne, wspaniałe drewniane pawilony, nie opanowane przez tłum turystów.

Dzień piąty

Dziś przed nami trzy najważniejsze atrakcje Kioto. Na początek Ryoan-ji, prastara buddyjska świątynia słynąca z najwspanialszego w Japonii ogrodu zen. Jak się okazuje, najważniejsza nie jest wcale imponująca roślinność otaczająca świątynię. Kluczem do panującej tu absolutnej harmonii są kamienie ułożone setki lat temu w taki sposób, by mnisi i przybysze odnaleźli całkowite zjednoczenie z naturą i bóstwem.

Kolejny przystanek to świątynia Kinkaku-ji i należący do niej słynny Złoty Pawilon. Gdy stajemy nad świątynnym jeziorem, widok zapiera dech w piersi. Konstrukcja pawilonu jest doskonała, a każdemu przybyszowi wyrywa się bezwiednie okrzyk zachwytu. Mając ten cud architektury przed oczami, trudno docenić resztę kompleksu, choć ten naprawdę jest godny uwagi.

By dotrzeć do ostatniej atrakcji, trzeba przejechać autobusem przez całe miasto, a potem wspiąć się pod górę. Jednak widok świątyni Kiyomizu Dera wynagradza wszelkie trudy. Zbudowana pod koniec VIII w. świątynia przez wielu uważana jest za najpiękniejszą w Japonii. Strzelista, pomarańczowa konstrukcja wznosi się ku niebu, a widoki z pawilonów na położone w dole miasto są po prostu wspaniałe. Ciekawostką jest położony u stóp budowli święty wodospad Otowa no taki. Jego wody rozdzielają się na trzy strumienie, a napicie się z któregoś z nich zapewnia odpowiednie błogosławieństwo: długowieczność, sukcesy w nauce, szczęście w miłości. Ale uwaga – napić się można tylko z jednego, bo jak wierzą Japończycy, zachłanność jest poważnym przewinieniem. Kto zaczerpnie z dwóch lub trzech strumieni, ten nie dostanie od bóstwa nic.

Dzień szósty

Shinkansenem mkniemy z powrotem do Tokio. By sprawiedliwości stało się zadość, znów czas na świat mangi i anime. Tym razem naszym celem jest dzielnica Ikebukuro, kolejne centrum dla zakręconych otaku. Wśród sklepów ze strojami, komiksami i akcesoriami mija większość dnia, zakończonego wizytą w kociej kawiarni. Takie przybytki stają się w Japonii coraz liczniejsze. O ile dla turystów są egzotyczną ciekawostką, to dla mieszkańców Tokio (głównie tych młodych) stanowią popularny sposób spędzenia czasu. W naszej kawiarni było mnóstwo foteli i kanap, na których wygodnie rozłożeni goście czytali książki i komiksy, głaskali łażące po całym lokalu koty wszelkich odmian albo po prostu – spali.

Siódmy dzień to czas na podróż powrotną. Gdy wylatujemy rano do Europy, na Starym Kontynencie wszyscy smacznie śpią. Jednak dzięki siedmiogodzinnej różnicy czasu mimo 11 godzin lotu w Amsterdamie jesteśmy po południu. Kilka godzin, które pozostało do wieczornego lotu do Warszawy można wykorzystać na rejs po kanałach, skoczyć na słynny targ tulipanów lub po prostu powłóczyć się, chłonąc atmosferę tego niezwykłego miasta.

***

Informacje praktyczne

Warto szukać okazji cenowych. Gdy wybieraliśmy się do Tokio, najlepszą ofertę miał KLM z przesiadką w Amsterdamie (ok. 2200 zł za lot w obie strony). Nasz narodowy przewoźnik LOT najtańsze bilety z Warszawy oferował po 2900 zł. Dodatkowe atuty lotu KLM to możliwość spaceru po Amsterdamie oraz japońskie menu na pokładzie (bez dopłat). Warto rozważyć wybór większego fotela w strefie Economy Comfort. Więcej przestrzeni podczas 11-godzinnego lotu jest nie do pogardzenia.

Noclegi w Japonii są na ogół drogie. Do wyboru mamy hotele międzynarodowych sieci (od ok. 600 zł za pokój dwuosobowy), nieduże hotele japońskie (od ok. 450 zł), tradycyjne zajazdy typu ryokan, z bambusową podłogą i ścianami z cienkiej sklejki – koniecznie chociaż raz! (od ok. 450 zł) – oraz najtańszą wersję, czyli tzw. hotele kapsułowe (od ok. 250 zł), gdzie mamy do dyspozycji tyle miejsca, ile zajmuje leżący człowiek.

Transport także nie należy do tanich. Za pociąg z lotniska Narita do centrum Tokio trzeba zapłacić od ok. 60 zł (lokalna kolejka) do 120 zł (szybki ekspres). Bilety do metra nabywamy w automatach na stacjach, jest zawsze przynajmniej kilka taryf, a każda stacja leży w innej strefie opłat. Jeżeli kupimy zbyt tani bilet, bramki na stacji docelowej nie przepuszczą nas – wtedy trzeba szukać automatu, by opłacić suplement. Średnio można przyjąć, że jeden przejazd tokijskim metrem kosztuje ok. 12 zł. W Kioto najlepszym rozwiązaniem są autobusy. Pojedynczy przejazd w strefie miejskiej kosztuje ok. 9 zł, dobrym rozwiązaniem jest całodniowa karta za ok. 20 zł.

• Najważniejszą z punktu widzenia turysty japońską trasę Tokio-Kioto pokonać można na cztery sposoby, przy czym istnieje żelazna korelacja między ceną a czasem i wygodą przejazdu. Najszybszą opcją (a przy okazji atrakcją samą w sobie) jest przejazd superekspresem Shinkansen, który pokonuje 520 km w nieco ponad dwie godziny. Koszt biletu w jedną stronę to ok. 500 zł. O połowę mniej kosztuje nocny autobus, który wieczorem wyjeżdża z Tokio i po około dziewięciu godzinach dociera do Kioto. Inne opcje to przelot tanimi liniami z Tokio do Osaki i potem lokalnym transportem do Kioto (w zależności od upolowanej taryfy ok. 300-400 zł) albo przejazd lokalnymi pociągami (ok. 250 zł, ale po drodze dwie przesiadki). Jeśli planujemy więcej podróży niż tylko wycieczka do Kioto, dobrą opcją jest wykupienie karty Japan Rail Pass (szczegóły taryf na www.jrpass.jp).

Jedzenie w Japonii nie jest drogie. Za talerzyk sushi (dwie sztuki nigiri) możemy zapłacić w restauracji już od pięciu złotych, porcja pysznych pierożków gyoza to ok. 15 zł, zaś za wielką miskę makaronu z mięsem (ramen lub soba) zapłacimy 20-25 zł. Ceny w sklepach spożywczych są umiarkowane, prawie na każdej ulicy można znaleźć całodobowy market ze sporym wyborem jedzenia (także na ciepło)

100 jenów = 3,75 zł.

10.06.2016 Numer 12.2016
Więcej na ten temat
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną