Artykuły

Stypendium dla gangstera

Druga szansa

Numer 13.2016
Pracownicy Biura Bezpieczeństwa Sąsiedzkiego pomagają recydywistom wrócić do normalnego życia. Mają autorytet – sami byli przestępcami. Pracownicy Biura Bezpieczeństwa Sąsiedzkiego pomagają recydywistom wrócić do normalnego życia. Mają autorytet – sami byli przestępcami. Jahi Chikwendiu/The Washington Post / Getty Images
Jeszcze kilka lat temu Richmond w Kalifornii było jednym z najniebezpieczniejszych miast Ameryki. Sytuację zmienił pilotażowy program pomocy młodocianym zabójcom.

Późnym popołudniem 22 maja 2006 r. Todd Gillard i Rohnell Robinson dostali cynk od informatora. „Cyngiel” konkurencji pojawił się w centrum handlowym Hilltop Mall w Richmond w północnej Kalifornii. Gillard i Robinson przewodzili jednemu z najgroźniejszych gangów w mieście i znani byli z tego, że nie odpuszczają wrogom. Policja mówiła o nich: „seryjni zabójcy”. Tym razem ich celem był Brian Jones. Gdy zobaczyli, jak wyjeżdża z parkingu przy Hilltop Mall, podjechali do jego wozu i zaczęli strzelać seriami. Nie trafili w Jonesa, ale kule dosięgły jego 17-letnią narzeczoną LaQuishę Turner. Została sparaliżowana od szyi w dół, nie mogła też samodzielnie oddychać. W następnych trzech miesiącach w Richmond rozpętała się wojna gangów: Deep C z centrum Richmond i Project Trojans z północnej części miasta. Zginęło ponad 20 osób.

Policja bezskutecznie próbowała położyć kres fali przemocy. Gdy wszystkie działania zawiodły, sięgnięto po eksperymentalny program, który miał objąć najbardziej narażonych na śmierć i skłonnych do zabijania młodych ludzi. Założone w 2007 r. Biuro Bezpieczeństwa Sąsiedzkiego (ONS) zaoferowało mężczyznom skazanym za przestępstwa z użyciem broni szansę na lepsze życie. Początkowo zapewniało im szkolenia zawodowe i pomoc w zdobyciu pracy. Trzy lata później uruchomiło kontrowersyjny program stypendialny dla młodocianych przestępców. Dzięki niemu dostawali co miesiąc pieniądze na życie i uczestniczyli w opłaconych wyjazdach studyjnych.

Richmond – położone na północ od Berkeley i oddzielone od San Francisco zatoką East Bay – było wówczas dziewiąte na liście najniebezpieczniejszych miast w Stanach Zjednoczonych. W 2007 r. zanotowano tu 47 zabójstw na 106 tys. mieszkańców – ponad 11 razy więcej niż w Nowym Jorku. W 2014 r. liczba morderstw spadła do 11 – najniższego poziomu od 1971 r. – czyli zmniejszyła się o 77 procent. W tym samym okresie wskaźnik zabójstw w Oakland i Nowym Jorku spadł o jedną trzecią. O sukcesie „modelu Richmond” zaczęło być głośno.

Raj utracony

Robinson ma dziś 30 lat, z czego dwa spędził w więzieniu. Na wolności jest od 2009 r. Pewnego zimnego październikowego poranka wyruszył – wraz z dziennikarzem oraz innym pracownikiem ONS, Samem Vaughnem, na przejażdżkę po tzw. żelaznym trójkącie, ubogiej dzielnicy Richmond położonej między dwiema liniami kolejowymi. Wszędzie widać było plakaty reklamujące koncern Chevron – największego pracodawcę w mieście – oraz ostrzeżenia, że posiadanie broni bez licencji grozi więzieniem. Wszystko było pozamykane, poza narożnymi sklepikami z alkoholem. Bar Bernice’s Chicken Spot, gdzie Robinson lubił dawniej przesiadywać, miał witrynę zabitą deskami. Podobnie jak dom jego babki. W pobliżu kręcił się wóz policyjny. – Czeka, aż coś się wydarzy – zauważył cierpko.

Mijali domy z oknami zasłoniętymi prześcieradłami oraz ogródki otoczone drutem kolczastym. Na chodnikach nie było ludzi. Robinson przychodził tu kiedyś, by się „wyluzować”. W północnym Richmond, gdzie mieszkał, do strzelanin dochodziło trzy, cztery razy dziennie. – Tu się czułem bezpieczny. Deep Central było moją oazą, gdzie mogłem o wszystkim zapomnieć, przynajmniej na chwilę – powiedział z nutką nostalgii w głosie, po czym osunął się niżej na fotelu. Zgodnie z wymogami zwolnienia warunkowego były członek gangu nie może wrócić na stare śmieci ani spotykać się z dawnymi znajomymi.

W sprawie postrzelenia LaQuishy Turner prokurator stanowy wszczął śledztwo, którym objęto Deep C. W listopadzie 2008 r. zakończyło się ono wielką obławą. Zatrzymano 18 osób, skonfiskowano znaczne ilości narkotyków i broni automatycznej. Przy jednej z kobiet znaleziono kilo kokainy i karabin MAC-11. Gillard i Robinson siedzieli już od dwóch miesięcy w areszcie. Postawiono im zarzuty usiłowania zabójstwa oraz posiadania broni maszynowej. Sąd oddalił pierwszy zarzut z braku dowodów, ale i tak obaj dostali po pięć lat za nielegalne posiadanie broni. Po trzech latach Robinson uzyskał zwolnienie warunkowe w zamian za przyznanie się do różnych przestępstw.

Dziś zapewnia, że nie był członkiem gangu. Mówi, że nie przeszedł inicjacji, czyli ostrego lania. – W Richmond liczyło się to, gdzie ktoś dorastał i z kim się przyjaźnił. Kiedy pojawiały się problemy, wspieraliśmy się jak bracia, byliśmy jedną wielką rodziną – wspomina. Cztery lata temu złamał przepisy warunkowego zwolnienia, by zabrać czteroletniego siostrzeńca na plac zabaw. Ktoś go zobaczył i powiadomił policję. Ta nałożyła mu kajdanki na oczach dziecka i zabrała na posterunek. Jeden z policjantów widział go dzień wcześniej na spotkaniu zorganizowanym przez ONS, które objęło go programem stypendialnym.

– To nie ma sensu. Chcemy, żeby młodzi ludzie brali odpowiedzialność za swoją społeczność i rodzinę, żeby naprawiali swoje błędy. A policja uważa, że skoro popełnili zbrodnię, to należy ich wsadzić za kratki na zawsze albo zamienić ich życie na wolności w piekło – mówi Vaughn. Robinson wzdycha ciężko, mówiąc: Wystarczy, że powiem, jak się nazywam, a już pojawiają się problemy.

Druga szansa

39-letni Vaughn wie, co mówi. Sam w młodości handlował kokainą na ulicach i spędził 10 lat za kratkami za to, że omal nie zatłukł jednego gościa na śmierć kolbą pistoletu. W więzieniu spotkał ludzi, którzy namówili go na zmianę stylu życia. Dołączył do grupy kościelnej, prowadził pogadanki dla nastolatków mających problemy z prawem. Ukończył studia, a gdy wyszedł na wolność, zatrudnił się w oddziale ONS w Richmond. Przestępcza przeszłość dodawała mu autorytetu u młodych. – Postanowiłem poświęcić im życie – wspomina.

Robinson pierwszy raz usłyszał o ONS od matki, jeszcze gdy odsiadywał wyrok. Choć kwalifikował się do programu, miał wątpliwości. Myślał, że współpraca oznacza sypanie kolegów. Nie chciał być kapusiem. Kiedy jednak się dowiedział, że ONS nie dzieli się informacjami z policją, postanowił przystąpić do programu w połowie 2011 r. Poznał Vaughna podczas wizyty studyjnej w Dallas. Obaj byli fanami drużyny futbolowej Dallas Cowboys i wspólnie wybrali się obejrzeć jej stadion. Vaughn pomógł Robinsonowi przystosować się do życia na wolności. Odpowiadał na jego najgłupsze nawet pytania, pomógł znaleźć mieszkanie, opłacić rachunek za telefon. Z czasem ich znajomość przerodziła się w przyjaźń. – Nie mówię mu, jak ma żyć. Pokazuje tylko różne drogi – podkreśla Vaughn.

Piętnaście miesięcy po wyjściu z więzienia Robinson został oskarżony o oszustwo z użyciem karty kredytowej. Zamieszał się w przekręt polegający na kupowaniu skradzionych kart, a następnie ich zamianie na bony towarowe w sklepie Target. Vaughn mu doradził, żeby się oddał w ręce policji, a potem sam napisał list do prokuratura, w którym przedstawił jego postępy w programie ONS. Robinson utrzymał stypendium, choć jeszcze kilkakrotnie naruszył warunki okresu próbnego. – Wszyscy oczekują, że postawimy na takich ludziach krzyżyk, ale my się nie poddajemy – zapewnia Vaughn.

na podst. The Guardian

24.06.2016 Numer 13.2016
Więcej na ten temat
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną