Artykuły

Z kozą, świnią, kolegą...

Eros w łagrze

Numer 13.2016
Nad tym, że kryminaliści wykorzystują jeden drugiego, nie ma co się dłużej zatrzymywać – to banał. Nad tym, że kryminaliści wykorzystują jeden drugiego, nie ma co się dłużej zatrzymywać – to banał. A.Glyadyelow / Fotonova
Oficjalnie temat seksu w Związku Radzieckim nie istniał. Faktycznie jednak seks w ZSRR jak najbardziej kwitł – i to nawet w łagrach.
Malarz Igor Obrosow (1930-2010) syn więźnia politycznego, poświęcił życiu w łagrach cykl wstrząsających obrazów.Sputnik/EAST NEWS Malarz Igor Obrosow (1930-2010) syn więźnia politycznego, poświęcił życiu w łagrach cykl wstrząsających obrazów.

W 1967 r. w Saratowie powstała Grupa Rewolucyjnego Komunizmu – nielegalna marksistowska organizacja studentów. Aktywiści utworzyli jej filie w kilku miastach. Na czele oddziału w Riazaniu stał Jurij Wudka. Członkowie grupy krytykowali wypaczenia w Związku Radzieckim, za wzór uznając wyłącznie marksizm-leninizm w czystej postaci. Wudka napisał program grupy, kolportował wydawnictwa drugiego obiegu oraz nawiązywał kontakty z dysydentami w kraju i za granicą.

Dwa lata później grupę namierzyło KGB, a wielu jej członków trafiło do łagru. Wudka dostał wyrok siedmiu lat obozu pracy za antyradziecką propagandę. Gdy stawał przed sądem, miał 23 lata. Po wyjściu na wolność zdeklarował się jako lewicowy syjonista i otrzymał zgodę na emigrację do Izraela. Swoje obozowe doświadczenia opisał w książce „Moskowszczyzna”. Zawarł w niej m.in. swoje uwagi na temat intymnych sfer życia więźniów.

Pierwsze zetknięcie człowieka pozbawionego wolności z bezwzględnym aparatem przymusu nastąpiło już w areszcie śledczym. Wudka wspomina, że już podczas śledztwa nagminnie naruszano granice intymności. I w czasie przesłuchań, i w celi trwały intensywne poszukiwania czegoś kompromitującego. Jak pisze: „przetrząsano brudną bieliznę, byle tylko znaleźć jakiś pretekst do wysłania nas na dożywocie do psychuszki” jako wykolejeńców.

W kręgu pierwszym

Warunki życia w radzieckich aresztach i więzieniach były tragiczne. Przepełnienie (2,5 mkw. na osobę, co i tak nie było przestrzegane), fatalne wyżywienie, dwupiętrowe skrzypiące prycze, trzęsące się przy każdym ruchu leżących na nich więźniów. Okienka celi osłonięto z zewnątrz żaluzjami. Przez całą dobę pomieszczenie było oświetlone, z tym że za dnia paliła się mocna żarówka, a na noc włączano słabszą. Chodziło o to, by ochrona mogła zawsze mieć baczenie na to, co się dzieje w celi. Ponadto całodobowy dozór w oświetlonym ciasnym pomieszczeniu miał rozmiękczać podejrzanych i skłaniać ich do współpracy z KGB w nadziei na szybsze zakończenie śledztwa i opuszczenie aresztu.

Więźniom przysługiwał jeden godzinny spacer w ciągu doby. Aresztantów wpuszczano na spacerniak – niewielki wyasfaltowany placyk, otoczony wysokim murem. Ochrona pozostawała na zewnątrz, obserwując przez judasza w drzwiach to, co działo się na spacerniaku. Najmniejsze odstępstwo od regulaminu było surowo karane.

„W radzieckim więzieniu człowiek jest całkowicie pozbawiony intymności – wspomina w książce Jurij Wudka. – Karcer, w którym siedzi się pojedynczo, też jest torturą, ale stałe przebywanie ze zwyrodniałymi kryminalistami w jednej celi to koszmar. Poza tym w każdej chwili przez wizjer może zajrzeć oko nadzorcy. W celi są dwa wizjery: jeden w drzwiach, a drugi w rogu, gdzie stoi kibel, dokładnie na wysokości pachwiny. Płeć więźniów i nadzorców nie ma znaczenia: baby mogą dyżurować przy męskich celach i toaletach, a facet – przy salach, gdzie trzymane są kobiety. Warunki higieniczne są urągające. Umyć się można tylko w brudnej toalecie. Tam też opróżnia się kible”.

Możliwość załatwiania czynności fizjologicznych to ważna część więziennych rytuałów i kolejny obszar zagarniętej przez nadzór więzienny osobistej przestrzeni więźnia. To także sfera służąca odzieraniu aresztanta z intymności i godności. Na przykład klawisz wyprowadzał więźnia do toalety nie wtedy, kiedy ten zgłaszał taką potrzebę, a wtedy, gdy sam uznał za stosowne. Wszystkich siedzących w jednej celi prowadził do łazienki jednocześnie. „Opróżnianie żołądka do stojącego w celi kibla dopuszczalne było tylko w skrajnych przypadkach – powietrze w celi i bez tego było stęchłe i cuchnące. Kibel służył jedynie do oddawania moczu. Trzeba było być cyrkowcem, żeby używać go w innym celu. Ale jedzenie było wstrętne, powodowało rozwolnienie, nie dało się uniknąć korzystania z kibla w celi. Każdą potrzebę fizjologiczną człowieka zamieniano w narzędzie represji” – pisał Wudka.

Kolejną torturą było radio – na cały regulator od rana do nocy nastawiano ideologiczne audycje. Kryminaliści, jak twierdził, byli zachwyceni – ten hałas przytępiał niewesołe myśli. Jednak dla ludzi inteligentnych obcowanie z idiotyzmem jest nie do zniesienia – wspominał. Wszystkie te „przyjemności” miały uzmysłowić przetrzymywanym w areszcie, że w ich interesie jest współpracować ze śledczymi, do wszystkich czynów się co prędzej przyznać, stanąć przed sądem, dostać wyrok i pojechać odbywać karę w łagrze. KGB-owcy prowadzący przesłuchania zapewniali, że gdy podejrzany sam się do wszystkiego przyzna, to dostanie łagodny wyrok albo zaraz obejmie go amnestia. Co oczywiście nie było prawdą.

Na usługach śledczych często byli siedzący z „politycznymi” kryminaliści. Metody psychicznego – i nie tylko – nacisku są różne. Nowicjusze, którzy po raz pierwszy trafiali w żarna sprawiedliwości, dawali się przekonać opowieściom towarzyszy „pod celą”, że szczerość zeznań zaowocuje łagodnym wymiarem kary oraz skróci męki pobytu w areszcie śledczym. Kryminaliści nie ograniczali się zresztą do łagodnej perswazji; opornych bili, szantażowali, grozili im. Zdarzało się, że sami wymierzali sprawiedliwość za działalność wywrotową i „obrazę majestatu Kraju Rad”.

Wudka wspominał: „Czasami klawisz nie do końca przymykał judasza, wtedy rzucałem się w stronę drzwi, by przylgnąć do maleńkiej szpareczki, przez którą widać było skrawek okna po przeciwnej stronie korytarza. Za oknem był nasyp kolejowy, po którym przejeżdżały od czasu do czasu pociągi towarowe. Boże, jak mnie tam ciągnęło! Czy człowiek w normalnych warunkach może odczuwać taką chorobliwą tęsknotę? Cała Rosja, odcięta od normalnego życia, cierpi na taką tęsknotę. Czy nie na tym polega fenomen tej ogromnej energii, którą od czasu do czasu wypluwa z siebie ten trzymany pod butem kraj? Podobnie jak spod prasy oficjalnej, bezpłciowej świętoszkowatości wyrywa się seksualna energia – potężna i perwersyjna”.

Jak szaleć, to szaleć

W ciągu rocznego pobytu w areszcie śledczym i późniejszych lat w łagrze Wudka nasłuchał się – a czasami nie tylko nasłuchał – opowieści o takich wyczynach, których istnienia Zachód nigdy by się nawet nie domyślił. Taki przypadek jak gwałt grupy wyrostków na 60-letniej kobiecie nikogo nie szokował. Może bardziej działał na wyobraźnię kazus dziadka, który zgwałcił własną sześcioletnią wnuczkę. W śledztwie próbował się usprawiedliwiać: „Jakże to, miałem całe życie przeżyć i nie spróbować, jak smakuje sześcioletnia dziewczyneczka?”. „Słyszałem i o innych wynalazkach: oto kochający tatuś zamiast smoczka daje possać niemowlęciu coś zupełnie innego – opowiada Wudka. – Kryminaliści w łagrach zamiast kobiety wykorzystują zaprzęgniętą do wozu kobyłkę. Zwierzę po pewnym czasie przyzwyczaja się na tyle, że samo się zatrzymuje w odosobnionym miejscu i czeka.

Po odsiadce niektórzy kryminaliści specjalnie szukają pracy przy oporządzaniu zwierząt. „Zatrudniają się np. jako pasterze i romansują ze swoimi kozami bez ograniczeń. Mogą godzinami ciągnąć opowieści o wzajemnych pieszczotach z ulubionymi zwierzętami. Szczególną estymą w tym środowisku cieszą się świnie. A to dlatego, że – jak utrzymują kryminaliści – świnia jest gorąca. Ze świecącymi z podniecenia oczami opowiadają, jak to podkradają się do świnki w chlewiku, jak drapią ją po brzuchu, jak sobie pospołu chrumkają z rozkoszy, zachwycają się, jakie to uczuciowe zwierzę. Słyszałem i o wyczynach z ptactwem domowym. Kury – zapewniają kryminaliści – po akcie zdychają, a gęsi – żyją”. Jeden z siedzących w celi z Wudką bandytów snuł opowieść o tym, jak rybacy zgwałcili schwytanego wielkiego suma. Jego zimne, oślizgłe cielsko wzbudziło w nich wyjątkową podnietę.

Nad tym, że kryminaliści wykorzystują jeden drugiego, nie ma co się dłużej zatrzymywać – to banał. Takie porządki panowały nie tylko w łagrach, w których odbywali karę dorośli, ale także w koloniach karnych dla nieletnich. Gdy przybywał nowicjusz, brali go w obroty 18-letni starzy wyjadacze, którzy mieli status nietykalnych. Nadzorcy nie wnikali w zaprowadzane przez nich twardą ręką porządki, mieli dzięki temu spokój. Nie interesował ich też los nowicjuszy.

W ZSRR, przypomina Wudka, wsadzają ludzi do łagru „nawet za współżycie z własną żoną w nietradycyjnej pozie (na podstawie donosu teściowej), za stosunek z kobietą, choćby i prostytutką, która za kilka dni kończy 18 lat (a zatem podpadasz pod paragraf o uwiedzeniu nieletniej). I tak ukarani przykładnie obywatele, po kilku latach łagiernego życia, dochodzą do granic i je przekraczają”.

na podst. Tołkowatiel

***

GUŁag

Główny Zarząd Poprawczych Zakładów Pracy. Formalnie istniał (pod różnymi nazwami) w Związku Radzieckim w latach 1918–1960, ale ostatnich więźniów GUŁagu wypuszczono w 1987 r. W „rekordowym” 1950 r. w jego rękach spoczywał los aż 2,6 mln osób osadzonych w obozach pracy przymusowej, więzieniach tranzytowych i koloniach karnych dla małoletnich. W potocznej polszczyźnie „gułagami” bywają nazywane same obozy, czyli „łagry”. Liczbę więźniów, którzy tam zmarli lub zginęli, szacuje się na co najmniej 40 milionów.

24.06.2016 Numer 13.2016
Więcej na ten temat
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną