Z Paryża do Saint-Denis, gdzie piłkarze walczą o mistrzostwo Europy, nie jest daleko, ale to zupełnie odrębne światy.
Danielle Ludon każdy dzień rozpoczyna od podróży do innej galaktyki. Rankiem, kwadrans przed dziewiątą, ta drobnej postury emerytka wsiada do zdezelowanego renaulta i opuszcza szaro-betonowe blokowisko Le Franc-Moisin. W lusterku wstecznym widzi jasną i jakby zawieszoną w powietrzu kopułę stadionu narodowego – Stade de France. Jedzie po kocich łbach i parkuje na starówce pod rozłożystymi platanami. Szybkim krokiem idzie przez rynek, pokonuje cztery schodki w górę i trafia do oazy spokoju, jaką jest bazylika Saint-Denis.
24.06.2016
Numer 13.2016